W końcu się udało. Nie miałam sił ostatnio na nic a tym bardziej na pisanie. Postaram się by kolejny rozdział był nieco szybciej ;P
----------------------------------------------
Tygodnie mijały powolnie, nudne misje rangi D nikogo nie satysfakcjonowały, a wręcz przeraźliwie nudziły. Bo kogo zdrowego na umyśle bawiłoby sprzątanie ulic, malowanie płotów, czy wyprowadzanie psów. Jedyną odskocznią było gonienie kota... tak kota. Jedna z mieszkanek ma pchlarza, na punkcie, którego ma delikatnie mówiąc fioła. Biedny, unikając pieszczot pulchnej kobiety ciągle ucieka, a ona wysyła za nim ninja, bo jej puszkowi jeszcze się coś stanie. Wtedy każdy Gennin, który musi go gonić dostaje lekcję pokory. Futrzak jest cholernie szybki i zwinny, ciężko go dorwać, tym bardziej, że on ani myśli wracać do swej właścicielki. Nie ma co się dziwić, większość goniących sama ma ochotę go gdzieś ukryć, gdy widzą jak kobieta miażdży mu zapewne kręgosłup, tuląc do siebie. Jednak dzięki nim jest ciągle przynajmniej jedna robota, bo ten myszołap ucieka średnio dwa razy w tygodniu, a czasem i codziennie...
- Naruto!
Blondyn otworzył oczy, leżąc na dachu i spojrzał na koleżankę z drużyny.
- Hmm?
- Hokage nas wzywa. - odparła, patrząc na niego.
- Misja?
- Chyba tak.
- Oby coś ciekawego.
- Gonienie kota?
- Byle nie to. - jęknął.
- Dalej masz blizny?
- Chcesz zobaczyć?
- Nie! - oburzyła się, ruszając przed siebie.
- Żartowałem. - westchnął, idąc za nią.
Dwa dni temu musieli gonić za kotem, gdy już go mieli złapać wyrwał się Sakurze i skoczył Uzumakiemu na tyłek, drapiąc, gryząc i zostawiając ślady.
Patrzył na plecy dziewczyny, biegnąc za nią do gabinetu staruszka. Od testu Kakashiego ich relacje trochę się poprawiły. Haruno nabrała do chłopaka czegoś w rodzaju szacunku, jednak do przyjaźni było im wciąż daleko. Podobnie było z Uchihą. Naruto widział drobną zmianę w jego zachowaniu, jednak sam nie był pewny czy mu się to nie zdaje. No bo kto by uwierzył, że Uchiha nie będzie przeszkadzać praca w grupie, na pewno nie Uzumaki.
Sakura zapukała przed wejściem, wyręczając blondyna, który nigdy się tym nie przejmował i wchodził gdy chciał.
- Dzień dobry, Hokage-sama.
- Cześć, staruszku.
- Naruto, mówisz do Hokage!
- Witajcie. Dobrze, że już jesteście. Na prośbę waszego Senseia mam dla was misję rangi C.
- Yatta! Nareszcie. - ucieszył się Naruto.
- Waszym zadaniem jest, przetransportowanie budowniczego mostów Tazune do Krainy Fal.
- Rozumiemy. - zapewnił Kakashi.
- Dobrze, wyruszycie jutro z samego rana. Tazuna będzie na was czekać o siódmej pod bramą.
- Hai!
Słońce nie zdążyło się jeszcze wychylić za koron potężnych konohańskich drzew, a grupa młodych geninów stała już pod bramą wioski.
- Gdzie jest ten człowiek! Ja nie mam czasu! - oburzał się średniego wieku mężczyzna.
- Spokojnie, Sensei za chwilę przyjdzie. - zapewniła Sakura.
- Za co ja wam niby płacę!
- Za ochronę.- odparł chłodno Uchicha. - Z tego zapewniam, że się wywiążemy.
- Jasne, co takie dzieciaki, jak wy mogą zrobić! Liczyłem, że ten cały Jounin będzie coś potrafił, ale on nie potrafi nawet przyjść na...
- Nie obrażaj naszego nauczyciela! - nie wytrzymał Uzumaki.
- Ty smarkaczu, myślisz, że wolno ci się tak do mnie...!
- Oy, oy, oy, co się dzieje? - znikąd koło Konohańczyków pojawił się Hatake.
- Ten smarkacz nie ma za grosz szacunku do klienta! - uniósł się wściekły.
- Naruto?
- Obrażał cię, Sensei.
- Przepraszam za spóźnienie, Tazuna-san, zatrzymało mnie coś ważnego.
- Nie obchodzi mnie to! Nie mam czasu by czekać na niekompetentnych ludzi.
- Co?! - zaczął Naruto, jednak dłoń Senseia na głowię skutecznie go uciszyła.
- W takim razie, Tazuna - san, nie marnujmy dalej twojego czasu i ruszajmy.
Cała grupa opuściła mury wioski i ruszyła szerokim traktem w kierunku Krainy Fal.
- Naruto, mogę cię prosić?
- Hai, Sensei!
Zdziwiony chłopak zwolnił tempo by zrównać się z nauczycielem.
- O co chodzi?
- Rozumiem, że Tazuna nie przypadł ci do gustu, ale...
- Wiem, przepraszam. Nie powinienem tak reagować.
Mężczyzna przyjrzał się uważnie poważnemu obliczu blondyna.
- Naruto, w porządku?
- Tak. Po prostu nie lubię gdy ktoś kogoś obraża bo mu coś się nie podoba.
- Jednak to nasz klient. Musisz zacisnąć zęby i udawać, że nic ci nie przeszkadza.
- To nie takie łatwe. - prychnął.
- Uznaj to za trening zdolności aktorskich. Do końca misji masz być miły dla Tazuny, rozumiesz?
- Hai! Sensei, czy w wiosce coś się stało?
Mężczyzna spojrzał uważnie na swego ucznia.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo zawsze wymyślasz jakieś głupie tłumaczenia gdy się spóźniasz a tym razem tego nie zrobiłeś.
- Nie martw się to nic poważnego.
Czas mijał powoli, droga strasznie się dłużyła. Mimo to wszyscy byli zadowoleni, że nie dzieje się nic niepokojącego i zagrażającego powodzeniu misji. Czego innego można się było spodziewać po zadaniu rangi C?
Grupa szła, rozglądając się uważnie. Droga w tym miejscu znacznie się zwęziła, na szerokość zmieścić się mogą najwyżej trzy dorosłe osoby. Dodatkową niedogodnością był gęsty las, ciężko wypatrzeć w nim jakiekolwiek zagrożenie. Ktoś może tam się kryć, a oni mogą nawet nie zdawać sobie z tego sprawy.
Kakashi uniósł głowę, patrząc na znikające za horyzontem słońce. Odwrócił się by spojrzeć na swych towarzyszy, gdy idący obok niego Tazuna potknął się i prawie przewrócił. Złapał go pod ramię podtrzymując.
- W porządku?
- Tak, dziękuję.
- Dobrze, kawałek stąd, jeśli dobrze pamiętam, powinna być polana. Zrobimy tam postój, wszyscy jesteśmy zmęczeni.
- Hai!
Tak jak mężczyzna powiedział, po zaledwie pięciominutowym spacerze przez las, dotarli do niedużej polany.
- Naruto, zorganizuj coś świeżego do jedzenia. Sasuke rozpal ognisko, ja rozłożę namioty, ty Sakura zostań z Tazuną-san.
- Hai!
Po zaledwie dwudziestu minutach wszystko było gotowe, a Naruto wracał z dziesięcioma dużymi rybami.
- Świetnie Naruto.
- Niedaleko jest rzeka, będziemy mogli się rano odświeżyć.
- Poszukam patyków. - powiedziała Sakura, odchodząc.
Naruto, razem z Kakashim za pomocą kunaji przygotowali ryby, a gdy tylko Sakura wróciła z patykami, zawisły one nad ogniem.
-Tazuna-san? - zaczął Naruto, zerkając na las po swojej prawej.
- Tak?
- Jak wygląda Kraina Fal?
- ... - mężczyzna milczał, krótką chwilę. - Cóż, Kraina Fal, to biedny kraj, żyjemy głównie z połowu ryb i handlu. Wyspa niegdyś była bardzo piękna, jednak teraz przez biedę niszczeje.
- Rozumiem.
- Co taki dzieciak jak ty może rozumieć? - prychnął.
Blondyn zacisnął zęby by nie powiedzieć czegoś za dużo.
- Jest pan budowniczym? - wyratował go Hatake.
- Tak, buduję most by umo...ułatwić handel.
Naruto znów zerknął w stronę lasu, wyciągając ukradkiem kunai. Nim zdążył coś jednak zrobić Kakashi cisnął swoją bronią przez polanę, a ta wbiła się w drzewo nad głową jednego z grupy bandziorów, który mierzył do nich z kuszy. Blondyn ukrył broń, mimo to czuł na sobie spojrzenie Senseia.
- TYYY!!! ZAPŁACISZ ZA TO!!! - wrzasnął mężczyzna, starając się ukryć przerażenie.
- Odejdźcie stąd! - rozkazał oschle siwowłosy.
- Najpierw oddacie wszystko co macie!
- Życia wam nie miłe? - prychnął Naruto.
- Uspokujmy się. - zastopował sytuację Kakashi. - Jesteśmy ninja, nie macie szans nas pokonać, jeśli teraz nas zostawicie, puścimy was wolno, ale jeśli nie, aresztujemy was.
- Skończ pieprzyć! Nas jest więcej! - wyjęli broń, ruszając do ataku.
Naruto westchnął znudzony i tworzył sześć klonów, "wyrównując" jednocześnie siły. Bandyci zatrzymali się zszokowani.
- Jak ty to...
- Jesteśmy ninja, czego się spodziewaliście? Nie wygralibyście nawet z jednym z nas...raczej. - spojrzał ostentacyjnie na Sakurę, która zrobiła się czerwona ze złości.
- Oo...oddajcie cco macie!- zająknął się zdenerwowany przywódca, jego koledzy zaczęli się powoli cofać.
- Sensei, co robimy z nimi? - zapytała Sakura.
- Zostań lepiej z Tazuną, my trzej się tym zajmiemy.
-H...hai!
Ninja nie mieli żadnego problemu z powaleniem niewytrenowanych mężczyzn. Sasuke i Naruto związali ich mocno, tak by nikt nie uciekł.
- I co teraz? - padło z ust Uzumakiego podstawowe pytanie.
- Nie daleko stąd jest niewielka wioska. Ktoś po nich przyjdzie. Słyszałem, że sprawiali trochę kłopotów w tych okolicach.
Mężczyzna przeciął palec i za pomocą techniki przyzwania, przywołał sięgającego mu do pasa wilczura. Pies zaszczekał wesoło, widząc Kakashiego, obwąchał go, warknął kilka razy na związanych mężczyzn i pobiegł w las.
- Do rana powinien ktoś tu już przybyć.
- O nieeee! - zawył Naruto.
- Co?!
- Ryby się spaliły. - zapłakał, stojąc nad zwęglonym mięsem. - To ja pójdę po nowe.
- Uważaj.
- Nie martw się, Sensei.
Odszedł, Kakashi wciąż nie mógł zrozumieć co mu nie pasuje w zachowaniu tego żywiołowego chłopaka. Niby wciąż zachowuje się tak samo, ale jednocześnie zachowuje się zupełnie inaczej.
- Dokąd idziesz, Sensei?
Z rozmyślań wyrwało go pytanie jego podopiecznej.
- Pójdę sprawdzić czy w lesie nikogo nie ma. Pilnujcie tu wszystkiego.
- Hai!
Mężczyzna, ukrywając swą energię udał się za swym uczniem nad rzekę. Ukrył się skutecznie w jego pobliżu i obserwował. Chłopak usiadł nad brzegiem rzeki i wpatrywał się w spokojnie przepływającą wodę.
- Co ja robię? - mruknął pod nosem mężczyzna.
Miał już odejść, gdy blondyn poderwał się gwałtownie z ziemi. Wyglądał na zdenerwowanego.
- Nie obchodzi mnie to! Nie jestem tobą! Nie będę zabijał każdego kto wejdzie mi w drogę!
Kakashi spojrzał z niedowierzaniem na swego podopiecznego.
- Nie! Zabijanie nie jest fajne, ogarnij się Kyuubi!
Chłopak jęknął krótko, padając na kolana i łapiąc się za głowę. W jednej chwili zaczął krzyczeć z bólu. Kakashi zerwał się z miejsca i podbiegł do chłopaka.
- Naruto! Naruto! Słyszysz mnie! Zwalcz go! Naruto!
Chłopak przestał krzyczeć i szarpać się. Leżał wciąż jednak zwinięty na trawie.
- W porządku?
- Sen...sei?
- Spokojnie.
- Co ty tu robisz? - usiadł z trudem oddychając.
Otworzył szerzej oczy, patrząc na mężczyznę.
- Ja... to nie tak jak...
- Wiesz o Kyubim?
- ...hhai...-wyszeptał niepewnie.
Jounin westchnął cicho, siadając obok chłopaka, patrząc na rzekę.
- Nie ja powinienem z tobą o tym rozmawiać.
- Dlaczego nikt mi nie powiedział?
- Bezpieczniej było dla ciebie byś nie wiedział.
- Przynajmniej wcześniej bym wiedział dlaczego wszyscy mnie nienawidzą.
- To nie prawda.
- Nie żartuj, Sensei. - prychnął, wstając. - Wszyscy by się mnie najchętniej pozbyli.
- Naruto...
- Nie rozumiem tego, Sensei! - zawołał, jego głos przepełniony był bólem. - Dlaczego tak mnie nienawidzą?! Przecież to nie ja pozabijałem ich bliskich!
- Nie, nie ty.
- Więc dlaczego!? - odwrócił się do mężczyzny zapłakany.
- Bo się boją.
- Czego? Nigdy im nic nie zrobiłem.
- Boją się siły, która w tobie drzemie.
- Przecież to nie moja wina! To Youndaime go we mnie zamknął!
- Naruto... Kyubi często cię tak męczy?
- Tylko jak się kłócimy i czasem jak mu się nudzi to męczy mnie koszmarami. - otarł niechciane łzy, siadając znów koło Kakashiego. - Zazwyczaj jest miły.
- Miły?
Mężczyzna zaniepokoił się gdy chłopak skrzywił się z bólu.
- Warczy, że psuję mu opinię. - uśmiechnął się lekko. - Nie martw się o mnie, już przywykłem.
- Sokka...W jaki sposób jest dla ciebie miły?
Chłopak wzruszył ramionami, zrywając źdźbło trawy.
- Po prostu, leczył mnie od zawsze gdy ktoś mnie pobił, czasem ze mną porozmawia, jest nawet zabawny, ale ma czarny humor. Od jakiegoś czasu, też mnie...
- Co? - zapytał, gdy chłopak zamilkł.
- Uczy mnie. - spuścił głowę.
- Kyubi cię uczy? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. Od roku. Nauczył mnie Kage bushin no jutsu i uczy kontrolować chakrę.
- Od kiedy o nim wiesz?
- Z trzy lata.
- Rozumiem.
- Sensei...?
- Tak?
- Nie chcę by inni o tym wiedzieli i tak nikt mnie nie lubi, jak się dowiedzą...
- Nie martw się. Muszę powiadomić o tym Hokage, jednak reszta się nie dowie.
- To dobrze.
- Czyli wasze relacje są pozytywne?
- Lepszych z nikim nie mam. - wstał. - Powinniśmy złapać te ryby i wracać.
Wspólnie złapali kolejnych dziesięć ryb i ruszyli spacerem w stronę obozowiska. Naruto zatrzymał się przed końcem linii drzew.
- Naruto?
- Sensei, czy ty...? Czy ty też mnie nienawidzisz przez Kyubiego? Wiem, że Yondaime-sama był twoim nauczycielem...
Mężczyzna westchnął cicho i położył chłopakowi dłoń na głowie, uśmiechając się ciepło.
- Do niego mam żal o to co się stało, nie do ciebie. Chodźmy zjeść.
- Hai! Arigatou, Sensei!
Zjedli ze spokojem kolację, ignorując wrzeszczących rozbójników i podzieliwszy między siebie warty położyli się spać. Z samego rana chwilę po tym jak zjedli śniadanie, pojawiło się pięciu mężczyzn, którzy po szybkim przywitaniu z Kakashim zabrali więźniów do swej wioski. Konohańczycy byli już wolni i mogli ruszać dalej.
----------------------------------------------
Tygodnie mijały powolnie, nudne misje rangi D nikogo nie satysfakcjonowały, a wręcz przeraźliwie nudziły. Bo kogo zdrowego na umyśle bawiłoby sprzątanie ulic, malowanie płotów, czy wyprowadzanie psów. Jedyną odskocznią było gonienie kota... tak kota. Jedna z mieszkanek ma pchlarza, na punkcie, którego ma delikatnie mówiąc fioła. Biedny, unikając pieszczot pulchnej kobiety ciągle ucieka, a ona wysyła za nim ninja, bo jej puszkowi jeszcze się coś stanie. Wtedy każdy Gennin, który musi go gonić dostaje lekcję pokory. Futrzak jest cholernie szybki i zwinny, ciężko go dorwać, tym bardziej, że on ani myśli wracać do swej właścicielki. Nie ma co się dziwić, większość goniących sama ma ochotę go gdzieś ukryć, gdy widzą jak kobieta miażdży mu zapewne kręgosłup, tuląc do siebie. Jednak dzięki nim jest ciągle przynajmniej jedna robota, bo ten myszołap ucieka średnio dwa razy w tygodniu, a czasem i codziennie...
- Naruto!
Blondyn otworzył oczy, leżąc na dachu i spojrzał na koleżankę z drużyny.
- Hmm?
- Hokage nas wzywa. - odparła, patrząc na niego.
- Misja?
- Chyba tak.
- Oby coś ciekawego.
- Gonienie kota?
- Byle nie to. - jęknął.
- Dalej masz blizny?
- Chcesz zobaczyć?
- Nie! - oburzyła się, ruszając przed siebie.
- Żartowałem. - westchnął, idąc za nią.
Dwa dni temu musieli gonić za kotem, gdy już go mieli złapać wyrwał się Sakurze i skoczył Uzumakiemu na tyłek, drapiąc, gryząc i zostawiając ślady.
Patrzył na plecy dziewczyny, biegnąc za nią do gabinetu staruszka. Od testu Kakashiego ich relacje trochę się poprawiły. Haruno nabrała do chłopaka czegoś w rodzaju szacunku, jednak do przyjaźni było im wciąż daleko. Podobnie było z Uchihą. Naruto widział drobną zmianę w jego zachowaniu, jednak sam nie był pewny czy mu się to nie zdaje. No bo kto by uwierzył, że Uchiha nie będzie przeszkadzać praca w grupie, na pewno nie Uzumaki.
Sakura zapukała przed wejściem, wyręczając blondyna, który nigdy się tym nie przejmował i wchodził gdy chciał.
- Dzień dobry, Hokage-sama.
- Cześć, staruszku.
- Naruto, mówisz do Hokage!
- Witajcie. Dobrze, że już jesteście. Na prośbę waszego Senseia mam dla was misję rangi C.
- Yatta! Nareszcie. - ucieszył się Naruto.
- Waszym zadaniem jest, przetransportowanie budowniczego mostów Tazune do Krainy Fal.
- Rozumiemy. - zapewnił Kakashi.
- Dobrze, wyruszycie jutro z samego rana. Tazuna będzie na was czekać o siódmej pod bramą.
- Hai!
Słońce nie zdążyło się jeszcze wychylić za koron potężnych konohańskich drzew, a grupa młodych geninów stała już pod bramą wioski.
- Gdzie jest ten człowiek! Ja nie mam czasu! - oburzał się średniego wieku mężczyzna.
- Spokojnie, Sensei za chwilę przyjdzie. - zapewniła Sakura.
- Za co ja wam niby płacę!
- Za ochronę.- odparł chłodno Uchicha. - Z tego zapewniam, że się wywiążemy.
- Jasne, co takie dzieciaki, jak wy mogą zrobić! Liczyłem, że ten cały Jounin będzie coś potrafił, ale on nie potrafi nawet przyjść na...
- Nie obrażaj naszego nauczyciela! - nie wytrzymał Uzumaki.
- Ty smarkaczu, myślisz, że wolno ci się tak do mnie...!
- Oy, oy, oy, co się dzieje? - znikąd koło Konohańczyków pojawił się Hatake.
- Ten smarkacz nie ma za grosz szacunku do klienta! - uniósł się wściekły.
- Naruto?
- Obrażał cię, Sensei.
- Przepraszam za spóźnienie, Tazuna-san, zatrzymało mnie coś ważnego.
- Nie obchodzi mnie to! Nie mam czasu by czekać na niekompetentnych ludzi.
- Co?! - zaczął Naruto, jednak dłoń Senseia na głowię skutecznie go uciszyła.
- W takim razie, Tazuna - san, nie marnujmy dalej twojego czasu i ruszajmy.
Cała grupa opuściła mury wioski i ruszyła szerokim traktem w kierunku Krainy Fal.
- Naruto, mogę cię prosić?
- Hai, Sensei!
Zdziwiony chłopak zwolnił tempo by zrównać się z nauczycielem.
- O co chodzi?
- Rozumiem, że Tazuna nie przypadł ci do gustu, ale...
- Wiem, przepraszam. Nie powinienem tak reagować.
Mężczyzna przyjrzał się uważnie poważnemu obliczu blondyna.
- Naruto, w porządku?
- Tak. Po prostu nie lubię gdy ktoś kogoś obraża bo mu coś się nie podoba.
- Jednak to nasz klient. Musisz zacisnąć zęby i udawać, że nic ci nie przeszkadza.
- To nie takie łatwe. - prychnął.
- Uznaj to za trening zdolności aktorskich. Do końca misji masz być miły dla Tazuny, rozumiesz?
- Hai! Sensei, czy w wiosce coś się stało?
Mężczyzna spojrzał uważnie na swego ucznia.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo zawsze wymyślasz jakieś głupie tłumaczenia gdy się spóźniasz a tym razem tego nie zrobiłeś.
- Nie martw się to nic poważnego.
Czas mijał powoli, droga strasznie się dłużyła. Mimo to wszyscy byli zadowoleni, że nie dzieje się nic niepokojącego i zagrażającego powodzeniu misji. Czego innego można się było spodziewać po zadaniu rangi C?
Grupa szła, rozglądając się uważnie. Droga w tym miejscu znacznie się zwęziła, na szerokość zmieścić się mogą najwyżej trzy dorosłe osoby. Dodatkową niedogodnością był gęsty las, ciężko wypatrzeć w nim jakiekolwiek zagrożenie. Ktoś może tam się kryć, a oni mogą nawet nie zdawać sobie z tego sprawy.
Kakashi uniósł głowę, patrząc na znikające za horyzontem słońce. Odwrócił się by spojrzeć na swych towarzyszy, gdy idący obok niego Tazuna potknął się i prawie przewrócił. Złapał go pod ramię podtrzymując.
- W porządku?
- Tak, dziękuję.
- Dobrze, kawałek stąd, jeśli dobrze pamiętam, powinna być polana. Zrobimy tam postój, wszyscy jesteśmy zmęczeni.
- Hai!
Tak jak mężczyzna powiedział, po zaledwie pięciominutowym spacerze przez las, dotarli do niedużej polany.
- Naruto, zorganizuj coś świeżego do jedzenia. Sasuke rozpal ognisko, ja rozłożę namioty, ty Sakura zostań z Tazuną-san.
- Hai!
Po zaledwie dwudziestu minutach wszystko było gotowe, a Naruto wracał z dziesięcioma dużymi rybami.
- Świetnie Naruto.
- Niedaleko jest rzeka, będziemy mogli się rano odświeżyć.
- Poszukam patyków. - powiedziała Sakura, odchodząc.
Naruto, razem z Kakashim za pomocą kunaji przygotowali ryby, a gdy tylko Sakura wróciła z patykami, zawisły one nad ogniem.
-Tazuna-san? - zaczął Naruto, zerkając na las po swojej prawej.
- Tak?
- Jak wygląda Kraina Fal?
- ... - mężczyzna milczał, krótką chwilę. - Cóż, Kraina Fal, to biedny kraj, żyjemy głównie z połowu ryb i handlu. Wyspa niegdyś była bardzo piękna, jednak teraz przez biedę niszczeje.
- Rozumiem.
- Co taki dzieciak jak ty może rozumieć? - prychnął.
Blondyn zacisnął zęby by nie powiedzieć czegoś za dużo.
- Jest pan budowniczym? - wyratował go Hatake.
- Tak, buduję most by umo...ułatwić handel.
Naruto znów zerknął w stronę lasu, wyciągając ukradkiem kunai. Nim zdążył coś jednak zrobić Kakashi cisnął swoją bronią przez polanę, a ta wbiła się w drzewo nad głową jednego z grupy bandziorów, który mierzył do nich z kuszy. Blondyn ukrył broń, mimo to czuł na sobie spojrzenie Senseia.
- TYYY!!! ZAPŁACISZ ZA TO!!! - wrzasnął mężczyzna, starając się ukryć przerażenie.
- Odejdźcie stąd! - rozkazał oschle siwowłosy.
- Najpierw oddacie wszystko co macie!
- Życia wam nie miłe? - prychnął Naruto.
- Uspokujmy się. - zastopował sytuację Kakashi. - Jesteśmy ninja, nie macie szans nas pokonać, jeśli teraz nas zostawicie, puścimy was wolno, ale jeśli nie, aresztujemy was.
- Skończ pieprzyć! Nas jest więcej! - wyjęli broń, ruszając do ataku.
Naruto westchnął znudzony i tworzył sześć klonów, "wyrównując" jednocześnie siły. Bandyci zatrzymali się zszokowani.
- Jak ty to...
- Jesteśmy ninja, czego się spodziewaliście? Nie wygralibyście nawet z jednym z nas...raczej. - spojrzał ostentacyjnie na Sakurę, która zrobiła się czerwona ze złości.
- Oo...oddajcie cco macie!- zająknął się zdenerwowany przywódca, jego koledzy zaczęli się powoli cofać.
- Sensei, co robimy z nimi? - zapytała Sakura.
- Zostań lepiej z Tazuną, my trzej się tym zajmiemy.
-H...hai!
Ninja nie mieli żadnego problemu z powaleniem niewytrenowanych mężczyzn. Sasuke i Naruto związali ich mocno, tak by nikt nie uciekł.
- I co teraz? - padło z ust Uzumakiego podstawowe pytanie.
- Nie daleko stąd jest niewielka wioska. Ktoś po nich przyjdzie. Słyszałem, że sprawiali trochę kłopotów w tych okolicach.
Mężczyzna przeciął palec i za pomocą techniki przyzwania, przywołał sięgającego mu do pasa wilczura. Pies zaszczekał wesoło, widząc Kakashiego, obwąchał go, warknął kilka razy na związanych mężczyzn i pobiegł w las.
- Do rana powinien ktoś tu już przybyć.
- O nieeee! - zawył Naruto.
- Co?!
- Ryby się spaliły. - zapłakał, stojąc nad zwęglonym mięsem. - To ja pójdę po nowe.
- Uważaj.
- Nie martw się, Sensei.
Odszedł, Kakashi wciąż nie mógł zrozumieć co mu nie pasuje w zachowaniu tego żywiołowego chłopaka. Niby wciąż zachowuje się tak samo, ale jednocześnie zachowuje się zupełnie inaczej.
- Dokąd idziesz, Sensei?
Z rozmyślań wyrwało go pytanie jego podopiecznej.
- Pójdę sprawdzić czy w lesie nikogo nie ma. Pilnujcie tu wszystkiego.
- Hai!
Mężczyzna, ukrywając swą energię udał się za swym uczniem nad rzekę. Ukrył się skutecznie w jego pobliżu i obserwował. Chłopak usiadł nad brzegiem rzeki i wpatrywał się w spokojnie przepływającą wodę.
- Co ja robię? - mruknął pod nosem mężczyzna.
Miał już odejść, gdy blondyn poderwał się gwałtownie z ziemi. Wyglądał na zdenerwowanego.
- Nie obchodzi mnie to! Nie jestem tobą! Nie będę zabijał każdego kto wejdzie mi w drogę!
Kakashi spojrzał z niedowierzaniem na swego podopiecznego.
- Nie! Zabijanie nie jest fajne, ogarnij się Kyuubi!
Chłopak jęknął krótko, padając na kolana i łapiąc się za głowę. W jednej chwili zaczął krzyczeć z bólu. Kakashi zerwał się z miejsca i podbiegł do chłopaka.
- Naruto! Naruto! Słyszysz mnie! Zwalcz go! Naruto!
Chłopak przestał krzyczeć i szarpać się. Leżał wciąż jednak zwinięty na trawie.
- W porządku?
- Sen...sei?
- Spokojnie.
- Co ty tu robisz? - usiadł z trudem oddychając.
Otworzył szerzej oczy, patrząc na mężczyznę.
- Ja... to nie tak jak...
- Wiesz o Kyubim?
- ...hhai...-wyszeptał niepewnie.
Jounin westchnął cicho, siadając obok chłopaka, patrząc na rzekę.
- Nie ja powinienem z tobą o tym rozmawiać.
- Dlaczego nikt mi nie powiedział?
- Bezpieczniej było dla ciebie byś nie wiedział.
- Przynajmniej wcześniej bym wiedział dlaczego wszyscy mnie nienawidzą.
- To nie prawda.
- Nie żartuj, Sensei. - prychnął, wstając. - Wszyscy by się mnie najchętniej pozbyli.
- Naruto...
- Nie rozumiem tego, Sensei! - zawołał, jego głos przepełniony był bólem. - Dlaczego tak mnie nienawidzą?! Przecież to nie ja pozabijałem ich bliskich!
- Nie, nie ty.
- Więc dlaczego!? - odwrócił się do mężczyzny zapłakany.
- Bo się boją.
- Czego? Nigdy im nic nie zrobiłem.
- Boją się siły, która w tobie drzemie.
- Przecież to nie moja wina! To Youndaime go we mnie zamknął!
- Naruto... Kyubi często cię tak męczy?
- Tylko jak się kłócimy i czasem jak mu się nudzi to męczy mnie koszmarami. - otarł niechciane łzy, siadając znów koło Kakashiego. - Zazwyczaj jest miły.
- Miły?
Mężczyzna zaniepokoił się gdy chłopak skrzywił się z bólu.
- Warczy, że psuję mu opinię. - uśmiechnął się lekko. - Nie martw się o mnie, już przywykłem.
- Sokka...W jaki sposób jest dla ciebie miły?
Chłopak wzruszył ramionami, zrywając źdźbło trawy.
- Po prostu, leczył mnie od zawsze gdy ktoś mnie pobił, czasem ze mną porozmawia, jest nawet zabawny, ale ma czarny humor. Od jakiegoś czasu, też mnie...
- Co? - zapytał, gdy chłopak zamilkł.
- Uczy mnie. - spuścił głowę.
- Kyubi cię uczy? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. Od roku. Nauczył mnie Kage bushin no jutsu i uczy kontrolować chakrę.
- Od kiedy o nim wiesz?
- Z trzy lata.
- Rozumiem.
- Sensei...?
- Tak?
- Nie chcę by inni o tym wiedzieli i tak nikt mnie nie lubi, jak się dowiedzą...
- Nie martw się. Muszę powiadomić o tym Hokage, jednak reszta się nie dowie.
- To dobrze.
- Czyli wasze relacje są pozytywne?
- Lepszych z nikim nie mam. - wstał. - Powinniśmy złapać te ryby i wracać.
Wspólnie złapali kolejnych dziesięć ryb i ruszyli spacerem w stronę obozowiska. Naruto zatrzymał się przed końcem linii drzew.
- Naruto?
- Sensei, czy ty...? Czy ty też mnie nienawidzisz przez Kyubiego? Wiem, że Yondaime-sama był twoim nauczycielem...
Mężczyzna westchnął cicho i położył chłopakowi dłoń na głowie, uśmiechając się ciepło.
- Do niego mam żal o to co się stało, nie do ciebie. Chodźmy zjeść.
- Hai! Arigatou, Sensei!
Zjedli ze spokojem kolację, ignorując wrzeszczących rozbójników i podzieliwszy między siebie warty położyli się spać. Z samego rana chwilę po tym jak zjedli śniadanie, pojawiło się pięciu mężczyzn, którzy po szybkim przywitaniu z Kakashim zabrali więźniów do swej wioski. Konohańczycy byli już wolni i mogli ruszać dalej.
Szczerze, zaskakujący obrót sprawy. Tylko, że jakby to, Naruto jest strasznie doskonały, no ale pewnie w następnym rozdziale jest coś bardziej zaskakującego, btw fajnie wymyślona technika :) i Sasek też coś za spokojny jest, no ale nic, czytam dalej :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak Naruto bandziorów dawno zauważył, a Kakashi dopiero teraz, o mało się nie wygadał, ale Kakashi już podejrzewa o co naprawdę chodzi, ich pierwsza misja rangi „C”
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
System error zaczął mi się już w 2 akapicie:
OdpowiedzUsuńTak mijały tygodnie na nudnych misjach rangi D. Wyprowadzanie psów, pielenie ogródków, malowanie płotów itd.
-NARUTO! NARUTO!
-Co jest Sakura?
-Hokage nas wzywa.
-Już lecę.
Jak im mijały? Niby piszesz, że robili D, ale... w takim razie nie zaczyna się od tak. Następnie mamy "NARUTO! NARUTO!"... Gdzie oni są? O co chodzi? Czy Sakura została wezwana przez Kakashiego? Nie wiem.
Dalej mamy przydzielenie misji... czy Kakashi ich pochalił, że ją dostali? Nie pamiętasz oryginału? Tam Naruto zaczął krzyczeć by traktować go poważnie... nie rozumiem.
Dalej mamy scenę z bandytami. Spory, ale właśnie zabiłaś Kakashiego. Come on, to wykwalifikowany jonin, a nie byle dzieciak. Nawet gdyby twój Naruto miał jak w moim opowiadnaiu super zmysł sensora, to i tak Kakashi by wyczół byle bandytę (gość nawet nie jest ninja, więc by się nie zdołał ukryć przed Kakashim) za nim by się do nich zbliżył na 10 metrów.
Nie komentuje walki... nie, po prostu tego nie zrobię, nie ma mowy. Dalej... Kakashi potrafiący zrobić 60 Kage Bunshin... weź nie żartuj. 5 to pewnie maksimum. Z całym szacunkiem do Kakashiego, ale nie zrobił by tyle... już nie wspominając, że nie musi przeciw rabusiom na naprawdę!!!
Komentarz Pakkuna pozostawie bez komentarza. Niby skąd ten pies może to wiedzieć. Te cholerne dresy (zakładam, że to Naruto ma na sobie, bo nie mamy o jego stroju jakiejkolwiek informacji) zakrywa, go tak, że nie da się ocenić jego postury fizycznej. Sama ilość chakry nic nie daje i nawet wyczucie jej nie zmieniło by nic. Ta... nie komentuje, bo Naruto nie ma poziomu jonina... nie ma i koniec.
Ta.. to mnie chyba najbardziej wkurzyło. Nie będę mówić co sądzę o tym co jest dalej.
Nie zrozum mnie źle... no dobra nie podoba mi się twoje opo i aż nie chce mi się czytać dalej. To jest słabe (może, aż mi głupio tak ludzi mieszać z błotem). Nie mówię, że masz przestać pisać, ale... Kurde ja bym tak nie mogła. Kiedyś jak tak komuś nawrzucałam to autor przestał pisać... to trochę smutne.
Tak na koniec dodam, że jeśli chcesz ze mną pogadać to pisz na mojego maila: narya.anima@gmail.com i tam możesz mnie zabić, albo cokolwiek.
UsuńChciałam komentować dalej, ale nie mam na to siły. Ja dłużej pisze te komentarze niż czytam notki, a to mija się z celem, a dodatkowo jak już wspomniałam, historia mnie nie wciąga i nie mogę. Może jest lepiej w tym 49 rozdziale, ale ja nie mam na to siły, sorry.