Translate

środa, 16 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 13

Rozdział 13



- Nie najgorzej, dzieciaku. Po egzaminie jeszcze potrenujemy. 
- Phy, nawet cię nie dotknąłem...
- A czego się spodziewałeś, smarkaczu? Że trzynastolatek trafi demona? Daleko ci jeszcze do tego.
- Dobra, dobra, rozumiem. Spadam. Dzięki za trening. 
       Naruto otworzył oczy i dostrzegł rozmawiających wokół niego przyjaciół. Poruszył się lekko i skrzywił, czując ból w zastanych mięśniach. 
- Naruto-kun? 
- Ohayo, Hinata-chan. 
- Obudziłeś się w końcu, młotku. - mruknął Uchiha. 
- Taa, musiałem się trochę zdrzemnąć. - uśmiechnął się lekko. 
- Ale, że cztery dni. - prychnęła Sakura. 
- Och, aż tyle? - udał głupiego, po czym parsknął krótko śmiechem. - Nie patrz tak na mnie, Sakura-chan. Ignorowałem po prostu Inuzuke, jak mi poszło?
- Po mistrzowsku. Nic ciekawego cię nie ominęło. Wszyscy tylko zabijają się spojrzeniami.
- O, serio? - zainteresował się.
- Taa, atmosfera jest trochę napięta.
        Rozejrzał się po ludziach wokół. Drużyn nie było jakoś szczególnie dużo, zaledwie siedem, czyli dwadzieścia jeden osób. Co blondyna zdziwiło to, to, że wśród nich aż pięć drużyn było z Konohy, choć jednych nie kojarzył. W sumie to był pewny, że nigdy ich nie widział. Jeden niebieskowłosy okularnik i dwoje mężczyzn z czarnymi maskami na twarzach. Jednak najbardziej zaskakujący był fakt, że wszyscy na sali się na niego gapili. 
- Ej, czemu wszyscy się na mnie patrzą?
- Bo przez cztery dni, odkąd tu przyszedłeś, nie ruszyłeś się ani o milimetr? - zasugerował Sasuke. 
- Hmm, coś w tym jest. 
       Podniósł się z ziemi, ignorując wszystkich i przeciągnął się mocno by rozruszać mięśnie, aż mu coś strzeliło. 
- Ite...Sasuke-kun, ja już się rozsypuję. 
- To rozsypuj się szybciej, bo mnie irytujesz, młotku.
- Jesteś podły. - udał rozpacz. - Za chwilę będą zaczynać.
- Skąd wiesz? - zapytał Kiba.
       Pozostali jedynie kiwnęli głową na znak, że rozumieją. Tak jak Uzumaki powiedział po chwili do sali weszła ich egzaminatorka razem z kilkoma  innymi Jouninami i samym Hokage. Tym razem nie było w pobliżu żadnego członka ANBU.
- Witajcie. - przemówił Hokage, a wszyscy Gennini podnieśli się z miejsc. - Ustawcie się proszę drużynami, w rzędach, twarzami do mnie.
         Gennini natychmiast wykonali polecenie i z uwagą przyglądali się przywódcy wioski liścia, który wyglądał bardziej na rozsypującego się powoli starca, niż najpotężniejszego ninje wioski.
- Gratuluję wam przejścia drugiego etapu Egzaminu. Obawiam się niestety, że jest was zbyt dużo i musimy przeprowadzić jeszcze eliminacje.
- Co? Ale jak to?
- W czasie finału może odbyć się maksymalnie pięć pojedynków. Takie są zasady.
          Hokage cofnął się o kilka kroków i dał znak jednemu Jouninowi, że może zaczynać.
- Dobra, słuchajcie. Walki będą przebiegać na prostych zasadach. Rzeźba z tablicą za mną będzie losować walczących. Walczycie jeden na jeden. Walka kończy się gdy jeden z walczących zginie, lub się podda. Walkę mogę przerwać również ja. Czy ktoś nie czuje się na siłach i chce się wycofać? - zapytał.
- Ja. - rękę podniósł jeden z Genninów Konohy. Niebieskowłosy chłopak.
         Naruto zmrużył lekko oczy, przyglądając mu się uważnie. Nie wyglądał na rannego, ani zmęczonego. Dlaczego więc się wycofuje?
- Dobrze, Kabuto Yakushi możesz opuścić salę.
- Hai!
         Gdy chłopak tylko wyszedł egzaminator kontynuował.
- Są jakieś pytania?
- Jak rozumiem, od teraz działamy indywidualnie. - odezwała się dziewczyna z wioski piasku.
- Tak. Dobrze, skoro nie ma więcej pytań to zaczynajmy. Osoby wyznaczone zostają na polu walki, a reszta udaje się na balkony.
- Hai!
         Złożył pojedynczą pieczęć a tablica zaczęła losować dwoje uczestników.
- Sasuke Uchiha i Yoroi Akado. - zawołał Jounin.
      Obydwoje pozostali na polu walki a reszta zgodnie z poleceniem prowadzącego udali się na balkony.
- Możecie zaczynać! - sędzia odskoczył na bezpieczną odległość, a walka się zaczęła.
          Yoroi zaczął jako pierwszy. Silnym uderzeniem chciał powalić Sasuke, ale ten bez większych trudności uniknął ataku i odskoczył na bezpieczną odległość. Jego przeciwnik miał zaszczyt zobaczyć czerwony blask, gdy chłopak podniósł spojrzenie.
- Czyż to ta straszna broń klanu Uchiha? Sharingan? Ale z tego co widzę to dopiero pierwszy poziom. Słabiutko.
- Wystarczająco by cię pokonać.
- Wyszczekany, kundel. To pokaż na co cię stać.
       Uchiha uśmiechnął się lekko i ruszył powoli w stronę przeciwnika. W jednej chwili przyśpieszył, znikając zamaskowanemu mężczyźnie z pola widzenia. Pojawił się w powietrzu koło niego i kopnął go mocno w bok głowy. Akado padł ogłuszony na ziemie. Pozbierał się jednak dosyć szybko i nim Sasuke zdążył zakończyć walkę, ten już stał i bez większych problemów blokował wszystkie ataki. Przebił się przez gardę Uchihy i złapał go za ramię. Czarnowłosy krzyknął krótko i upadł na kolana, ciężko dysząc.
- I co teraz, piesku? - zakpił.
      Sasuke zacisnął zęby i cisnął w mężczyznę kunajem. Ten musiał odskoczyć, puszczając chłopaka.
- Piekielna technika. - Sasuke uśmiechnął się lekko, ocierając pot z czoła, czując jak spora ilość chakry opuściła jego ciało.
     Wyjął kolejny kunaj i zaatakował. Wymieniał z przeciwnikiem wiele ciosów, nie pozwalając mu się za żadne skarby dotknąć. Obydwoje wyglądali na zmęczonych, gdy nagle Sasuke odepchnął od siebie rękę przeciwnika i kopnął go z całych sił w mostek, z całą pewnością go łamiąc. Yoroi upadł na ziemię, krzycząc z bólu. Sasuke ukucnął przy nim i przyłożył mu kunaj do gardła.
- Walkę wygrywa Uchiha Sasuke. - zawyrokował prowadzący.
        Sasuke od razu skierował się na trybuny, gdzie czekała na niego drużyna z Senseiem, a jego przeciwnikiem zajęli się medycy.
        Kolejne walki nie wniosły nic ciekawego. Zmierzyły się wielkie rywalki Ino i Sakura. Co prawda Ino zaskoczyła wszystkich swoją pomysłowością, blokując ruchy Sakury za pomocą ściętych włosów, zaś Sakura zaskoczyła siłą swego umysłu wyrzucając Yamanakę z niego, mimo to walka była przeciętna, tak jak obie kunoichi, przynajmniej w mniemaniu Naruto.
      Po dziewczynach walczył chłopak z wioski dźwięku, Zaku Abumi z Kankuro z Suny, a następnie dziewczyna z wioski dźwięku,  Kim Tsuchi z Shikamaru. Trzeba przyznać strategowi Konohy, że mimo swego lenistwa w niezłym stylu pokonał przeciwniczkę.
- Hinata Hyuga i Neji Hyuga. - odczytał kolejnych walczących, prowadzący.
      Obydwoje po chwili zeszli na pole walki. Neji był spokojny i uśmiechał się lekko. Hinata zaś wyglądała na przerażoną. Ręce jej drżały i oddychała ciężko.
- Zaczynajcie.
- Hinata-sama, wycofaj się. Oboje wiemy, że nigdy nie chciałaś być ninja. Byłaś zbyt delikatna, zbyt wrażliwa...
- Mylisz się bracie, ja chciałam... ja zmieniłam się.
- Nie można się zmienić. Tchórz zawsze pozostanie tchórzem, taka jest kolej rzeczy.
        Naruto zacisnął zęby, słuchając słów chłopaka.
- Kakashi- sensei, kto to jest?
- On? Neji Hyuga, kuzyn Hinaty i nowe objawienie klanu. Uważany jest za młodego geniusza.
- Dlaczego Hinata-chan się go boi?
- To skomplikowane. - usłyszał odpowiedź mentorki dziewczyny.
- Co masz na myśli, Kurenai-sensei?
- Klan Hyuga jest bardzo surowy. Na każdym się to odbija inaczej. Neji jest...
- Kim?
- Ptaszkiem w klatce.
- Co to znaczy?
- ... - kobieta już jednak nie odpowiedziała.
      Naruto spojrzał na skuloną lekko Hinatę z przerażeniem w oczach. Nie potrafił na to patrzeć. Ta zwykle miła dziewczyna, stała sparaliżowana, patrząc z przerażeniem na swego krewnego. Blondyn nie słuchał już nawet co mówi ten dupek. Widział jedynie te przerażone, lawendowe spojrzenie.
Nie chciał tego widzieć, lecz nie potrafił odwrócić spojrzenia. Zacisnął zęby gdy coś mocno ścisnęło mu się w żołądku.
- Naruto, w porządku? - wyrwała go z tego odrętwienia Sakura, kładąc mu dłoń na barku.
- Nie. - warknął pod nosem, a dziewczyna mimowolnie się odsunęła.
- Nie rób nic głupiego. - wtrącił Kakashi. - Nie wolno ci przerwać walki.
- To nie jest walka. On się nad nią pastwi psychicznie.
- Ninja powinien być wstanie sobie z takim atakiem również poradzić.
        Zacisnął pięści i przymknął lekko oczy.
- Hinata - chan, sobie poradzi. - odezwała się Kurenai. - Wszyscy w to wątpią, ale ona jest bardzo silna. Tylko potrzebuje lekkiego popchnięcia. - uśmiechnęła się lekko.
- Ale teraz musi sama sobie radzić. - stwierdziła Sakura.
- To pra...
- Nie musi. - Naruto położył dłonie na barierkach i nabrał głębiej powietrza do płuc. - Hinata! Nie słuchaj tego pajaca i skop mu tyłek! Nikt nie ma prawa cię oceniać! Sama wiesz najlepiej ile ćwiczysz. Pokaż mu!
     Zacisnął zęby, słysząc prychnięcie chłopaka. Skupił się na Hinacie i zabrakło mu powietrza w płucach, widząc jej spojrzenie skupione na nim. Z każdą chwilą widział jak się uspokajało i stawało się coraz pewniejsze. W jej oczach zapłonął słaby ogień.
- Właśnie. - uśmiechnął się do niej ciepło.
        Dziewczyna złożyła kilka pieczęci i jej oczy się zmieniły. Spojrzenie stało się ostrzejsze, na skroniach i policzkach pojawiły się uwypuklone żyłki chakry. Jej kuzyn poszedł w jej ślady, jednak nie musiał użyć do tego żadnej pieczęci. Naruto od razu dostrzegł dużą przewagę chłopaka. Chakra Hinaty była intensywniejsza, jednak jej strach bardzo ją tłumił. Chakra jej kuzyna była silniejsza i lepiej kontrolowana. W klanie Hyuga, to na pewno ma bardzo duże znaczenie. Zacisnął mocniej palce na barierce, patrząc na atakującą chłopaka Hinate.
- Dasz radę. - szepnął cicho, czując silny niepokój.
- Naruto... - usłyszał cichy głos Kurenai,
- Tak? - zapytał, nie odwracając wzroku z pola walki. Hinata dobrze sobie radziła. Unikała większość ataków. Oberwała zaledwie kilka razy. Problemem był fakt, że ona nie potrafiła dosięgnąć kuzyna.
- Dlaczego tak to przeżywasz? Z tego co wiem nie znasz Hinaty zbyt dobrze.
- ... nie jemu oceniać kto jest ile wart i kto ile może osiągnąć. Hinata...
- Tak?
- Nie ważne.
      Spojrzał na walczących, gdy obydwoje się zatrzymali. Hinata trafiła chłopaka w bark, ten jednak nawet się nie skrzywił. Złapał ją za rękę i podciągnął jej rękaw bluzy. Naruto ze zgrozą dostrzegł pełno sinych punkcików na jej przedramieniu. Sam nawet nie zauważył kiedy Neji ją trafił tyle razy. Zacisnął zęby wiedząc, że Hinata nie wygra. Był pewny, że dziewczyna się podda. Ku jego zaskoczeniu jednak. Młoda dziedziczka klanu wyrwała rękę i trafiła kuzyna w klatkę piersiową. Chłopak odsunął się o krok do tyłu a Hinata natychmiast zaatakowała. Udało jej się trafić chłopaka już tylko jeden raz, później Neji odzyskał rezon i blokował wszystkie ataki, aż znalazł okazję by uderzyć. Zmęczona dziewczyna opuściła lekko gardę i Neji natychmiast to wykorzystał. Trafił ją w klatkę piersiową i odrzucił o kilka metrów.
      Naruto zachłysnął się lekko powietrzem, widząc leżącą, nieruchomą sylwetkę.
- To koniec. Ona już nie wsta... - zaczął Neji.
      Ku zdziwieniu wszystkich Hinata powoli zaczęła się podnosić z ziemi. Odwróciła się do kuzyna i ukazała krew płynącą z kącików ust. Otarła ją i znów zaatakowała. Wymieniali serie ciosów. Hinata zawzięcie blokowała wszelkie ataki.
- Już. - szepnęła Kurenai. - Wystarczy, Hinata.
- O czym ty mówisz, Sensei? - spytała Sakura. - Przecież przycisnęła go.
- Przestań bredzić. - warknął Naruto, spuszczając głowę.
- Co?
- Jeśli zaraz nie przestanie, to może nie przeżyć. - stwierdził Kakashi, obserwując swego wzburzonego ucznia. Był pełen podziwu dla jego zdolności odczytywania walki.
- Ale...
       Neji odepchnął znów ręce dziewczyny i uderzył ją w pierś, powalając. Hinata zwinęła się w kłębek, trzymając się za klatkę piersiową.
- Walkę wygrywa Neji Hyuga.
- Hinata... - szepnął Naruto z niedowierzaniem patrząc, na podnoszącą się dziewczynę.
- Neji... - wyszeptała z trudem, za odchodzącym bratem.
       Chłopak odwrócił i spojrzał zaskoczony na dziewczynę.
- Wystarczy, przegrałaś.
     Kiwnęła przecząco głową.
- Oboje przegraliśmy. Ja walkę, ale ty... - zakrztusiła się. -... ty nie udowodniłeś, że masz rację. Walczyłam, starałam się, mimo, że wiedziałam, że przegram. Nikt nie zna swojej przyszłości. Nie możesz stwierdzić....
- Zamknij się. - warknął. - Próbujesz sobie wmówić, że jest inaczej, ale cierpisz bo ojciec cię nigdy nie zaakceptuje, bo jesteś za słaba dla klanu Hyuuga.
- Mylisz się, Neji, bo widzę, że ty cierpisz bardziej niż ja... Ty jesteś tym, który się myli i cierpi wewnątrz swojej głowy z powodu głównej gałęzi rodziny.
- Zamknij się!
- Z powodu głównej gałęzi zginął twój ojciec. To nie powinno się wydarzyć, ale nie możesz znienawidzić cały świat...
- Zamilcz! - wrzasnął, rzucając się w jej stronę.
        Hinata cofnęła się zaskoczona, jednak nie miała siły uciec. Przed uderzeniem ochronili ją jednak Jounini. W ułamku sekundy przy chłopaku pojawił się egzaminator, Kurenai, Kakashi i Gai.
- Lepiej się uspokój. - powiedział Hatake.
      Hyuga rozluźnił się lekko, a ci go puścili. Naruto odetchnął lekko, jednak spiął się ponownie, patrząc na duszącą się Hinatę. Dziewczyna trzymała się za klatkę piersiową, a z ust pociekła jej krew. Widząc jak dziewczyna się chwieje, przeskoczył przez barierkę i najszybciej jak tylko potrafił pobiegł w jej stronę. Dziewczyna poleciała na ziemie, akurat gdy Kurenai się odwróciła się w jej stronę.
- Hinata!
      Nim zdążyła jednak zareagować, Naruto stanął przy brunetce i ochronił ją przed upadkiem. Położył ranną delikatnie na ziemi.
- Hinata? Oi! Nie żartuj tak! Spójrz na mnie!
- Przed chwilą byłeś na balkonach. Jak ty to... - spytała oszołomiona Kunoichi.
- Nie ważne. Pomóż jej, sensei!
      Kiwnęła głową, kucając nad podopieczną. Zbadała pobieżnie dziewczynę.
- Kuso!
- Co?
- Nie oddycha. Medycy! Szybko! - krzyknęła, odpinając dziewczynie bluzę.
      Szybko rozpoczęła masaż serca. Naruto nie chcąc przeszkadzać odsunął się o kilka kroków i ze zgrozą przyglądał się pokrwawionej twarzy dziewczyny. Po chwili podbiegli medic-ninja i zaczęli leczyć kunoichi, która po chwili odkaszlnęła sporą ilością krwi i zaczęła z trudem oddychać.
- Zabierzcie ją. - powiedziała cicho Kurenai i gdy dziewczynę włożono na nosze wróciła na balkon wraz z innymi Jouninami.
       Naruto ukucnął na ziemi i zamoczył palce w krwi dziewczyny. Podniósł się i spojrzał na patrzącego w jego stronę Hyuge. Uniósł zaciśniętą pięść, umazaną krwią.
- Zapłacisz za to.
      Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Doprawdy?
- Pokonam cię w finale.
- Słyszałem o tobie Uzumaki. Musiałbyś się tam najpierw dostać.
- O to się martwić nie musisz. Martw się lepiej o siebie. - przeszedł koło niego,  a chłód jaki od niego bił zaskoczył lekko geniusza Hyuga.
- Pożałujesz, że krzywdziłeś Hinate. - wskoczył na balkony, ignorując spojrzenia jego kolegów.
- TenTen i Temari.
     Nie obchodziła go ta walka. Usiadł pod ścianą i oddychał głęboko, starając się uspokoić. Zamknął oczy i odciął się od wszystkiego. Ogarnął umysłem całą swoją skotłowaną energię i zaczął ją uspokajać. Z każdą chwilą wzburzone fale płynęły coraz spokojniej i zamieniały się w spokojną rzekę energii. Odetchnął głęboko, gdy opanował całą swoją energię co wcale nie było łatwe, tym bardziej, że podburzała ją chakra Kyubiego. Otworzył oczy i wstał. Otrzepał się z piasku i spojrzał na pole walki. Akurat znoszono z sali TenTen a uśmiechnięta Sabaku wskakiwała na balkon koło jej braci. Naruto dostrzegł utkwione w nim zielone oczy, rudowłosego chłopaka.
- Jego chakra jest dziwna. - mruknął pod nosem.
- Czyja? - spytał Kakashi.
- Co? Nie nic. Głośno myślę.
- Następna walka Uzumaki Naruto i Inuzuka Kiba.
     Naruto zmrużył lekko oczy, myśląc nad strategią, nie dostrzegł więc spojrzenia siwowłosego, które oderwało się od niego i spadło na rudowłosego Sunańczyka.
- Oberwiesz, Uzumaki, za to twoje zachowanie z Ichiraku. - odezwał się psiarz, gdy stanęli na przeciwko siebie.
- Nie pamiętam.
- Co! - wrzasnął wściekły.
- Nie piekl się tak. Jeszcze nawet nie zaczęliśmy. - spojrzał wymownie na egzaminatora.
- Zaczynajcie. - odskoczył od nich.
       Kiba doskoczył w ułamku sekundy do blondyna i chciał zadać cios pięścią w twarz. Naruto jednak bez większych przeszkód złapał go za pięść i przerzucił sobie przez plecy. Chciał zaatakować leżącego Inuzukę, jednak koło siebie wyczuł energię jego psa, Akamaru. Odskoczył w bok, unikając jego, co prawda małych kłów.
- Ja walczę z Akamaru, a ty jesteś zupełnie sam.
- Bardziej się boję Akamaru, niż ciebie, Inuzuka. - parsknął, składając swoją ulubioną pieczęć.- Kage Bushin no Jutsu.
      Natychmiast koło niego i Inuzuki pojawiło się jego osiem kopii.
- Co?
- Dasz radę wyniuchać, który jest oryginałem? - zakpił blondyn i razem z pozostałymi zaatakował.
       Naruto zaśmiał się krótko, gdy Akamaru przeleciał mu tuż przed twarzą.
- Kiba, co z tobą? Przed chwilą gadałeś Shikamaru, że pokonanie mnie będzie pestką, a wygląda na to, że Akamaru walczy lepiej od ciebie. Może byś pokazał w końcu coś ciekawego, co?
- Ty!
      Akamaru podbiegł do swego pana, a ten podał mu jakąś pigułkę. Jego futerko natychmiast zrobiło się krwisto czerwone. Kiba złożył kilka pieczęci i mruknął coś pod nosem. Pies nagle zmienił się w idealną kopię Kiby. Naruto zmrużył oczy i odsunął się lekko, gdy nagle oboje wyskoczyli w jego stronę. Chłopak miał nie małe trudności by uniknąć wszystkich ataków. Bruneci poruszali się dziko i agresywnie i Naruto nie był wstanie przewidzieć co ci zaraz zrobią. W jednej chwili jeden z nich wybił się mocno z ziemi i wskoczył prosto na oryginalnego Naruto. Ten nie zdążył się osłonić i po bolesnym spotkaniu z ziemią stracił kontrolę nad techniką i wszystkie klony zniknęła. Skrzywił się lekko gdy oberwał z pięści w twarz. Sprawnym ruchem zdołał jednak zepchnąć z siebie Kibę i odepchnął go od siebie. Wstał i w ostatniej chwili uchylił się od ciosu drugiego chłopaka. Złapał go za nogę i rzucił nim w leżącego Kibę. Oni również stracili kontrolę nad techniką i po chwili koło prawdziwego Inuzuki leżał Akamaru, nie mogący się podnieść z ziemi.
- Akamaru?! - sapnął Kiba, podnosząc się z ziemi.- Nie myśl sobie, że tak nas pokonasz!
         Naruto pokręcił lekko głową i uśmiechnął się.
- Ty już przegrałeś, Kiba. Przepraszam za Akamaru, nie chciałem mu zrobić krzywdy, ale nie wiedziałem, który z was jest prawdziwy.
     Złożył kilka pieczęci.
- Fuuton: Kaze no Yaiba!
     W stronę Kiby i Akamaru poleciał powietrzny sierp. Nie trafił jednak w nich, tylko dwa metry przed nimi, wbijając w powietrze duże ilości pyłu. Naruto stworzył dwa klony, których widzowie, nie mogli jednak zobaczyć, dopóki pył nie zaczął opadać. Jeden z klonów stał za Kibą i przykładał mu kunaj do gardła, drugi zaś przytrzymywał psa.
- Koniec walki! Walkę wygrywa Uzumaki Naruto!
      Chłopak od razu dezaktywował klony i skierował się na balkony. Przywitali go z lekkimi uśmiechami towarzysze.
- Jiraya-sensei? - zdziwił się. - Myślałem, że jednak coś ci się stało w tych źródłach.
- Nawet mi nie przypominaj. To było straszne.
- Co tu robisz?
- Jak to co? Przyszedłem zobaczyć walkę mojego ucznia.
- I jak?
- Nieźle, ale stać cię na więcej.
- Nie mogłem pokazać wszystkiego przed finałem.
- Słyszałem, że wyzwałeś Hyuge.
- Tak. - potwierdził i odwrócił głowę, czując na sobie lodowate spojrzenie.
      Spojrzał na Gaare, od spojrzenia którego miał gęsią skórkę na rękach. Nie pozwolił się jednak zdominować. Sam nie wiedział czemu, ale czuł ogromną potrzebę pokazania chłopakowi kto tu rządzi. Patrzyli na siebie chłodno dość długo, siłowali się, sprawdzając kto jest silniejszy. Przerwali dopiero gdy rudowłosy został wezwany na swoją walkę razem z Rock Lee, chłopakiem z drużyny Neji'ego.
- Co to za chłopak? - zapytał cicho Jiraya. - Jest dziwny i dziwnie na ciebie patrzy. Ty z resztą na niego też.
- Nie wiem, ale znam to spojrzenie. - zimne, puste i samotne. Dokładnie takie jak jego własne, gdy patrzył w lustro.

wtorek, 15 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 12

Rozdział 12


      Młody Namikaze zerwał się z łóżka wyrwany z koszmaru. Rozglądnął się spanikowany po swoim pokoju, aż jego spojrzenie nie padło na budzik, wskazujący szóstą rano.
- Cholera... - otarł twarz z potu i rzucił się z powrotem na poduszkę. - Kyu, co to było?
- Sen. 
- Co ty nie powiesz? - poderwał zirytowany głowę. - Z powodu zwykłego snu nie byłbym taki przerażony, tym bardziej, że nic strasznego w nim nie było.
        Usiadł z powrotem, rozmasowując obolałe skronie i starając sobie przypomnieć sen. Stał na polanie w okolicy, która przypominała obrzeża Konohy, choć rozpoznanie terenu było skomplikowane, bo wszystko pokrywała mgła. W jednej chwili przed nim pojawiły się cztery osoby, a raczej dzieci, po posturze ciała wnioskując. Byli mniej więcej w jego wieku, przynajmniej tak mógł przypuszczać. Dwie dziewczynki i dwóch chłopców. W jednej chwili dziewczyny spojrzały w stronę Naruto, a ich oczy rozbłysły intensywnym złotym światłem. Jedna z dziewczyn zaczęła się cofać i uciekła do lasu. Za nią pobiegli chłopcy, druga z dziewcząt zaś zaatakowała go. Blondyn, unikał wszystkich ataków, nie rozumiejąc co się dzieje. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że rolę się odwróciły to dziewczyna uciekała, a on próbował ją złapać. Była jednak nieuchwytna, jej ruchy przypominały taniec, wirowała między jego rękami, nie dając się złapać, aż nagle stanęła oddalona od chłopaka o zaledwie dwa kroki.
- Wszyscy jesteście tacy sami! - usłyszał krzyk dziewczyny. -  Nie jestem demonem! Wy nimi jesteście! Nienawidzę was!!!
     Krzyk roznosił się po całym lesie, słyszał go całym swoim ciałem. Gdy krzyk ucichł, dziewczyna zniknęła, a on poczuł paniczny strach. Nie bał się tej dziewczyny, bał się o nią. Czuł strach, że coś jej się stało, że stracił bliską sobie osobę...
- Kyubi...
- Dzieciaku, nie wiem. To był sen, może inny niż wszystkie, ale nic więcej z tego nie wydedukuję. Może twoja podświadomość przypomina ci o uaktywnieniu Siligana. 
- Nie, to nie było to.
- Więc to był zwykły sen.
- A jak nie? Te dziewczyny... te oczy, to był Siligan, prawda? One go miały.
- Daj mi spokój, Gaki. Jeśli to nie był zwykły sen to i tak nic nie zrobisz. Dowiesz się kiedyś, a teraz lepiej się rusz. 
- ...
       Podniósł się ociężale z łóżka i rozejrzał wokół. Odkąd zaczął trenować z Jirayą nie miał czasu nawet posprzątać. Umył się, zjadł śniadanie i przygotował do wyjścia, po czym zaczął ogarniać pokój. Tragedii nie było, zaledwie kilka zwojów walało się na ziemi i na stoliku, trochę kurzu na szafkach, dodatkowo kilka rzeczy w łazience. Ogarnął całe mieszkanie w nieco ponad godzinę i mając jeszcze dużo czasu poszedł się przejść. Mimo śniadania, gdy tylko mijał Ichiraku zaburczało mu w brzuchu.
- Staruszku, jedno Ramen, poproszę.
- Już się robi, Naruto-kun. Co tak wcześnie dzisiaj?
- A wstałem skoro świt i już zdążyłem zgłodnieć.
- Sokka, siadaj, już podaję.
      Czekał spokojnie na swoje danie. W tym czasie do pomieszczenia weszła drużyna ósma.
- Uzumaki? - prychnął Kiba.
- Cześć. - mruknął, nie zwracając zbytniej uwagi na chłopaka. - Cześć, Hinata-chan.
- Witaj, Naruto-kun. - zarumieniła się.
- Pozwolisz, że się dosiądziemy? - zapytała Kurenai, dowodząca drużyną.
- Hai, żaden problem.
      Po jego lewej usiadła Hinata, a po prawej, ku niezadowoleniu Uzumakiego, Kiba.
- Cztery Ramen, prosimy. - zawołała Jouninka.
- Hai! - odkrzyknął z zaplecza właściciel.
- I jak tam, Uzumaki, samopoczucie przed drugim etapem?
- Równie dobrze co przed pierwszym, Inuzuka. - odparł lekceważąco. - A Hinata-chan, jak ty się czujesz?
      Uśmiechnął się do niej wesoło.
- Dobrze, Arigatou.
- Cieszę się.
- Uzumaki, nie sądzisz, że mierzysz za wysoko, jak na ciebie, startując w egzaminie? - zaczepił go po raz kolejny Inuzuka.
      Naruto zacisnął zęby, lecz natychmiast się uspokoił.
- Nie.
- Jak ze mną rozmawiasz, to się do mnie odwróć. - warknął.
- Kiba. - upomniała go Kurenai.
       Namikaze westchnął krótko, odwracając się do chłopaka.
- W tym problem, że rozmawiam z Hinatą, a ty ciągle przeszkadzasz. Zajmij się sam sobą, z łaski swej. - zaskoczył wszystkich w budce.
- Coś powiedział?!
- Słyszałeś. - warknął. - Irytujesz mnie, Inuzuka.
 - Tyy!
        Kiba poderwał się z miejsca.
- Oy, oy, chłopcy co tu się dzieję? - do klientów wrócił właściciel z parującą miską w ręce.
- Nic, staruszku. - uśmiechnął się wesoło Naruto. - Moje Ramen?
- Hai, Naruto-kun.
- Arigatou.
- Co to miało być? - warknął Inuzuka, gdy staruszek wrócił do kuchni.
        Naruto pochłonął danie w ekspresowym tempie i odłożył miskę.
- Pieniądze na blacie, Staruszku! - położył przed sobą odliczoną sumę, plus napiwek.
- Hai, dzięki, Naruto. Powodzenia na egzaminie.
- Arigatou. Do zobaczenia za kilka dni.
         Zszedł z krzesła i się wyprostował, patrząc na Kibe.
- Ostrzeżenie, Inuzuka, byś nie wchodził mi w drogę. - powiedział chłodno, po czym uśmiechnął się do pozostałych. - Powodzenia na egzaminie Hinata - chan, Shino. Miłego dnia,  Kurenai- sensei.
- Hai... - wszyscy patrzyli zszokowani za wychodzącym chłopakiem.
        Naruto po krótkim namyśle udał się na górę Hokage. Postanowił chwilę pomedytować by opanować chakre przed egzaminem, jednak nijak nie mógł się skupić. Inuzuka kilkoma zdaniami wytrącił go z równowagi, do tego pokazał się Hinacie z tej ciemniejszej strony, a na dodatek po głowie chodziły mu w kółko postaci, ze snu. Siedział tak myśląc o wszystkim po trochu. Po jakimś czasie spojrzał na niebo i westchnął.
- Prawie dziewiąta.
        Podniósł się z ziemi i od razu pobiegł przed siebie, składając kilka pieczęci. Do Lasu śmieci odległość była nieco większa niż na pole treningowe i z powrotem, gdyż las był na uboczu, droga zajęła mu więc kilkanaście sekund więcej niż zwykle. Wyczuwając wcześniej przyjaciół, zatrzymał się przy nich, skupiając na sobie uwagę towarzyszy jak i innych uczestników.
- Nie możesz się pojawić w normalny sposób? - zapytał Sasuke.
- Spóźniłbym się. - stwierdził jakby nigdy nic i usiadł obok.
- Ściągasz na nas niepotrzebną uwagę.
- Zależy jak na to spojrzysz. Możesz też uznać, że gwarantuję nam ciekawszych przeciwników.
- Taa, lub że słabsi nie będą się do nas zbliżać.
- Dokładnie. - uśmiechnął się wesoło.
- Skończ się szczerzyć. - walnął chłopaka w tył głowy.
- Och, już nie przesadzaj. Po tylu latach udawania ciężko się przestawić.
       Naruto obrócił głowę gdy dostrzegł trzech członków ANBU, rozmawiających z ich egzaminatorką.
- Za chwilę będą zaczynać. - ściszył głos.
- Skąd wiesz? - spytała Sakura.
      Wskazał im głową gdzie mają patrzeć.
- Słyszę. ANBU w masce ptaka potwierdził, że wszyscy już są, ale o czymś jeszcze mówią.
- O czym?
- Cii!!! Jak gadasz mi nad uchem to nie słyszę!
      Dziewczyna zamilkła od razu. Blondyn zmrużył lekko oczy.
- Zaczęli szeptać, więc przez maski nie usłyszałem wszystkiego, ale...
- Ale?
- Wygląda na to, że w lesie zginęły jakieś osoby, możliwe, że organizatorzy etapu. ANBU szuka sprawców, ale niczego nie znaleźli.
- Czyli co? W lesie do którego mamy iść, czai się jakiś wrogi ninja? - zaczęła panikować Sakura.
- Uspokój się. - upomniał ją Naruto.
- Wątpię by ktoś tam jeszcze był. - odezwał się Sasuke. - Gdyby tak było nasze ANBU by go dorwało.
- Zapewne, ale jakiś interes miał by tam być. - mruknął Naruto, wciąż obserwując ANBU.
      Mężczyzna w masce kota odwrócił się w jego stronę i mimo, że chłopak nie widział jego oczu, wiedział, że ten patrzy na niego. Nie odwrócił jednak wzroku, obserwował ich, starając się coś wyczytać z ich postawy.
- Nie podoba mi się to. - mruknął pod nosem, spoglądając w końcu na przyjaciół.
- DOBRA!!! CISZA, SMARKACZE!!! - wrzasnęła fioletowo-włosa egzaminatorka, pojawiając się nagle na środku polany. - Za chwilę rozpoczniemy drugą część egzaminu na Chunnina. Za zadanie będziecie mieli głównie przeżyć w tym lesie. Drugim waszym zadaniem będzie zdobycie zwoju. Każda grupa otrzyma jeden zwój, Nieba, lub Ziemi. Egzamin musicie ukończyć z dwoma różnymi. Kilka zwojów ukrytych jest również w lesie. Pod warunkiem, że nic ich jeszcze nie zjadło. Najważniejsza zasada egzaminu nie wolno wam otwierać żadnego zwoju. Macie pięć dni, by ze zwojami pojawić się w wieży dokładnie po środku lasu.
- Tu jest tak jak podczas pierwszej części? Musi cała drużyna dotrzeć do wieży? - zapytał ktoś.
- Tak. Zdają tylko trzyosobowe grupy. Możecie wrócić z niekompletnymi częściami ciała, nieprzytomni, wasza sprawa. Mają być dwa zwoje i trzy żywi Gennini, nic innego się nie liczy,  jasne?
- Hai!
- Teraz wszystkie grupy ustawią się w kolejkach do tych czterech namiotów. - wskazała ręką za siebie. - Tam otrzymacie zwój i podpiszecie informację, że ani ja, ani Konoha nie odpowiada za niczyją śmierć.
       Po polanie przeszły głośniejsze szepty, Naruto i Sasuke wymienili krótkie uśmiechy.
- A jak ktoś nie podpisze?!
- To nie otrzyma pozwolenia na wejście do lasu i automatycznie obleje egzamin, to chyba logiczne. Dobrze, ustawcie się po zwoje. Ci gotowi, niech udają się do Chunninów przy głównej bramie. Zostaniecie odprowadzeni do bocznych wejść skąd wystartujecie.      
        Po pół godzinie wszyscy stali pod bramami, gdy zabrzmiała głośna syrena i bramy się otworzyły.
- Zaczynamy zabawę. - uśmiechnął się Naruto, wbiegając z pozostałymi do lasu.  - Zmieniamy lekko plany.
- Jakie i dlaczego? - Sasuke rozglądał się po lesie.
        Na razie wszystko wyglądało normalnie, jak w zwyczajnym lesie, ale pozory lubią mylić.
- Chcieliśmy powoli rozeznać się w sytuacji, ale nie mamy na to czasu. Sądzę, że to morderstwo nie było przypadkowe. To było ostrzeżenie dla organizatorów i coś czuję, że lepiej by jak najszybciej się stąd ulotnić.
- Może masz rację.  Znajdźmy zwój Nieba i spadajmy stąd.
- Co właściwie wiemy o tym lesie? - zapytała Sakura.
- Żyje tu mnóstwo dziwnych istot i jest placem zabaw dla ANBU.
- Brzmi nieciekawie.
- Nie martw się, Sakura, to będzie łatwizna. - uśmiechnął się pod nosem Naruto.
         Biegli już dwie godziny, wszyscy byli czujni i skupieni do granic możliwości.
- Zaczynamy... - Naruto, szepnął cicho, tak że usłyszeli go tylko pozostali.
- O, kogo my tu mamy? - usłyszeli za sobą. - Świeżo upieczeni Gennini Konohy. To będzie proste.
          Odwrócili się w biegu, ale było za późno. Kobieta za nimi doskoczyła do nich i złapała Uchihę za ramię, ciągnąc do siebie. Natychmiast przyłożyła mu kunaj do gardła.
-  Kuso... - mruknął chłopak, próbując się wyrwać.
- Sasuke-kun! - zapiszczała przerażona Sakura. - Puść go!
            Złapała drżącą ręką kunaj.
- Nie bój się, maleńka. Puścimy, ale najpierw wy oddacie nam swój zwój ziemi.
- Nic nie dostaniecie. - warknął blondyn.
- Co? Mam twojego kumpla! Oddaj zwój!
- Dał się złapać, to niech się teraz uwalnia. Nie oddam zwoju.
- Naruto! Zwariowałeś?! Daj im ten zwój! - krzyknęła Sakura. - Przestań! Wiem, że ranga Chunnina jest dla ciebie ważna, ale Sasuke... Możemy zawsze spróbować za rok. Daj im go!
             Dziewczyna była bliska płaczu, patrząc to na blondyna, to na Sasuke z kunajem  przy szyi.
- Pogięło cię do cholery! - wrzasnął Uchiha.
- Nie zaprzepaszczę swoich szans przez ciebie.
- Jak mnie zabije, to i tak nie zdasz! Zdobędziemy oba zwoje, najwyżej. Przestań się wygłupiać!
- Zamknijcie się! - warknęła kobieta, podchodząc bliżej. Jej towarzysze jak cień podążyli za nią.
- Jak chcecie zwój, to sami go sobie weźcie. - prychnął blondyn, wyciągając zwój i kunaj.
       Cztery kroki, trzy kroki, dwa, jeszcze tylko jeden... Naruto pochylił się lekko i ruszył kunajem, przecinając dotychczas niewidoczną żyłkę. Liście pod nogami ninja z wioski wodospadów zaszeleściły i po chwili wszyscy wisieli w powietrzu w siatce.
- Wy cholerne dzieciaki! - wrzasnęła kobieta i wbiła Sasuke kunaj w szyję, zamiast oczekiwanej krwi zobaczyła jednak chmurę dymu.
- Co? To był klon?
- Och. Już nie bądź taka zaskoczona. Wiedzieliśmy, że za nami idziecie od pół godziny. W takim czasie zastawienie pułapki nie jest jakimś szczególnym wyczynem. - Sasuke wyszedł za jednego drzewa, uśmiechając się lekko. - Masz, Naruto?
- A co, wątpiłeś we  mnie? - pokazał mu zwój Nieba i kabury na broń.
- Co? Kiedy ty?!
- Raczej, że wtedy gdy nie patrzyliście. - parsknął.
        Przywołał jednego klona i podał mu trzy kunaje.
- Zrobimy tak. Zabieramy zwój i waszą broń, bo się nam przyda. Zostawię wam tu klona, który przypilnuje by nic was nie zjadło. Jak my oddalimy się wystarczająco daleko, to was uwolni i da wam po kunaju. Tyle powinno wystarczyć dobremu ninjy by przetrwać. - uśmiechnął się wrednie i zniknął razem z pozostałymi w lesie
- Niech was szlag! - wrzasnęła za nimi.
       Naruto zerknął na wyglądającą już na zmęczoną Sakure i westchnął krótko. Chciał pokonać dzisiaj większą odległość, byli już zaledwie kilka godzin od wieży, ale narzucił jak widać zbyt duże tempo.
- Zróbmy postój. - stwierdził, zeskakując z gałęzi.
- Dobrze by było. - stwierdził Sasuke, zerkając na różowowłosą.
- Przepraszam. - mruknęła.
- Nie przejmuj się. Narzuciłem zbyt duże tempo. Jeśli będziemy zmęczeni łatwiej nas będzie pokonać. Zostaniemy tu kilka godzin i pójdziemy dalej.
- Tu? Nie szukamy polany?
- Na polanie będziemy zbyt widoczni. Idź spać my się z Sasuke zajmiemy wartami.
- Ale... Ja też mogę...
- Nie przejmuj się. - przerwał jej Sasuke. - My nie jesteśmy szczególnie zmęczeni. Damy radę.
- Wystarczą ci cztery godziny przerwy? - zapytał blondyn.
- Tak. - zapewniła.
- Więc postanowione. My zajmiemy się wartą, a ty odpocznij.
- Weźmiesz pierwszą?
      Blondyn odpowiedział kiwnięciem głowy. Sasuke i Sukura ułożyli się do snu, a Naruto wskoczył na jedną z gałęzi, by widzieć większy obszar. Spojrzał na przyjaciół i uśmiechnął się lekko. Sakura spała jak zabita, zaś Sasuke spinał się na każdy głośniejszy szmer. Nie spał, czuwał. Za chwilę powinien go budzić, by go zmienił, wygląda jednak na to, że będzie musiał obudzić obydwoje. Westchnął, zeskakując z gałęzi.
- Już? - zapytał Sasuke, siadając.
      Pokręcił przecząco głową i potrząsnął ramieniem Sakury. Dziewczyna poderwała się gwałtownie patrząc na chłopaka. Ten spodziewał się, że dziewczyna będzie zaspana i zdezorientowana, uśmiechnął się więc, widząc jej czujne spojrzenie.
- Wstawaj. Ktoś się zbliża. 
     Kiwnęła głową, podnosząc się z liści.
- Trzech? - zapytał Sasuke, a blondyn potwierdził.
- Chakra wydaje mi się znajoma, więc może być to ktoś z Konohy. Nie wydają się nastawieni negatywnie, może nas jeszcze nie wyczuli.
      Po kilku minutach na drzewach koło nich pojawili się Shikamaru, Choji i Ino.
- Siódemka. - mruknął Shikamaru. - Chodźmy.
      Chciał pobiec dalej, ale zatrzymał go Naruto.
- Zaczekaj, Shikamaru. Skoro nie atakujecie to znaczy, że macie oba zwoje. My też mamy dwa, możemy więc dalej iść razem. Będzie nam łatwiej.
     Chłopak spojrzał na swoich towarzyszy, którzy zgodzili się kiwnięciami głowy.
- Pokażcie zwoje. - zażądał.
     Naruto wyjął z kabury oba zwoje i pokazał je drugiej drużynie, po czym szybko je schował. Shikamaru kiwnął lekko głową i też pokazał ich zwoje, po czym zeskoczył na ziemie.
- Planowaliśmy tu zostać jeszcze z dwie godziny by odpocząć. - poinformował Sasuke.
- W porządku. Nam też przyda się przerwa.
- Mieliście jakieś ciekawe przeżycia? - zapytał Choji, wyciągając z kieszeni jakieś chrupki.
- Poza dwumetrowym pająkiem, to nie. A wy?
       Naruto zainteresował się, widząc jak cała trójka się spina.
- Spotkaliśmy drużynę z Suny. - mruknął Choji, przestając jeść.
- Walczyli z kimś. Ten czerwonowłosy, zabił ich wszystkich, miażdżąc ich piaskiem. - wyjaśnił Shikamaru.
- To straszne. - wyszeptała Sakura.
- Tak. - wtrąciła Ino. - Wyglądał jak jakiś demon,  jego chakra... Nawet na nas nie spojrzał a trzęsłam się jeszcze przez pół godziny.
- Tak, nigdy nie czułem tak wielkiej żądzy mordu. - Choji napchał sobie usta chrupkami.
- Czyli lepiej go unikać. - stwierdził blondyn, wymieniając z Sasuke i z Sakurą krótkie spojrzenia.
         Naruto położył się pod drzewem, postanawiając jednak chwilę odpocząć. Wartą oficjalnie zajął się Sasuke, ale reszta też nie zamierzała się kłaść, więc nie było problemu. Zamknął oczy i skupił się na przepływie chakry w otoczeniu. Wyczuwał stado jeleni kilkaset metrów od nich, wiele ptaków i gryzoni wokół. Czym dłużej medytował, tym głębiej zatapiał się w obiegu chakry i dalej i więcej czuł. Wyczuł oddaloną od nich o jakieś dwa kilometry drużynę, kierowali się w stronę wieży, dość szybkim tempem. Zignorował ich i przeszedł dalej. Znów wyczuł niewielkie stado saren i kilka obcych stworzeń, których nie był wstanie rozpoznać, gdy nagle wyczuł dziwną chakre. Była potężna i mroczna, ta osoba była  sama, nie miał drużyny. Skupił na nim pełną uwagę, gdy nagle to poczuł... Ta energia stała się nagle potężniejsza, ciemniejsza, zaczęła go wciągać, poczuł jak coś obślizgłego krępuje mu nogi. Zerwał się ze swojego miejsca, ciężko dysząc i zaskakując wszystkich.
- Koszmar? - zapytał Choji, poddając mu paczkę z chipsami. - Mi zawsze pomagają.
          Blondyn pokręcił jedynie przecząco głową.
- O co chodzi? - zapytała Ino, widząc jak Sakura i Sasuke stoją z kunajami w ręku i się rozglądają.
- Naruto, ktoś się zbliża? - zapytała dziewczyna.
- Nie...
- Więc o co chodzi? - spytał Sasuke, uspokajając się lekko.
- Ktoś... wyczułem kogoś.
- Blisko?
           Pokręcił przecząco głową.
- Więc w czym problem?
- Lepiej już chodźmy. - wstał z ziemi, rozglądając się wciąż lekko spanikowany.
- Naruto. - Sasuke złapał go za bark, zatrzymując go na miejscu.
- Idziemy do wieży. - strzepnął jego rękę. - Nie wiem kto to był, ale był sam a jego chakra była równie przerażająca, co tego całego Garry z piasku.
          Wszyscy drgnęli słysząc słowa chłopaka.
- W takim razie chodźmy. - stwierdził Sasuke. - Idziecie?
- Tak. - przytaknął Shikamaru, wciąż analizując sytuację.
            Wszyscy wskoczyli na drzewa i pobiegli w stronę wieży, uprzednio zacierając wszelkie ślady swej bytności pod tamtymi drzewami.
- Sakura?
- Tak? - obróciła głowę w stronę Ino.
- Dlaczego tak polegacie na słowie Naruto?
             Sakura poczuła jak cała drużyna dziesiąta ją obserwuje.
- Bo jest świetnym sensorem.
- On?
- Hai! Potrafi wyczuć chakre nawet z kilku kilometrów.
              Przyśpieszyła by zrównać się z chłopakami, ignorując zaskoczonych znajomych.
- Naruto, myślisz, że to ta osoba, która zabiła tamtych organizatorów.
- Nie wiem, może, ale miałem wrażenie, że zaraz zginę.
- Przy Garze też się tak czułeś? - spytał Sasuke, pamiętając reakcję chłopaka na pojawienie się rudowłosego.
- Nie. Chakra Garry sprawiła, że czułem potrzebę chronienia się. Instynktownie odskoczyłem by zachować odległość i móc się bronić. Chakra tego kogoś... sprawiła, że nie mogłem się ruszyć. Miałem wrażenie, że pełzają po mnie węże i mnie unieruchamiają.
- O czym mówicie? - podbiegł do nich Shikamaru. - Kto zginął?
- Przed egzaminem Naruto usłyszał jak ANBU rozmawia z naszą egzaminatorką. -  powiedział Sasuke.
- Ktoś został zamordowany w lesie. Prawdopodobnie organizatorzy. ANBU szukało sprawcy, ale nic nie znaleźli.
- Skąd to wiesz? Siedziałeś z pozostałymi przed egzaminem.
          Naruto odwrócił głowę w stronę Nary i uśmiechnął się lekko.
- Mam dobry słuch.
           Odbił się mocniej od gałęzi, zostawiając zaskoczonego chłopaka kawałek za sobą.
- AAAAAAAAAA!!! - wszyscy odwrócili się w stronę krzyczącej Sakury.
- Sakura! - krzyknęła Ino.
           Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem na pięciometrową stonogę, trzymającą szczypcami dziewczynę za włosy.
- Cholera! Skąd to cholerstwo się tu wzięło?! - zawołał Naruto, zawracając.
            Wszyscy z przerażeniem patrzyli jak ogromny stawonóg powoli zaczyna wciągać włosy dziewczyny do swej paszczy. Sakura w jednej chwili wyjęła z kabury kunaj i ścięła sporą ilość swoich włosów, uwalniając się i uciekając. Sasuke natychmiast wykorzystał okazję i rzucił w stwora kunajem z taką siłę, że przybił go do drzewa i od razu zabił.
- Nic ci nie jest? - zapytała Ino, podchodząc bliżej do lekko roztrzęsionej dziewczyny.
- Nie... - pokręciła głową. - To znikąd pojawiło się koło mnie i...
- Już w porządku. - uspokoił ją Naruto. - Ważne, że się uwolniłaś.
- Może zróbmy krótki postój. - zaproponował Choji.
             Sasuke i Sakura spojrzeli na Naruto, który kiwnął lekko głową. Wszyscy usiedli pod drzewami, rozglądając się wciąż uważnie. Ino zaś zaproponowała Sakurze, że wyrówna jej mniej więcej włosy za pomocą kunaja. Po niedługim czasie ruszyli dalej, uspokojeni widokiem wieży w oddali. Naruto odetchnął głęboko ścierając kropelki potu z czoła i brody. Spojrzał na niebo, gdzie słońce, mimo wieczoru, wciąż mocno grzało.
- Słabo mi.
            Usłyszał cichy głos Ino niedaleko siebie. Obejrzał się na pozostałych i zmrużył oczy. Wszyscy byli zbyt zmęczeni jak na kilkadziesiąt minut biegu, po przerwie, nie ważne, że krótkiej. Zerknął na wieże, która wyglądała jakby wcale się nie zbliżyła. Podniósł lekko spojrzenie i drgnął ledwo zauważalnie, gdy dostrzegł przybitą do drzewa, ogromną stonogę. Podbiegł wolno do Shikamaru, tak by nie wyglądało to podejrzanie.
- Co jest?
- Muszę coś sprawdzić. Jakbym miał się wywalić to mnie podtrzymaj i o nic nie pytaj. - powiedział na tyle cicho, że nawet chłopak ledwo go dosłyszał.
           Naruto złapał się za ramię chłopaka i zamknął oczy, skupiając się w pełni na ich opływie chakry. Skrzywił się lekko, widząc jak energia ulatnia się z ciał jego przyjaciół, a z niego to wręcz wypływa jakby ktoś odkręcił kurek. Westchnął otwierając oczy i odsuwając się nieznacznie od Shikamaru.
- I?
- I mamy problem.
- Jaki?
          Rozmawiali na tyle cicho, że nawet pozostali nie zauważyli, że jest coś nie tak.
- Jesteśmy w Genjutsu, lub w czymś podobnym.
           Nara spojrzał uważnie na biegnącego koło niego chłopaka. Wyglądał na spokojnego, rozglądał się co jakiś czas po okolicy i ocierał pot z czoła.
- Wieża w ogóle się nie przybliża. Przed chwilą minęliśmy znowu tą stonogę, a do tego ktoś wysysa z nas chakre.
- Teraz to sprawdzałeś?
- Tak. Mam pomysł.
- Jaki? - spytał, patrząc uważnie na chłopaka. Takiego Uzumakiego jeszcze nigdy nie widział.
- Musimy wywołać jakiś wybuch by nic nie było widać. Resztą ja się zajmę. Dasz radę coś zrobić?
- Za jakie grzechy?  - westchnął krótko. - Dam radę, ale nie opanowałem tego do końca i zużyje to resztę mojej chakry.
- Nie mamy czasu, ani możliwości by informować innych. Bo ten co nas obserwuje zauważy. Będziesz musiał złapać ich cieniem by niezauważenie przeszli do lasu i się schowali.
         Westchnął.
- Dam radę, ale najpierw powiedz co zamierzasz.
          Chłopak zmierzył Nare zirytowanym spojrzeniem, po czym zaczął mówić.
- Gdy nic nie będzie widać stworzę klony i zamienię je w nas wszystkich. Będą udawać zmęczone, więc przeciwnik się pojawi, a my go zaskoczymy.
- Zadziwiasz mnie, a co jeśli oni też dadzą klony?
- Nie będą walczyć z ledwo żywymi przeciwnikami. Pokażą się, gdy uznają, że im nie zagrażamy. Nara, nie ma czasu. Jak dalej tak sobie będziemy  plotkować, to zauważą że coś jest nie tak.
- Ile czasu wytrzymasz?
- ... nie wiem. Chakra wypływa ze mnie jak z kranu woda. Do tego będę musiał dostosować ilość chakry w klonach do was. Najgorsze jest to, że z klonów szybciej ucieka chakra, więc będę musiał je pompować, co jest cholernie męczące.
- Pośpieszmy się.
         Złożył zaledwie jedną pieczęć i dość mocno się skupił. Naruto poczuł nagle zawirowanie chakry i z zaskoczeniem zauważył jak cienie pod drzewami zaczynają nienaturalnie się poruszać. Spojrzał na Nare, to z całą pewnością nie była typowa technika jego klanu. Przyjrzał mu się dokładniej i dopiero po chwili zobaczył bardzo cienką nitkę cienia, która połączyła się z cieniami drzew, które kontrolował chłopak.
- Nieźle... - mruknął pod nosem.
         Nie wiedział co Shikamaru dokładnie zrobił, ale wyglądało to tak, jakby jego cienie eksplodowały. W powietrze wzniosło się dużo pyłu i piachu przez co nic nie było widać. Widział kątem oka jak chłopak resztkami sił łapie swym cieniem pozostałych, lecz nie miał siły iść dalej. Naruto przytrzymał go i złożył jednocześnie charakterystyczną pieczęć. Koło nich pojawiło się sześć klonów blondyna. Po chwili przeobraziły się w członków obydwu drużyn i ustawiły się na drodze. Naruto przerzucił sobie ramię Shikamaru przez bark i pomógł mu biec w stronę krzaków, zmuszając pozostałych do tego samego.
- Udało się. - wyszeptał siadając i ciągnąc Nare za sobą.
          Ino wylądowała koło niego, miała już pytać o co chodzi, gdy jej usta zostały zasłonięte dłonią chłopaka. Sasuke rozumiejąc nieco więcej z tej sytuacji złożył kilka pieczęci.
- Iluzja maskująca. Nikt nas tu nie zauważy. - wyszeptał. - Ale usłyszy.
          Spiorunował Ino wzrokiem. Naruto ignorując wszystkich skrzyżował nogi i skupił się na kontrolowaniu klonów, zaś Shikamaru wciąż obserwując blondyna wyjaśnił pozostałym sytuację. Tak jak myśleli zaraz po nieoczekiwanym wybuchu przeciwnicy się pojawili i zaatakowali wykończonych Genninów. Naruto jęknął krótko, gdy klon Chojego by nie zniknąć pobrał od niego sporą ilość chakry. Klony udając zmęczenie, zaczęły się chwiać i popadały na kolana.
- Co jest? Dzieciaczki się zmęczyły? - doszedł ich męski głos. - Oddajcie nam wasze zwoje, a puścimy was żywych.
- Nigdy! - odkrzyknął klon Naruto.
- Zaraz osiągnę limit. - sapnął oryginał, ignorując zalaną potem twarz.
- Ja i Naruto nie damy rady iść. - westchnął Shikamaru. - Jakie to jest upierdliwe. Gdy podejdą wystarczająco blisko Choji złap ich.
         Chłopak kiwnął lekko głową, zaglądając za krzaki i przygotowując się do użycia klanowej techniki.
- Obróć ich w moją stronę to złapię ich w genjutsu. - powiedział Sasuke, uaktywniając Sharingan.
          W jednej chwili Akimichi złożył kilka pieczęci a jego prawa ręka się powiększyła. Zamachnął się nią, chwytając przeciwników, co potwierdziły krótkie krzyki.
- Co jest?!
- Co to jest?!
          Sasuke wyskoczył na drogę i zaległa cisza. Naruto i Shikamaru zostali na ziemi ledwo żyjąc, a pozostali poszli sprawdzić jak wygląda sytuacja.
- Upierdliwe...
- Upierdliwe...
           Powiedzieli jednocześnie Uzumaki i Nara. Obydwoje spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się lekko.
- Trzeba by tam iść, a mi się nie chcę... - mruknął blondyn.
- Zdrzemnąłbym się...
- Popieram. Pierwszy raz w życiu mam tak mało chakry, że nie mogę się ruszyć.
- W sumie, to ja też...
- Dacie radę wstać czy wam pomóc? - podszedł do obydwojga Sasuke z Chojim.
- Nie. Naradziliśmy się, że obydwoje zostajemy tu na drzemkę. - stwierdził Uzumaki.
- Ech, ruszaj się. - złapał go za koszulkę i poderwał na równe nogi.
          Od razu musiał go podtrzymać bo nogi pod chłopakiem się ugięły.
- No weź. Jak tobie chakry brakuje to co my mamy powiedzieć?
         Choji pomógł wstać Shikamaru i razem wyszli na drogę.
- Co z nimi robimy?
- Zabieramy zwoje i idziemy. - stwierdził Naruto.
- Po co nam ich zwoje? Mamy już potrzebną ilość.
- No i? Są upierdliwi. Mają jeszcze cztery dni by zebrać z powrotem dwa. Jak weźmiemy te, to mniej drużyn przejdzie. Nikt nie mówił, że nie wolno tak robić.
- Coś w tym jest. - mruknął Sasuke. - Dziewczyny, przeszukajcie ich.
- Dlaczego my? - oburzyła się Ino, patrząc niepewnie na błądzących niewidzącymi oczami przeciwników.
- Bo Naruto i Shikamaru ledwo  stoją, a chłopaki im pomagają. - stwierdziła Sakura, kucając przy pierwszym. - Sasuke-kun, nie możesz ich uśpić?
- Mogę, ale po co?
- Po nic. - szukała dalej, starając się nie patrzeć na ich oczy. - Mam.
- Sprawdź pozostałych.
- Po co?
- Może mają drugi zwój.
- To po co by dalej walczyli?
- By wykluczyć większą ilość przeciwników, tak jak my to teraz robimy?
- Och, no dobra.
       Przeszukała drugiego, a w tym samym czasie Ino przeszukiwała trzeciego.
- Mam. - odezwała się blondynka i wyjęła zwój Ziemi.
- Świetnie. To co? Ruszamy? - zapytała Sakura.
- Hai!
         Dalsza droga nie sprawiała im już żadnego problemu. Powoli podeszli do wieży.
-  Zastanawia mnie coś. - mruknął Naruto.
- Co?
- Z tego co wiem ANBU nie biorą udziału bezpośrednio w egzaminie. - wskazał głową na  mężczyznę w masce wilka i w pełnym umundurowaniu ANBU.
- Pewnie sprawdzają wszystkich ze względu na tamten atak. - powiedział cicho Sasuke.
        Podeszli bliżej mężczyzny, mając się na baczności.
- Zwoje. - zażądał.
        Wyjęli wszystkie zwoje jakie mieli.
- Jak mamy za dużo, to co? - spytał Naruto.
         ANBU milczał krótką chwilę.
- Macie przekazać mi minimum dwa różne zwoje na drużynę.
- Czyli resztę też możemy zostawić. - uśmiechnął się lekko, przekazując mu trzy zwoje drużyny siódmej. Shikamaru również po chwili przekazał mu swoje trzy zwoje.
- Dobrze. Możecie wejść. W środku zaczekacie na koniec egzaminu.
- Hai!
- Skończył już ktoś etap? - zapytał Sasuke, nie oczekując w sumie odpowiedzi.
- Dwie drużyny. - odparł wilk i zniknął.
- Nieźle. My uwinęliśmy się w jedenaście godzin, a ktoś był już przed nami. Ciekawe kto.
          Ruszyli razem do środka, minęli kilka korytarzy i dotarli w końcu do trochę większego pomieszczenia. Stanęli w wejściu i dostrzegli faktycznie dwie grupy. Pierwszą było rodzeństwo Sabaku, a drugą drużyna Ósma. Naruto i Sasuke byli z przodu. Zrobili krok w stronę sali by przejść przez dość wysoki próg, gdy usłyszeli wołanie Hinaty.
- Uważajcie, ta sala blokuje...
           Za późno. Stanęli w wejściu i poczuli jak przez ich ciało przebiega dziwne wyładowanie. Obydwojgu zrobiło się słabo. Pod Naruto ugięły się kolana, a otępiały lekko towarzysz nie zdołał go utrzymać i runął na ziemie.
- ...chakre...Naruto-kun?
      Usłyszał jak Hinata kończy swoją wypowiedź i woła jego imię.
- Żyję. - uniósł rękę do góry, obracając się uprzednio na plecy. - Dzięki, Teme! Na ciebie zawsze można liczyć!
- Zamknij się, Baka. Jakbyś nie padł jak długi, to bym cię utrzymał!
- Przestańcie się kłócić. - zatrzymała się koło nich Sakura, na której przejście progu nie zrobiło jakiegoś większego wrażenia.
- Wstajesz, czy tak będziesz leżeć, Uzumaki?
- Poczekaj, niech ja odzyskam trochę sił, to skopię ci to Uchihowskie dupsko. Zobaczysz!
- W takim razie sobie leż.
- No nie bądź taki!
- Idę usiąść. Jestem zmęczony.
- Teme!
- Jak dzieci. - westchnęła różowowłosa. - Cześć Hinata, wiesz po co ta bariera?
- Chyba po to byśmy tu nie walczyli. Co się stało Naruto- kun i Shikamaru-san?
- Aaa, zaatakowali nas już niedaleko stąd. Wyssali z nas sporo chakry zanim Naruto zauważył, że coś jest nie tak. Potem razem z Shikamaru wyrwali nas z tej pułapki, ale stracili na tym sporo chakry.
- Sokka.
- Nie rozumiem, Hinata. - podeszła bliżej Ino. - Naruto zwaliło z nóg, a nam tylko zakręciło się w głowie.
- Nie wiem... nie wiem od czego to zależy. - mówiła cicho. - Kiba-kun twierdzi, że od tego ile ktoś ma chakry. Tamten rudowłosy chłopak z Suny, też się przewrócił.
- Byliście przed nimi? - zapytał Choji.
- Nie, ale oni... oni chodzili jeszcze po korytarzach i jak tu dotarli to my już byliśmy.
- Sokka.
- To by wyjaśniało dlaczego, tylko jego powaliło. - mruknął Sasuke.
- Ej, ja tu jestem. - prychnął Uzumaki. - Może trochę niżej niż zwykle, ale nie gadajcie jakby mnie tu nie było.
- Nie sądzę by to na tym polegało. - szepnęła Hinata.
- Jak to? - zapytała Sakura.
- Ja nie mam jakoś szczególnie dużo chakry, a też upadłam.
- To nieprawda. - Naruto z lekkimi trudnościami zaczął się podnosić z ziemi.
- Nani?
- Masz więcej chakry niż przeciętny ninja w naszym wieku, choć nie jest to zawrotna ilość, ale twoja chakra jest dziwnie intensywna. Inna niż zwykle.
- Co masz na myśli? - spytał Shikamaru.
         Blondyn wzruszył lekko ramionami.
- Mówię co zauważyłem. Nie wiem co to oznacza. Możemy usiąść? Dalej kręci mi się w głowie.
- Usiądźcie z nami. - zaproponowała Hinata, rumieniąc się lekko. - Lepiej się trzymać w grupie.
- Masz rację. - uśmiechnął się do niej Naruto.
         Wszyscy ruszyli w stronę Kiby i Shino, a Naruto starał się ignorować, wiercące w nim dziurę, zimne spojrzenie Garry.
- Czego tu chcesz, Uzumaki? - warknął Kiba.
- Też się nie cieszę, że cię widzę, Inuzuka. - usiadł obok Hinaty i Sakury, zamykając oczy.
- Kiba-kun, to niegrzecznie. - Hinata próbowała opanować Inuzuke z psem na głowie.
- To będą długie cztery dni. - westchnął Uzumaki, odcinając się od wszystkich i zagłębiając w swą podświadomość.
- Kyubi, mamy cztery dni. Potrenujemy?
- Zawsze ma mało... No ale zapraszam...

ROZDZIAŁ 11

Rozdział 11


       Naruto po zakończonym etapie agzaminu poszedł do Ichiraku na Ramen. Wciągał w siebie piątą miskę, gdy do knajpki weszli Sasuke i Sakura. Oboje lekko się zmieszali, widząc blondyna. Chłopak widząc to uznał, że nie będzie im przeszkadzać, skończył swoje danie, pożegnał się i wyszedł. Powędrował do kwiaciarni, gdzie kupił dwie białe lilie i poszedł w stronę cmentarza. Umieścił na nagrobku kwiaty i usiadł obok.
- Jak myślisz, Kyu, dlaczego ona jest taka nieśmiała?
- A dlaczego się nią tak interesujesz?
- To nie ma nic do rzeczy.
- Jasne, gadasz jakbym urodził się wczoraj. Z resztą nie ważne... Pytasz czemu jest taka nieśmiała. Bo jest zbyt delikatna na klan Hyuga. 
- Jak to?
- To oczywiste. Moim zdaniem ma potencjał i to spory, ale jej dusza nie nadaje się na Shinobi jest zbyt delikatna i uczuciowa. Klan Hyuga ma jednak bardzo restrykcyjne zasady. Ona żyje z myślą, że jest przyszłą głową klanu i musi być silna, co jej nie wychodzi. Jej młodsza siostra zaś żyje z myślą, że nie jest na tyle istotna by zasłużyć na uwagę ojca, bo nie jest dziedziczką. Obie są stłamszone przez klan. 
- Skąd ty zawsze wiesz o wszystkim?
- Ciężko nie wiedzieć. Mogę usłyszeć więcej niż ty. Poza tym mam wiedzę zdobytą przez twoją matkę. 
- Jak to?
- Sprowadziła się tutaj gdy miała jakieś dziesięć lat, po zniszczeniu wioski Wiru. Niedługo później zostałem w niej zapieczętowany, a później gdy została Jouninem, a następnie żoną Hokage musiała posiadać wiele informacji na temat wioski. 
- Sokka. Czyli Hinata cierpi w swojej rodzinie.
- I co zamierzasz? Pójdziesz do niej?
- Ja, nie wiem...
- Więc idź potrenować i nie marudź mi nad uchem.
- Ej, wcale nie marudzę!
          Westchnął gdy lis już nie odpowiedział. Uznał jednak pomysł lisa za nie najgłupszy. Udał się więc na pole treningowe, na które zazwyczaj przychodzi, gdy nie chce by ktoś zobaczył jak trenuje. Uznał, że nie będzie mocno się przeciążać by mieć wystarczająco dużo siły jutro na drugi etap egzaminu, który z całą pewnością będzie trudniejszy niż pierwsza część.
- Las Śmierci... - rozmyślał boksując bez używania chakry w drzewo, zostawiając płytkie wgniecenia.- Sama nazwa powoduje ciarki na plecach.
        Chłopak kiedyś czytał na temat tego lasu. Żyło tam mnóstwo strasznych zwierząt stworzonych w laboratoriach Konohy. Na każdym kroku czają się zwierzęta i rośliny, które albo cię pożrą, albo otrują. Trzeba mieć tam ogromną wiedzę o roślinach trujących, bo inaczej ma się nikłe szanse przeżycia. Tym bardziej z wrogimi drużynami na ogonie. Chłopak westchnął krótko, ocierając pot z czoła. Wziął ostatni zamach, gromadząc trochę chakry w dłoni i przełamał drzewo na pół.
- Wyjdźcie, wiem, że tam jesteście.
- Och, wybacz, nie chcieliśmy się zdradzić. - cztery osoby pojawiły się na drzewie, obok niego.
- Nie wątpię. - prychnął, widząc grupę z Iwy.
- Jak na Gennina jesteś całkiem niezły. - odezwał się Sensei grupy.
- A mówisz to bo?  - zapytał.
- Jesteś zagrożeniem dla moich podopiecznych.
- To przykre. - stwierdził, unosząc jedną brew. - Co mi do tego?
- To twój błąd, że wybrałeś najmniej uczęszczane pole treningowe. - z drzewa zeskoczył jeden z trzech chłopaków w drużynie. W locie złożył kilka pieczęci i w stronę blondyna poleciała kula błota.
- Serio...? - westchnął, składając odpowiednie pieczęci. - Kaze no Yaiba!
       Sierp powietrza przeciął kulę w pół.
- Dajcie sobie spokój i idźcie do domu.
- Jesteś trupem. - warknął drugi chłopak, który niby to z zaskoczenia pojawił się za Uzumakim i wbił mu kunai w plecy. Chłopak od razu zmienił się w chmurę dymu.
- Już skończyliście? Ani kroku. - powiedział zimno, łapiąc chłopaka i przykładając mu kunaj do szyi.
- Nie zrobisz tego!!! - wrzasnął jeden.
- Dlaczego by nie? Zaatakowaliście mnie. Przed chwilą bez żadnego wahania wbił mi kunaj w plecy. Na jakiej podstawie stwierdzacie, że tego nie zrobię?
- Bo jesteś trupem. - usłyszał szept Jounina za plecami, a po chwili poczuł Kunaj wbity w kark.
       Nim ninja z Iwy zdążyli się choćby uśmiechnąć na myśl o wygranej, blondyn eksplodował, odrzucając i raniąc Jounina i Gennina.
- Co to było? - zapytał jeden z Genninów, próbując pomóc wstającemu nauczycielowi.
- Wybuchowy cienisty klon. - odpowiedział Naruto, pojawiając się znikąd na środku polany. - Niedawno go opanowałem, w sumie jesteście pierwszymi żywymi osobami na których go przetestowałem.
- Ty!
- Stop! Wiecie czemu wybrałem to pole?
- Bo nikt ci tu nie przeszkadza.
- To też, ale drugi powód jest taki, że o tam. - wskazał ręką w stronę lasu. - Tam jest tajne pole treningowe naszych oddziałów ANBU.
- I co? - parsknął Jounin. - Myślisz, że ANBU zainteresuje się hałasami na polu treningowymi?
- Nie, ale jak wyczują moją chakrę, to przyjdą.
- Co?
- Gdy tylko wyczują jej duże zasoby, to się tu pojawią, a ja wyjaśnię, że tylko się broniłem i chciałem was nastraszyć.
        Z każdym jego słowem powietrze wokół nich robiło się coraz cięższe. Powietrze zaczęło drgać wokół blondyna a jego oczy zrobiły się czerwony.
- Rozumiesz już, z kim masz do czynienia? - zapytał, patrząc na Jounina, który cofnął się zaskoczony. - Więc teraz grzecznie sobie idźcie.
- Naruto! Co jest?
         Kątem oka dostrzegł Sasuke, który wylądował kilka metrów od niego. Po chwili dołączyła do niego Sakura, trzymająca dwa Kunaje w rękach.
- Nic takiego. Poznaję się bliżej z uczestnikami z Iwy. - przytłumił natychmiast swoją chakre.
- Sokka, to może my też się bliżej zapoznamy. - zaproponował chłopak, podchodząc.
- Głupi pomysł. ANBU się tu zbliża, lepiej stąd iść. - skierował się w stronę przyjaciół. - A jeśli tak bardzo chcecie ze mną walczyć, to jutro w Lesie Śmierci. Pod warunkiem, że jesteście na tyle mocni, by nas dogonić. Idziemy.
        Złożył kilka pieczęci, złapał przyjaciół za ramiona i ruszył z nimi do centrum wioski.
- Naruto, co to było? - wyjąkała Sakura, gdy opanowała mdłości.
- Moje Shunshin no jutsu, ponoć jest trochę szybsze niż oryginał.
- Trochę?! Myślałam, że zginę!
- Czego oni od ciebie chcieli? - zapytał Sasuke.
- Oni? Wyeliminować mnie. - stwierdził i zakładając ręce za głowę ruszył przed siebie.
- Co? - zawołała Sakura. - Dlaczego akurat ciebie? I dlaczego mówisz o tym tak swobodnie?
- Sakura, uspokój się. - odezwał się Sasuke. - Myślałem, że już zauważyłaś, że Naruto nie jest takim nieudacznikiem na jakiego pozuje.
- No tak, ale...
- Inni też to widzą. - parsknął blondyn. - A czemu mówię o tym tak swobodnie? Bo to dla mnie nic nowego. Co ode mnie chcecie?
- Skąd wiesz, że coś od ciebie chcieliśmy? - zapytał Uchiha.
- Bo raczej nie przechodziliście przez najbardziej zapuszczone pole treningowe przez przypadek.
- Chcemy porozmawiać.
- O czym?
- O naszej drużynie i jutrze.
- Sokka. Może lepiej nie tu.
- To gdzie? - zapytała Sakura.
- Możemy u mnie. Do dzielnicy klanu Uchiha nikt nie ma wstępu, a jeśli ktoś podejdzie zbyt blisko będę wiedzieć.
- Niech będzie. - mruknął Naruto, ruszając w odpowiednim kierunku.

- Chcecie coś do picia? - zapytał Sasuke, gdy weszli do sporych rozmiarów kuchni.
- Nie, dzięki.
- Nie trzeba, dziękuję.
- Okej, to siadajcie. - wskazał na stół.
- W kwestii rozmowy o jutrze jestem wstanie wydedukować o co chodzi, ale o temacie naszej drużyny już słabo mi idzie.
       Sasuke mruknął coś pod nosem i odwrócił głowę w bok.
- Chodzi o to, co powiedział Kakashi-sensei. - odezwała się Sakura.
- A co powiedział, Kakashi-sensei?
- Że jako drużyna musimy móc na sobie polegać i powinniśmy być dobrymi przyjaciółmi i że nie podoba mu się, że obydwoje się odcinacie i...
- Stop! Za dużo "i" w jednym zdaniu. - przerwał jej Naruto.
- Przepraszam, chodzi o to, że powinniśmy uczciwie porozmawiać jak przyjaciele i przestać ukrywać ważne rzeczy przed sobą. Sensei uważa, że wtedy nam wszystkim ulży, choć głównie wam dwojgu.
- Nie jestem zainteresowany. - Naruto wstał od stołu. - Możemy porozmawiać o taktyce na jutro, ale moje prywatne sprawy są moimi prywatnymi sprawami, jak sama nazwa mówi i nic wam do tego.
- Naruto, weź przestań. Musimy się lepiej poznać by móc się lepiej zgrać. Ukrywasz przed nami większą część swej mocy. Sasuke, do tych czas starał się wszystko robić samemu, a ja stałam z tyłu, ale Sensei ma rację, czas by nasz team faktycznie stał się drużyną.
- I co Uchiha, tobie się to podoba?
- Nie. - warknął. - Wcale mi się to nie podoba, ale zgadzam się z tym, że czas zacząć zachowywać się jak drużyna, albo na egzaminie będziemy mieli kłopoty. Jest tam sporo silnych osób, których chakra przyprawia mnie o zawroty głowy, ale chcę ich pokonać i zdobyć rangę Chunnina.
- I mówi to wielki Uchiha. - parsknął Uzumaki. - Chyba nie powiesz mi, że nagle zauważyłeś, że nie jesteś pępkiem świata? Przecież ty, jako Uchiha jesteś najpotężniejszy na świecie.
- Nie jestem. - warknął. - Rozumiem to, dlatego chcę się rozwijać...
- Rozwijać możesz się, nie znając moich sekretów.
- Naruto, dlaczego nie możesz nam powiedzieć? - zapytała Sakura.
- Bo wam na tyle nie ufam. - odparł chłodno, chcąc wyjść.
- Zaczekaj! Dlaczego?
- Co? Dlaczego wam nie ufam? A jak myślisz? Cały czas się ze mnie nabijałaś, przestałaś gdy przestałem ci na to pozwalać. Sakura, nie obraź się. Widzę zmianę w twoim nastawieniu i to dużą, ale te kilka tygodni nie sprawi, że ci zaufam.
- Przestań! - warknął Uchiha. -  Przestań robić z siebie taką ofiarę! Nikomu nie mogę ufać, bo wszyscy mnie skrzywdzili!
       Naruto doskoczył do Uchihy i przycisnął go do ściany.
- Zamknij się! Ty ostatni masz prawo zarzucać mi coś takiego! To ty pogrążając się w nienawiści do brata, odsunąłeś się od wszystkich! Wielce chcąc się mścić zostawiłeś przyjaciół, wszystko! Bo ty musisz zabić brata!
- Gówno wiesz! Itachi, zabił moją rodzinę!
- I co ci da ta zemsta?! Przywrócisz im życie?! Poprawisz sobie samopoczucie zabijając tak bliską sobie osobę?! Nie! Pogrążysz się jeszcze głębiej, a potem będziesz tylko żałować! Jesteś idiotą, który myśli, że droga mściciela prowadzi do zwycięstwa! Ta droga jedynie niszczy! Zniszczy i ciebie i wszystkich wokół! Zostaniesz sam, a już ci kiedyś mówiłem, że musisz być skończonym idiotom, by wybrać samotność!
- Więc skoro trzeba być idiotom, to dlaczego nas odrzucasz, skoro staramy się na ciebie otworzyć?! Wtedy obydwoje schrzaniliśmy, ale próbuję to, do cholery, naprawić, ale ty mi nie pozwalasz! Wiem, że byłeś sam, wiem, że wszyscy cię nienawidzili, ale nie rozumiem dlaczego?! Dlaczego mieszkańcy tak cię nienawidzą?!
- Ulży Ci, dzieciaku. I tak by się kiedyś dowiedzieli. Jeśli cię odrzucą, to przynajmniej nie będziesz tracić na nich czasu. - odezwał się lis.
- Bo jestem potworem. - posłuchał jego rady i puścił Uchihe, odsuwając się lekko.
- Co? - zapytała Sakura.
- Jestem potworem. - powtórzył, podnosząc na Sasuke krwistoczerwone oczy.
- Co to za chakra? - zapytał chłopak.
- Kyubiego.
- Kogo?
- Kyubiego no Kitsune, ogoniastego, który trzynaście lat temu zaatakował Konohę. Jestem jego nosicielem, jego Jinchuurikim. Dlaczego mnie wszyscy nienawidzą? Bo zabiłem wtedy ich rodziny.
       Odwrócił się by wyjść, jednak powstrzymała go dłoń na barku. Uchiha pociągnął go do siebie, a następnie przyłożył mu z pięści z twarz, powalając Uzumakiego na podłogę i sprawiając, że jego oczy wróciły do normy.
- Pieprzysz! To nie ty ich zabiłeś, tylko lis! - chłopak wyglądał na wściekłego.
- I to, że masz w sobie potwora wcale nie sprawia, że sam nim jesteś! - zawołała Sakura, zrywając się z miejsca, mając łzy w oczach. - Przepraszam, że tak cię traktowałam. Teraz rozumiem dlaczego mama tak źle o tobie mówiła. Kazała mi się do ciebie nie zbliżać i twierdziła, że jesteś potworem, a ja jej słuchałam. Przepraszam! - rozpłakała się.
- Sakura... - blondyn patrzył na obydwoje z niedowierzaniem i samemu zbierało mu się na płacz. - Nie rozumiem. Jestem potworem, dlaczego...
- Nie jesteś! - krzyknęła Sakura. - Jesteś... Jesteś... Zawsze dbasz o słabszych! Sasuke, mówił mi, że pomogłeś wnuczkowi Hokage. Kochasz wioskę, mimo tego wszystkiego co ci zrobiła. Potwory tak się nie zachowują! - krzyknęła, klękając przy nim i objęła go. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam...
      Naruto objął dziewczynę i schował twarz w jej włosach, pozwalając pojedynczej łzie popłynąć.
- Ja... Arigatou... jeśli dalej chcecie, to... to możemy porozmawiać.
       Sakura odsunęła się od niego, uśmiechając lekko i ocierając łzy.
- Hai! - zaśmiała się lekko. - Ale nie rozumiem dlaczego, tak cię traktują wszyscy. Przecież, to nie ty jesteś potworem i to nie twoja wina, że masz go w sobie.
- Jestem kozłem ofiarnym. -  spuścił lekko głowę. - Nie mogą zemścić się na lisie, to mszczą się na mnie.
- To chore.
      Blondyn uśmiechnął się słabo.
- Ja jeden ze swych sekretów powiedziałem teraz wasza kolei.
- Masz więcej takich? - zapytał Sasuke, siadając z powrotem przy stole.
- No z dwa takiej rangi się jeszcze znajdą.
       Obydwoje spojrzeli na niego z niedowierzaniem.
- Ale, moment. - odezwała się Sakura. - Sasuke-kun, co miałeś na myśli, że obydwoje wtedy schrzaniliście, ale próbujesz to naprawić?
- Teraz ty mówisz! - Naruto pokazał czarnookiemu język.
- Teme! Cóż... Ja i Naruto przyjaźniliśmy się już wcześniej.
- Jak to?
- Poznaliśmy się niedługo po tym jak mój klan został wybity. Naruto mi pomógł się pozbierać, a ja jemu pomagałem gdy zostawał pobity.
- Więc dlaczego tak się nie trawiliście?
- Pokłóciliśmy się.
- A ja trochę udawałem. - mruknął Naruto, patrząc za okno.
- Po kolei. Sasuke- kun?
- Od początku wiedziałem jaki Naruto jest na prawdę. Przy mnie zachowywał się normalnie, jednak przy wszystkich innych był idiotą. Drażniło mnie to, bo nie rozumiałem, jak można chcieć być uważanym za błazna.
- Jakbym chciał. - prychnął blondyn. - Robiłem to co musiałem.
- Jak to? - zdziwiła się dziewczyna.
- Nigdy nie byłem idiotom. W kółko czytałem i się uczyłem. Zaczynając akademię, miałem całą potrzebną wiedzę, by ją zakończyć, ale... gdybym pokazał co umiem ludzie baliby się mnie jeszcze bardziej. Gdy udawałem idiotę i niedorajdę ludzie dawali mi czasem spokój... albo klasa. Wracając do tematu. Mnie drażnił fakt, że Sasuke zaczął myśleć jedynie o zemście na bracie. Przez to wszystko się pokłóciliśmy i przestaliśmy gadać.
- A co miałeś na myśli, że czasem udawałeś?
- Ja... nie wiem czy powinienem to mówić.
- Powiedz.
- Ech, no dobra... Po prostu gdy udawałem, że nie lubię Sasuke, w sumie to tego nie udawałem. - pokazał znów język chłopakowi.
- Dzieciak. - mruknął Uchiha, uśmiechając się lekko.
- To wtedy zawsze ty Sakura, albo inna dziewczyna stawała w jego obronie. Ja dostawałem po głowie, a reszta klasy się pośmiała i często dawali mi spokój na resztę dnia.
- So...sokka. - spuściła głowę.
- Nie obwiniaj się o to. Było, minęło.
- Ale, ja cię tyle razy zraniłam.
- Nie ważne. - uśmiechnął się lekko. - My już coś powiedzieliśmy, teraz ty.
- Nie mam jakiś szczególnych sekretów. Cóż o tym ty Naruto wiesz... Od początku byłam dobra w Genjutsu i miałam dużą wiedzę teoretyczną, bo rodzice bojąc się o mnie, nie pozwalali mi trenować fizycznie, pozwalali mi jedynie czytać, ale od misji w Krainie Fal, staram się poprawić.
- To dobrze. - uśmiechnął się Naruto.
- Poza tym, poprosiłam w szpitalu jednego medyka by uczył mnie medic-jutsu. Twierdzi, że z moją kontrolą chakry jestem do tego stworzona, ale sam ma mało czasu i moje nauki idą pomału.
- Nie przejmuj się! To świetnie, że chcesz być medykiem. Każda drużyna jednego potrzebuje. - pochwalił pomysł Naruto.
- To teraz znowu ty, Naruto. Co tam jeszcze masz w zanadrzu, co? - zapytał Sasuke.
- A od kiedy jesteś taki ciekawski, co, Uchiha?
        Wymienili się ostrymi spojrzeniami.
- Oy, chłopaki!
- Spokojnie, Sakura-chan, to już nam chyba po prostu weszło w krew. - zaśmiał się blondyn.
        Sasuke prychnął krótko pod nosem.
- Cóż pewnie ciężko będzie wam w to uwierzyć, ale...
- Ale?
- Jestem synem Youndaime Hokage, Minato Namikaze i drugiej Jinchuuriki Kyubiego, Uzumaki Kushiny.
- CO?! - zawołali obydwoje.
- Dowiedziałem się w moje trzynaste urodziny, więc całkiem niedawno. Też byłem zaskoczony.
- Ale jak to możliwe? - zapytał Sasuke.
- No wiesz, Sasuke. Jak dwoje ludzi się bardzo kocha i chcą byś razem to często...
- Nie tego nie rozumiem, idioto! - krzyknął.
        Naruto wybuchnął śmiechem, unikając rzuconego przez chłopaka kunaja.
- No już się tak nie wstydź.  Myślałem, że nie wiesz jak to się wszystko dzieje.
- Zamknij się do cholery!
         Chłopak znowu parsknął krótkim śmiechem, po czym spoważniał.
- Moja mama była Jinchuuriki, podczas porodu pieczęć pękła i Kyubi się uwolnił. Tata, nie mając wyboru, poświęcił siebie i zapieczętował go we mnie.
          Pominął szczegół o ataku na nich przez jednego z członków klanu Uchiha, ale o tym Sasuke wiedzieć nie musi. Ten ktoś pewnie i tak zginął w masakrze, chociaż...
- I jest jeszcze jedno.
- Co?
- Klan Namikaze posiadał zapomniane Dojutsu.
- Co? Jakie? - zdziwili się obydwoje.
- Siligan. Jest zapomniany bo w czasie Drugiej Wielkiej Wojnie Shinobi prawie wszyscy członkowie mojego klanu zginęli a Siligan przebudza się jedynie w naszym klanie.
- I ty go posiadasz? - zapytała Sakura.
- Nie wiem. Jest taka możliwość. By go uaktywnić muszę udać się do świątyni światła w kraju ognia, będącej klanową świątynią Namikaze. Żyją tam mnisi, którzy potrafią uaktywnić Siligan.
- To dziwne, że nie możesz sam tego zrobić.
- Trochę. Kyubi mówi, że jest on zbyt potężny i tak jest bezpieczniej, ale na upartego on by mógł to zrobić, gdybym go na chwilę uwolnił. Czemu się tak na mnie patrzycie? - przeanalizował swoją wypowiedź i strzelił sobie mentalnie w łeb. - No tak... Nie patrzcie się tak na mnie. Kyubi jest całkiem spoko, gdy przestaje warczeć. Przyjaźnimy się od lat. Jakimś cudem zdołałem go do siebie przekonać.
- Aha... - mruknęli obydwoje.
- A kontynuując. Siligan jest zbyt potężny bym mógł sam go uaktywnić. Jako Jinchuuriki potrafię wchodzić tak jakby do swojej podświadomości by móc rozmawiać z Lisem. Przede mną zawsze było jego więzienie a za mną jasne, złote światło, gdy raz mnie podkusiło i spróbowałem się tam dostać wylądowałem w szpitalu i Kyubi z cudem uratował mi życie. - skrzywił się lekko.
- A jaką moc ma Siligan? - zapytał Sasuke.
- Nie jestem, szczerze mówiąc, pewny. Nikt nie ma zbyt dokładnych informacji. Kyubi wie tyle co moja mama, a mój ojciec nie chwalił się tymi umiejętnościami poniekąd po to by Kyu nie posiadł tej wiedzy. Hokage też nie wie zbyt wiele, jedyną osobą, która mogłaby odpowiedzieć na moje pytanie jest Jiraya-sensei, ale bezczelny zboczeniec nie chce mi powiedzieć.
- Kto?
- Jiraya, jest byłym uczniem Hokage, senseiem mojego ojca i teraz moim i moim ojcem chrzestnym, no i Senninem Konohy. Niedawno go poznałem. Dobrze znał mojego ojca i wie jak działał jego Siligan, ale nie chce mi powiedzieć. Stwierdził, że będzie śmieszniej jak dowiem się na miejscu. - prychnął.
- A co wiesz?
- Że dzieli się na sześć poziomów i pozwala kontrolować wszystkie główne żywioły. Pierwsze pięć poziomów odpowiada po kolei żywiołom i jakiejś umiejętności, a o szóstym poziomie nic nie wiem. - mruknął.
- Będziesz mógł walczyć wszystkimi naturami chakry? Będziesz mógł je łączyć?
- To zależy. Siligan pozwala na opanowanie pięciu podstawowych, a łączenie ich wymaga lat treningów, to nie takie proste, ale tak właściwie to nie jestem pewien.
- Czyli z tego co wywnioskowałem, wyruszasz na trening, tak?
- Tak.
- Kiedy i na ile? - zapytała Sakura.
- Niedługo po zakończeniu egzaminu, choć dokładna data nie jest ustalona. A na ile też nie wiem... Kyu mówi, że z całą pewnością muszę opanować jego moc i moc Siligana. Sama moc Kyubiego zajmie według niego rok. Tak żeby posługiwać się nią na dobrym poziomie. Do tego Siligan, nie mam pojęcia ile to może zająć. Do tego Ero-sennin pewnie też coś wymyślił od siebie.
- Ero-sennin? - zapytał Sasuke.
- Tak, podgląda kobiety w łaźniach, czerpiąc wenę do pisania swych zboczonych książeczek, które czyta Kakashi-sensei.
- Żartujesz? - zdziwiła się Sakura.
- Nie. W jednej chwili straciłem do niego cały szacunek.
- Co masz na myśli?
- Wywalił swoim tyłkiem płot między częścią męską i żeńską w gorących źródłach. Musiałem nurkować na samo dno zbiornika by mnie nie zauważyły, a on zwiał goniony przez nie.
- I co z nim?
- Nie wiem. To było dwa dni temu około dziesiątej. Od tamtej pory go nie widziałem.
- Co? Jak to?
      Wzruszył ramionami.
- Możliwe, że go dopadły i zatłukły, ale wspominał, że ma jakąś sprawę do załatwienia dla staruszka. Jak nie wróci do zakończenia egzaminu to zastanowię się co robić. Dobra, ma ktoś coś jeszcze do powiedzenia? Ja skończyłem.
         Cisza.
- W porządku, więc może zacznijmy ustalać jakąś strategię.
- Przydałoby się.
- Ma ktoś z was pomysł jak przemycić książkę z trującymi roślinami? - zapytał Naruto. - Czytałem sporo o Lesie Śmierci, jest tam sporo trujących roślin, dobrze by było mieć książkę by się nie potruć.
- Nie trzeba. Dużo o tym wiem. Rozpoznam trujące rośliny. - stwierdziła Sakura.
- Na pewno? - zapytał Uzumaki.
- Tak. - potwierdziła.
- Tyle z głowy. - mruknął Sasuke. - A co z techniką walki?
- Moje zdolności sensoryczne są na bardzo wysokim poziomie. Ktoś musi być świetnie wyszkolonym bym go nie wyczuł, więc z większej odległości będę wiedzieć, że ktoś się zbliża. Sądzę, że powinniśmy używać pułapek. Nie pokażemy tym sposobem na co nas stać a wyeliminujemy zagrożenie.
- A jeśli już będziemy musieli walczyć? - zapytała Sakura.
- Jak mus to mus. Nie damy się przecież zabić, by ukryć nasze możliwości. Po prostu starajmy się dostosować do ich poziomu by nie pokazać więcej niż potrzeba.
- Masz rację. - potwierdził Sasuke.
- I znów robię ci za budzik, dzieciaku. Spójrz łaskawie na zegarek. 
- Nikt cię nie prosił. - uniósł wzrok na zegar i zdębiał, widząc dwudziestą trzecią na nim.
- O cholera. - powiedział już na głos.
- Co?
- Ale już późno, trzeba się zbierać. - wstał od stołu.
- Faktycznie. - podnieśli się pozostali.
- Chodź Sakura, odprowadzę cię.
- Arigatou. - uśmiechnęła się ciepło do chłopaka.
     Pożegnali się szybko z Sasuke i ruszyli do domu Sakury, zaś gdy Naruto wylądował w końcu w swoim łóżku, zasnął od razu kamiennym snem. W końcu zdobył przyjaciół, na których mógł liczyć.

ROZDZIAŁ 10

Rozdział 10


         Ranek był jak na październik bardzo ciepły. Naruto kończył jeść akurat śniadanie, gdy zobaczył, że do rozpoczęcia egzaminu zostało mu już tylko pół godziny. Pozmywał po sobie talerz i przeniósł się za pomocą Shinshin no Jutsu pod akademię.
- Widzę, że polubiłeś tę technikę. 
- Tak, już nie sprawia mi kłopotów... zazwyczaj. A przynajmniej nie muszę się nigdzie śpieszyć bo i tak wiem, że zdążę.
         Lis zaśmiał się krótko i ułożył z powrotem do snu. Naruto podniósł głowę i dostrzegł, idących po schodach Sasuke i Sakure.  Chłopak uniósł lekko brwi, widząc jak Uchiha uśmiecha się do dziewczyny i swobodnie z nią rozmawia.
- Świat się kończy. Uchiha przestaje być dupkiem. - parsknął, idąc kilka kroków za nimi, zastanawiając się jakie relacje ich łączą.
         Westchnął krótko, patrząc na znaczek na ścianie, wskazujący piętro drugie. Zmrużył lekko oczy, przyglądając się mu uważniej i analizując swoją drogę tutaj. Stanął koło Sakury i spojrzał na zamieszanie przed dużymi drzwiami.
- Cześć, co się dzieje?
- Jacyś Chunini nie chcą ich wpuścić do sali, twierdząc, że są za słabi.
- Taa, zauważyliście?
          Obydwoje kiwnęli głowami, potwierdzając. Naruto uśmiechnął się lekko. To że członek klanu Uchiha zauważył tak proste Genjutsu nie jest zaskoczeniem, jednak Sakury nie był pewien, nawet jeśli zawsze była dobra w tej dziedzinie.
- To co, idziemy? - zapytała dziewczyna.
- Hai! - potwierdzili i ruszyli na schody.
          Naruto kątem oka dostrzegł rodzeństwo Sabaku, które stało z boku i przyglądało się całej sytuacji. Weszli razem na pierwsze stopnie schodów, gdy dobiegło ich wołanie Chuninów.
- Ej, dzieciaki, gdzie się wybieracie? Już się poddaliście?
- Przestańcie marnować nasz czas. - warknął Uchiha.
- Mówiliście, że egzamin jest na drugim piętrze, więc tam idę. - zaśmiał się blondyn, drapiąc po karku i zwracając na siebie uwagę wszystkich.
       Jeden z Chunninów wskazał chłopakowi znaczek, mówiący, że przebywają na drugim piętrze.
- Ooo! Ale jestem mało spostrzegawczy. - śmiał się dalej. - Ale nawet jakbym zauważył to wcześniej, to i tak nie dałbym się złapać w tak żałośnie proste genjutsu.
         Na usta chłopaka wpłynął ironiczny uśmieszek, zaskakując tym jego dawnych kolegów z akademii, oraz Chunninów. Obrócił się na pięcie i ruszył do góry.
- Naruto, mogłeś to powiedzieć grzeczniej. - odezwała się Sakura, ruszając razem z Sasuke za chłopakiem.
- Po co? Oni mają sprawdzać nasze umiejętności a nie dobre maniery. Choć jak na razie chyba sprawdzają czy nie jesteśmy skończonymi debilami. Takie Genjutsu powinien wyczuć dzieciak w Akademii.
       Cała trójka usłyszała na dole małe zamieszanie, a później kroki na schodach. Z westchnięciem Naruto zatrzymał się przed kolejnymi drzwiami i czekał. Piętnaście minut przed rozpoczęciem egzaminu drzwi się otworzyły i stanął w nich wysoki Jounin z chustą na głowie i bliznami na twarzy.
- Wiecie co? - mruknął Naruto, gdy patrzył jak mężczyzna rozmawia z Chunninami.
- Co?
- Mogliśmy tu wejść po cichu.
- Po co? - zapytała Sakura.
- Tamci Chunnini mieli przytrzymać nas do rozpoczęcia egzaminu. Wtedy by już było za późno. Gdybym ostentacyjnie im nie powiedział o tym genjutsu, może mniej by ich się tu dostało.
- Pewnie i tak by większość zauważyła. - stwierdziła Sakura.
- To już nieistotne.
- Dobra, cisza! - wrzasnął Jounin. - Podejdźcie bliżej! Za chwilę rozpoczniemy egzamin na Chunina. Każdy z was po kolei podchodzi do chunninów, składa arkusz zgłoszeniowy i zabiera numerek. Zgodnie z nim siadacie w sali. Jasne?!
- HAI! - odkrzyknęła cała grupa.
         Nim wszyscy zajęli swoje miejsca Naruto rozejrzał się dyskretnie po sali. Było kilka starszych od niego osób. Widział też rodzeństwo z Suny rozsianych po sali. Jego koledzy z drużyny siedzieli za nim. Spojrzał w lewą stronę, koło siebie dostrzegł starszego od niego chłopaka, miał brązowe włosy, jednak był odwrócony do niego tyłem, więc nie widział ani twarzy, ani opaski ze znakiem przynależności do wioski. Spojrzał w drugą stronę i uśmiechnął się wesoło, widząc siadającą koło niego dziewczynę.
- Cześć, Hinata-chan.
- Witaj, Naruto-kun. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jak czujesz się przed egzaminem?
- W porządku, a ty?
- Nie najgorzej. Jestem raczej pewny swej wiedzy i umiejętności.
- To dobrze. - zarumieniła się lekko.
- Dobrze, CISZA! Zaczynamy. Nazywam się Ibiki Morino i będę waszym pierwszym egzaminatorem. Macie przed sobą do napisania egzamin. Na rozwiązanie zadań macie godzinę. Nie wolno wam pod żadnym pozorem ściągać. Jeśli ktoś z drużyny zostanie przyłapany pięć razy na bezmyślnym ściąganiu cała jego drużyna odpada. Zrozumiano?
- Hai!
- Na arkuszu będziecie mieć dziewięć pytań. Dziesiąte dostaniecie dziesięć minut przed końcem czasu. Waszą pracę i uczciwość kontrolować będą siedzący wzdłuż sali Chunnini Konohy. START!
       Wszyscy genini obrócili leżące na stolikach kartki by spojrzeć na pytania. Test się rozpoczął. Naruto przymknął lekko oczy i odezwał się do Kyubiego w myślach.
- To miałeś na myśli, mówiąc, że w egzaminie nie chodzi o naszą wiedzę?
- Zależy co masz na myśli. 
- Jaki jest sens w dawaniu pięciu szans, na coś czego robić nie wolno?
- Hahaha... - lis zaśmiał się krótko.
- Mamy nie ściągać bezmyślnie.
- Dokładnie. Sądzę, że poradzisz sobie sam. 
- W sumie, to dobrze, że mam ciebie. Niby umiem szpiegować i zdobywać informacje, ale nie w takich warunkach.
- Nauczę cię tego kiedyś. A teraz pisz. Nie masz wiele czasu. 
- Hai!
        Wrócił do rzeczywistości i zaczął rozwiązywać zadania. Musiał przyznać, że zadania wcale nie były proste, jednak zrobił prawie wszystkie bez problemów. Jedynie w jednym popełnił błąd, który szybko skorygował Kyubi.
- Byłbyś niezłym nauczycielem.
- Każdy by był, mając dwa tysiące lat. - prychnął.
- Wcale że nie. Nie wszyscy się do tego nadają.
         Blondyn odłożył długopis i zasłaniając kartkę położył się na blacie, dyskretnie się rozglądając.
Cały czas z sali wychodziły jakieś drużyny przyłapane na ściąganiu. Naruto spojrzał na Chunninów, siedzących wzdłuż ścian, obserwujących całą salę. Każdy z nich cały czas coś notował. Chłopak wiedział, że są oni specjalnie przetrenowani by być wstanie ogarnąć co się dzieje. Nie było to raczej nic trudnego. Chunnini siedzieli po obu stronach ścian, przy każdym rzędzie, prawdopodobnie więc każdy miał jedynie pół rzędu do kontrolowania i blondyn musiał przyznać, że wywiązywali się ze swych obowiązków aż zbyt dobrze. Wyleciała już ponad połowa drużyn.
- Nieźle...
- Dobrze. - odezwał się po nieskończenie długim czasie i kolejnych nastu drużynach za drzwiami, Ibiki. - Czas dobiegł końca. Odłóżcie długopisy.
         Po sali rozniosły się stłumione jęki. Naruto przeciągnął się lekko, ziewając z nudów.
- A teraz pytanie dziesiąte. - poczuł na sobie spojrzenie prowadzącego, obdarzył go więc uroczym uśmiechem, który przerodził się w bardziej ironiczny.
- Nim podam jednak treść pytania. Macie czas na przemyślenie czy chcecie go usłyszeć.
- Co masz na myśli? - zapytał ktoś z sali.
- Możecie teraz zrezygnować i wyjść. Jeśli nie odpowiecie na dziesiąte pytanie nie zdacie i nie dostaniecie kolejnej szansy na przystąpienie do egzaminu.
- Co, jak to?! To nie możliwe! Jest tu wiele osób, które podchodzą któryś raz pod rząd do egzaminu!
- Widocznie nie mieli pecha posiadania mnie, jako egzaminatora. Jest to tegoroczna zasada.
- To niesprawiedliwe.
- Życie nie jest sprawiedliwe. Możecie teraz odpuścić i spróbować za rok, albo zaryzykować i mieć nadzieję, że wam się uda.
- A co jeśli tylko jedna osoba z drużyny poda złą odpowiedź?
- Cała trójka nie zdaje. Macie dziesięć minut na zastanowienie. Jeśli ktoś chce zrezygnować zgłoście się. Chunnini was odhaczą i możecie iść.
         Naruto parsknął krótko śmiechem pod nosem i znów położył się na ławce. Nigdzie się nie wybierał. Sasuke  na pewno się nie zgłosi jest zbyt dumny i pewny siebie, Sakura też jest pewna swej wiedzy. Nie ma obaw. Widząc kątem oka, że Hinata waha się czy się zgłosić, schował twarz między dłońmi tak by siedzący obok Chunnini nie zauważyli ruchu jego ust.
- Nie zgłaszaj się, Hinata-chan. On blefuje.
        Po dziesięciu minutach, które uczestnicy dostali od egzaminatora nie została nawet połowa z tych którym udało się wcześniej nie wylecieć.
- Niezły przesiew. - parsknął krótko Naruto, siadając z powrotem.
- To wszyscy, tak? Nikt nie ma wątpliwości?
- Podaj w końcu to pytanie! - krzyknął ktoś.
- Dobrze. Skoro tak, to wszyscy zdaliście.
- CO?! - zawołało kilkanaście osób.
- Widzisz, Hinata- chan. - uśmiechnął się chłopak do dziewczyny.
- Arigatou. Gdyby nie ty, to bym się zgłosiła, ale skąd wiedziałeś?
- Wiesz kim on jest?
- Ibiki Morino? Nie.
- Dowodzi jednostce przesłuchań. Próbował na nas wywrzeć presję i złamać jak najwięcej osób. Nieźle mu poszło.
- Ale nie mogłeś mieć pewności. - zdziwiła się.
- Żadna wioska nie zgodziłaby się na takie zasady, bo ograniczyło by to ilość dobrze wyszkolonych osób. To, że nie wszystkim się dzisiaj udało, nie znaczy, że za rok, czy dwa nie będą wstanie zdać tego testu z łatwością.
- Masz rację.
- Dla tych co jednak nie powinni zdać i mieli zwykłego farta. Ten test nie sprawdzał waszej wiedzy, a zdolności zbierania informacji. Dziesiąte pytanie nigdy nie istniało. Miało jedynie na celu sprawdzić siłę waszej woli. - wytłumaczył Ibiki.
- Ale jak mieliśmy ściągać, jeśli nikt by nie znał odpowiedzi?
- Dlatego na sali byli umieszczeni Chunnini, znający odpowiedzi.
         Ze swych miejsc podniosło się sześć osób i skłonili się głęboko. Naruto parsknął krótko śmiechem.
- Coś cię bawi, Uzumaki? - zapytał Morino.
         Cała sala spojrzała na chłopaka.
 - Nie, po prostu już rozumiem, dlaczego oni tak zacięcie walczyli o wejście piętro niżej.
          Na chwile zrobiło się głośno w sali. Chunnini jedynie wzruszyli ramionami, wciąż się uśmiechając i zniknęli w kłębach dymu pojawiając się koło swych kolegów po bokach sali. Wszyscy jednocześnie zaczęli się rozglądać uważnie po sali, słysząc głośny świst.    
 Naruto w odruchu położył dłoń na kunaju, gdy szyba przy Jouninie roztrzaskała się i wpadła przez nie fioletowowłosa kobieta z dziwnym płótnem, które zostało przybite do ścian przy pomocy kunaji, zasłaniając Morino.
- Dobra, smarkacze! Jestem Anko Mitarashi i będę waszym drugim egzaminatorem! Jutro widzę was wszystkich o dziewiątej przy bramie głównej do lasu śmierci. Ibiki?!  Dlaczego jest ich tak dużo? Czyżbyś miękł na stare lata?
- Głośna jak zwykle. - westchnął, przechodząc pod kotarą. - Może tym razem są nieco lepsi?
- Taa, jasne... Jak z nimi skończę to nie zostanie nawet połowa. A wy? Na co się gapicie!? WYNOCHA!
      Wszyscy natychmiast podnieśli się z miejsc i opuścili salę. Gdy drzwi zamknęły się za ostatnią osobą Anko zagadała do kolegi.
- I jak? Jest w tym roku ktoś ciekawy?
- Całkiem przerażający rocznik.
- Co masz na myśli?
- Dzieciaki Kazekage z Suny powodują dreszcze na plecach, a przynajmniej jeden z nich. Do tego cała dwunastka Konohy... daj mi chwilę. Muszę coś sprawdzić.
- Co?
- Poczekaj.
        Mężczyzna przeszedł między rzędami i zebrał dwanaście prac Konohańczyków i przejrzał do tego notatki chunninów, zostawione na krzesełkach.
- I? - zapytała z zaciekawieniem kobieta.
- Tak jak myślałem. Żaden z nich nie ma ani jednego błędu.
- Jak to? To prawie, że nie możliwe.
- Bardziej niemożliwe wydaje się, że ani razu nie zostali przyłapani na ściąganiu.  
         Kobieta spojrzała na niego uważnie. 
- Ja z przodu widziałem więcej, ale dla świetnie wyszkolonych Chunninów ich metody ściągania były albo zbyt dobre, albo zbyt nieoczywiste.
- Co masz na myśli?
- Cóż, Uchiha jak to Uchiha pod genjutsu imitującym normalne oczy, używał sharingana. Obydwoje Hyuga używali Byakuganu. Inuzuka posadził sobie psa na głowie, który zbierał dla niego odpowiedzi, a Aburame wysyłał robaczki po całej sali.
- Nie mógł zostać za to spisany?
- Jestem pewny, że robił to tak, że z boku nie było to pewne, a sama wiesz, że kontrolujący muszą mieć sto procent pewności, że ktoś ściągał.
- A pozostali?
- Coż, Nara złapał swoich kolegów swym cieniem i pisał za nich.
- Pomysłowe.
- Ten Ten i  Rock Lee jako, że są rocznik wyżej nie mieli problemów i pisali sami, a jeśli ściągali to nie zauważyłem.
- Sokka.
- Haruno Sakura pisała całość sama, nie musząc ściągać.
- A on?
- Uzumaki... Wiesz co o nim mówią?
- Że jest potworem. - przewróciła oczami.
- Tak, a poza tym?
- Że jest idiotą i nieudacznikiem.
- Właśnie. Nie ściągając skończył jako pierwszy a potem leżał na ławce nic nie robiąc przez ponad półgodziny.
- Żartujesz? Skąd niby miałby taką wiedzę?
- Nie mam pojęcia. Najbardziej zaskoczył mnie podczas dziesiątego pytania.
- ....
- Hyuga Hinata chciała się zgłosić.
- I?
- Powstrzymał ją. Wiedział, że blefuję z oblaniem ich na zawsze. Od początku do końca był cholernie pewny siebie. Jestem ciekaw co Jinchuuriki Kyubiego pokaże nam jeszcze.
- Będzie ciekawie.
- Dlaczego druga część jest jutro, a nie jak planowano dzisiaj?
- Małe kłopoty organizacyjne.
- Hmm?
- W lesie zginęło dwoje naszych Jouninów.
       Mężczyzna spojrzał uważnie na kobietę.
- Próbujemy jeszcze znaleźć sprawcę, ale nie ma żadnych śladów.
- Sokka.
- Mam nadzieję, że ten ktoś nie czyha na któregoś z uczestników.
- Oby...
  

Progres



        Mamy postęp, 1/5 poprawiania za mną i lecimy dalej. Jestem ciekawa czy ktoś to jeszcze czyta, a jeśli tak, to jak wam się podoba poprawiona wersja. Dajcie znać w komentarzach :)
Mija <3 

ROZDZIAŁ 9

Rozdział 9



       Naruto zaspany podniósł głowę i spojrzał na zegarek, który z jakiegoś powodu nie dzwonił. Poderwał się gwałtownie, widząc siódmą czterdzieści osiem na zegarku.
- Cholera! Na ósmą mam być na treningu. Kyu! Dlaczego mnie nie obudziłeś?!
- Już ci mówiłem, nie jestem twoim budzikiem. Poza tym też właśnie wstałem. Pomińmy fakt, że przez ciebie. 
- Spóźnię się na pierwszy trening.
- Zdążysz. Po prostu się rusz i daj mi spokój. 
       Warcząc pod nosem biegiem poszedł się ubrać, tworząc jednocześnie klona, który zrobi dla niego kanapkę. Ubrany w czarne spodnie z bandażami u dołu w białą bluzkę i wytrzymałe buty Shinobi, chciał zamknąć szafę, gdy w oczy rzucił mu się pomarańczowy dres, leżący w rogu szafy. Uśmiechnął się lekko, wyciągając go. Ostatni raz miał go na sobie dzień przed egzaminem na Gennina.
- Powinienem go wyrzucić. - mruknął pod nosem, wrzucając dres z powrotem do szafy.
- Pośpiesz się. Masz jeszcze pięć minut.
         Odwrócił się w stronę klona, który stał z talerzem w ręku.  Oryginał kiwnął lekko głową i zabrał od klona śniadanie, odsyłając go od razu. Jedząc kanapkę założył Kaburę na udo i na biodro. Przełknął ostatni kęs i spojrzał na zegarek.
- Kuso! - zaklął, widząc godzinę spotkania.
         Wypadł z mieszkania, nie zamykając nawet drzwi i składając po drodze pieczęci.
- Shunshin no jutsu!
         Nawet wyczulony wzrok nie zaradził, na lekko rozmywającą się okolicę. Na szczęście tym razem nie uderzył w żadne drzewo. Zatrzymał się koło zaskoczonego Sannina.
- Jestem! Przepraszam za spóźnienie.
- Nie spóźniłeś się... Naruto, co to była za technika?
- Ta? Shushin no Jutsu.
- Co?
- No Kyubi mnie go nauczył. Pokazał jak połączyć jego chakre z moją...
- Używasz do tego chakry Kyubiego?
- Tak.
- To dlatego. - westchnął wciąż zszokowany.
- Coś się stało?
- Po prostu twoje Shunshin no Jutsu, jest ulepszoną wersją oryginału.
- Jak to? - blondyn wyglądał na zdziwionego.
- Normalnie Shunshin no Jutsu zwiększa prędkość użytkownika, jednak ty... wyglądałeś jakbyś się teleportował, to było dużo za szybko...
- Phy...
- Co jest, Kyubi?
- Prędkość normalnego Shinobi przy używaniu Shunshin no jutsu, jest nie wiele większa, od najszybszego tempa Jinchuurikiego. To normalne, że twoje Shunshin jest szybsze. 
- To przez twoją chakre?
- Nie do końca. Przez twoją wytrzymałość i siłę. Moja chakra pozwala wyostrzyć zmysły i zmniejsza ryzyko odbijania się od przeszkód. Przynajmniej na ten moment. Jak zwiększysz trochę masę mięśniową i wytrzymałość, to nauczę cię zwiększać prędkość z jej pomocą. Na ten moment rozerwałaby ci mięśnie...
- Naruto?
       Chłopak spojrzał na białowłosego i zdał sobie sprawę, że na chwilę odpłynął.
- Wybacz, gadałem z Kyu.
- Kyu?
- Skrót od Kyubi. Powiedział, że to normalne, że moje Shunshin no Jutsu jest szybsze od normalnego, bo jako Jinchuurki poruszam się szybciej.
- No tak, to może być faktycznie dobry powód.
- Uratowało mnie to od spóźnienia. - uśmiechnął się szeroko. - Budzik mi nie zadzwonił.
- Sokka. Przejdźmy do rzeczy. - przyjrzał się chłopcu uważnie. - Sensei, mówił, że zachowujesz się jak idiota. Za to jak rozmawiałem z Kakashim stwierdził, że nie ma pojęcia jaki jesteś na prawdę i mam rozmawiać z tobą. Wyjaśnisz mi to?
         Naruto spuścił lekko głowę i wzruszył ramionami.
- Jak byłem idiotom, to ludzie się mnie mniej czepiali. Czasem się pośmiali i dawali spokój.
         Usłyszał westchnięcie nad sobą.
- Rozumiem, ale przy mnie masz być sobą. Jasne?
- Jasne i tak wraz ze skończeniem akademii postanowiłem zdjąć maskę. 
- Dlaczego?
- Trzeba mieć trochę godności. - prychnął pod nosem. - W akademii gdybym się bronił, mógłbym mieć kłopoty, teraz to inna historia.
- Nie pomyślałeś, że gdybyś pokazał, że coś potrafisz, to bardziej by cię szanowali.
- Nie. Bali się mnie nawet gdy byłem idiotą i nieudacznikiem, wywalającym się o własne nogi. Gdybym im pokazał co potrafię, to baliby się jeszcze bardziej. Może by mnie nie bili, ale... Chcę by mnie zaakceptowali.
- Dobrze, skoro dzisiaj nie jesteś nieudacznikiem to pokaż mi na co cię stać.
- Hai! - uśmiechnął się szczerze.
- Zrobimy sobie mały sparing. Daj z siebie wszystko. Zaczynaj!
         Kiwnął lekko głową i doskoczył natychmiast do mężczyzny, zadając cios z pięści. Sannin uniknął go i odskoczył, czując lekki podmuch wiatru.
- Nieźle... - uśmiechnął się.
            Uśmiech poszerzył się, gdy jego podopieczny pojawił się koło niego w ułamku sekundy i próbował go kopnąć. Zatrzymał jego nogę dłonią a drugą uderzył go lekko w brzuch, odrzucając.
- Fuuton: Kaze no Yaiba! - w stronę mężczyzny poleciał natychmiast sierp powietrza, który sprawnie uniknął.
- Fuuton: Daitoppa! - wydmuchał z ust powietrzny wir, który uderzył w ziemię i wniósł ogromne ilości piasku i pyłu.
        Blondyn skupił się do granic możliwości i ukrył w pełni swą energię. Wyczuł również zanikającą energię Sannina i natychmiast ruszył w jego stronę, nie pozwalając mu się ukryć. Wyskoczył w powietrze chcąc kopnąć go w tył głowy, jednak mężczyzna pochylił się do przodu. Naruto obrócił się w powietrzu i złożył palce w krzyż, formując kolejną technikę.
- Kage bushin  no jutsu!
        Przed prostującym się mężczyzną pojawił się klon, który wymierzył celny cios w jego klatkę piersiową. Jirayara poleciał w powietrze wciąż się uśmiechając. Złożył kilka pieczęci i posłał w stronę chłopaka kulę wody.
- Gokyakyu no jutsu!
         Kule ognia i wody zderzyły się ze sobą, eliminując nawzajem i tworząc jednocześnie chmurę pary.
- Nic nie widzę... - mruknął Naruto.
         Miał już przelać chakre Kuramy do oczu, gdy nagle poczuł ruch za sobą. Odwrócił się by zatrzymać wszelaki atak kunajem, gdy poczuł ostrze tej samej broni na swym gardle. Przełknął ślinę zdając sobie sprawę z siły swego ojca chrzestnego.
- Mile mnie zaskoczyłeś, Naruto. Wszyscy twierdzili, że nie umiesz zbyt wiele, a jednak znasz kilka niezłych technik, jesteś silny, szybki, pomysłowy i przebiegły. Będzie z ciebie świetny Shinobi.
      Odsunął kunaj od szyi Naruto.
- Jesteś niesamowity, sensei! - zachwycił się Naruto, a mężczyzna wybuchnął głośnym śmiechem.
- Wiem już mniej więcej na co cię stać. Z tego co mówiłeś wnioskuję, że twoja szybkość jest na dosyć wysokim poziomie. A co z twoją siłą?
- Muszę jeszcze nad nią popracować, ale nie jest źle. Kyubi zmuszał mnie bym boksował gołymi pięściami najpierw w drzewa, a potem w skały.
- Jesteś w stanie przełamać drzewo?
- Hai! Nie potrzebuję do tego zbyt dużo chakry, jednak przy skałach jest gorzej.
- Okej, to nad tym trochę jeszcze popracujemy do egzaminu. Twoja kontrola chakry jest dobra, ale też mogłaby być lepsza.
- Hai! Stale ją trenuję i czytam o niej. Przy mocy Kyubiego ciężko jest panować nad sobą, ale Kyu odkąd się przyjaźnimy dostosował puls swojej chakry do mojej i jest mi łatwiej.
- Hmm, to dobrze. Opowiedz mi trochę o twoich treningach. Kyubi trenuje cię od roku, prawda?
- Hai!
- A wcześniej? Jak radziłeś sobie wcześniej? - usiadł na ziemi, dając znać blondynowi by zrobił to samo.
- Cóż... nie trenowałem zbyt dużo fizycznie, bo za każdym razem jak wracałem zmęczony z treningu, to ktoś mnie atakował i lądowałem w szpitalu. Wolałem, więc siedzieć w domu i czytać. W sumie to nauczyłem się czytać jak miałem sześć lat i od tamtej pory nic innego nie robię.
- O czym czytałeś? - zainteresował się.
- O wszystkim. - zaśmiał się. - O wszelkich tajnikach życia i walki shinobi, o jutsu, które chciałbym się w przyszłości nauczyć, o świecie shinobi i innych wioskach i ich tradycjach, o znanych wojownikach, głównie o tacie. - uśmiechnął się szeroko. - O czym jeszcze? O historii i tradycji Konohy. Tyle ile było to też o ANBU, o mocy Kyubiego i Jinchuurii...
- Interesuje cię ANBU?
- Pewnie, oni są niesamowici. Wykonują najważniejsze dla wioski misje, które są tak niebezpieczne, że muszą skrywać twarz. Chciałbym być kiedyś jednym z nich.
- Dlaczego? Wielu z nich nie wraca ze swych misji.
          Chłopak przygasł lekko.
- Wiem, ale mnie nie przeraża myśl o oddaniu życia za wioskę. Poza tym ANBU wszyscy szanują, po części ze względu za ich siłę, a po części za ich poświęcenie dla wioski. Będąc ANBU ludzie by mnie szanowali.
- Nikt by nie wiedział, że to ty. - zauważył.
- Nie ważne. Chroniłbym ich z cienia. Byliby wdzięczni za pomoc mnie nawet jeśli nie zdawaliby sobie z tego sprawy. - spojrzał w niebo.
- Zaskakujesz mnie, Naruto. Mam wątpliwości czy rozmawiam z trzynastolatkiem. Z tego co mówisz masz bardzo obszerną wiedzę, którą oczywiście sprawdzę, - puścił mu oczko. - ale jak sprawdzałem twoje wyniki z Akademii, to były one najniższe w grupie.
            Blondyn uśmiechnął się lekko.
- Miałem być idiotą, więc byłem. Sam widzisz, gdybym wtedy pokazał im takiego siebie, to...
- Zapewne wystraszyliby się jeszcze bardziej, ale jest możliwość, że bali się ciebie właśnie dlatego, że udawałeś idiotę, który w razie czego nie opanuje Bijuu.
- Ninja może tak, ale cywile baliby się mnie obojętnie jaką maskę bym wybrał. Było kilka opcji, ta idioty była najwygodniejsza.
- Sokka. Dobrze, test uważam za zakończony. Myślę, że najlepszym treningiem będą po prostu sparingi. Przynajmniej na razie. W tym czasie podszkolę cię jak obmyślać dobre strategię i jak radzić sobie w kryzysowych sytuacjach.
- Będziesz do takich doprowadzać?
- Na każdym kroku. - uśmiechnął się dumny z nie wiadomo z czego.
           
            Przez najbliższe pięć dni Jiraya wyciskał ze swego podopiecznego siódme poty. Naruto wstawał o szóstej rano i kładł się około północy. Jeszcze, że ten stary szaleniec go katował gorzej niż Kyubi, to musiał chodzić na treningi drużyny, gdzie Kakashi też ich męczył przed egzaminem. Oczywiście w kółko czuł na sobie spojrzenia Uchihy i Sakury, którzy nie wiedzieli dlaczego blondyn po lekkiej rozgrzewce ledwo się rusza. Ostatniego dnia, przed egzaminem Jiraya kazał przyjść Naruto dopiero o dziewiątej rano, co chłopak przyjął z ulgą. W końcu się jako tako wyspał. Pozbierał swoje obolałe mięśnie z łóżka i poszedł się przygotować przed spotkaniem. Skończył akurat jeść śniadanie, gdy ktoś zaczął walić do zamkniętych drzwi.
- Kogo niesie? - mruknął pod nosem, podchodząc do drzwi.
- Sensei? - zdziwił się, patrząc na białowłosego, stojącego w drzwiach. - Mieliśmy się spotkać na polu treningowym. Właśnie miałem wychodzić.
- Czyli zdążyłem w samą porę. - uśmiechnął się szeroko. - Uświadomiłem sobie, że trenujemy od kilku dobrych dni, a dalej nie wiem jak mieszka mój chrześniak.
- Och, no tak. Wejdź. - zrobił mężczyźnie przejście i wpuścił go do swego skromnego mieszkanka.
- Jak widzę cenisz sobie porządek i prywatność. - spojrzał na schludny pokoik i zasłonięte firany.
- Tak, nie lubię jak promienie słońca, włażą tu nieproszone.
         Jiraya zaśmiał się krótko, rozglądając się dalej.
- Chcesz herbaty, sensei?
- A chętnie, masz rumiankową?
- Eeeee... - przejrzał szafki. - Nie. Czarna, zielona i jakieś owocowe.
- Niech będzie zielona.
- Hai!
        Jiraya rozglądnął się po zadbanym mieszkaniu. Mimo, że farba na ścianach nie była już pierwszej świeżości w pokoju był idealny porządek, co maskowało ten defekt. Na podłodze nie było, żadnych zbędnych rzeczy, nigdzie nie było widać ani grama kurzu, na półkach leżało pełno zwojów, były jednak również posegregowane, z tego co widział.
- Co to za zwoje? - zapytał, gdy dostał już kubek z parującym naparem.
- Kilkanaście technik, kilka zwojów o chakrze, sporo o genjutsu...
- Lubisz genjutsu?
- Nie, preferuję nin i taijutsu, a z Genjutsu byłem beznadziejny, więc chciałem się polepszyć. Już potrafię odpierać prostsze techniki.
- Skąd wiesz?
- Kyubi ich używał na mnie. Możemy trenować w mojej podświadomości. Futrzak się ze mnie śmieje, że wszelką wiedzę chłonę jak gąbka do czasu, aż dochodzimy do Genjutsu, wtedy mój mózg odmawia współpracy i nic z tego nie rozumiem.
- Nie martw się. Popracujemy nad tym. Coś się stało? Spiąłeś się? - zapytał Sannin.
- Nie, nic. - podrapał się zmieszany po karku. - Po prostu czekałem na reakcję Kyubiego, za tego "futrzaka", ale chyba śpi.
- A co by ci zrobił?
- Krótki ból głowy, albo długi, albo koszmary senne... albo czeka na moment aż się nie będę spodziewać i wtedy...
        Sannin patrzył uważnie na  swego podopiecznego, a gdy ten to dostrzegł zamilkł i zaśmiał się lekko.
- Nie patrz tak, sensei. Kyubi ma trudny charakter, ale do zniesienia. Jesteśmy blisko, mimo to, a może właśnie przez to ciągle się kłócimy, ale jest w porządku.
- Nie przeszkadza ci, że powoduje u ciebie takie bóle?
- Kiedyś tak, ale teraz jest to sporadyczne i w sumie jestem mu za to wdzięczny.
- Jak to? - zdziwił się.
- Ja... - zaciął się.            
- Możesz mi powiedzieć. - zachęcił chłopaka Sennin.
- Nie wiem czy powinienem. - westchnął. - Kilka miesięcy temu. Niedługo po tym jak Kyubi zaczął mnie trenować, zaatakowało mnie kilku chuninów.
- I? - spiął się lekko.
- Pobili mnie,  a potem jeden użył na mnie jakiejś techniki, która spowodowała silny ból głowy. Śmiali się, że ja się pomęczę a oni w tym czasie pomyślą jak mnie wykończyć. Jednak ten ból był niczym w porównaniu do którego przyzwyczajał mnie Kyubi. Gdy zaczęli rozmawiać między sobą zwiałem, a Kyubi dezaktywował tę technikę.
- Faktycznie. Odporność fizyczną i psychiczną na ból musisz mieć dużo większą od przeciętnej osoby. Zgłosiłeś to staruszkowi?
- Nie.
- Dlaczego?! Mogli cię zabić!
- Nie ważne. Lądowałem średnio dwa razy w tygodniu w szpitalu i nigdy tego nie zgłosiłem. Gdybym to zrobił dali by mi spokój na kilka dni, a później przyszliby większą bandą w akcie zemsty.
           Uśmiechając się smętnie, podszedł do jednej z szafki i wyciągnął z niej strzykawkę.
- Wiesz co to jest, sensei? - podał mu przedmiot ze srebrnym płynem wewnątrz.
- Silna trucizna. Skąd to masz? - zapytał, przyglądając się do połowy pełnej strzykawce.
- Powiem tak, dzięki medykom z Konohy jestem odporny na większość trucizn.
- CO?! - zerwał się z miejsca.
- Próbowali mnie otruć za każdym razem gdy byłem w szpitalu. Ostatnio, może Kakashi- sensei ci wspominał po misji w Krainie Fal wylądowałem w szpitalu. Jedna pielęgniarka próbowała mi to wstrzyknąć, ale zabrałem jej to i pogoniłem ją. Od tamtej pory Kyubi uczy mnie o truciznach i odtrutkach.
- I jak ci z tą idzie?
             Chłopak zaśmiał się krótko.
- Z prostszymi idzie mi lepiej, na kilka już zdołałem stworzyć odtrutki, a z tą... szybciej braknie mi trucizny niż uda mi się dobrać odpowiednie składniki do odtrutki. Mogę? - wyciągnął rękę po strzykawkę, wiedział, że mężczyzna nie musi jej zwrócić, a wręcz powinien zabrać. - Chciałbym jeszcze poćwiczyć na niej.
- Nie zrób sobie tylko krzywdy.
- Hai! - uśmiechnął się, zabierając truciznę i chowając z powrotem do szafki. - Dlaczego się tak rozglądasz? Szukasz czegoś niezwykłego? Jeśli chcesz możemy iść do sąsiada z góry ma kolonię grzyba w łazience.
- Skąd wiesz?
- Uczyłem się szpiegostwa zaczynając od domów cywili. Nie patrz tak na mnie. Wchodziłem tak by mnie nie zauważyli i wychodziłem. U niego - wskazał palcem do góry. - to był mój egzamin, bo koleś szczególnie mnie nie lubi.
           Sennin wybuchnął głośnym śmiechem.
- Coś czuję, że będziemy się razem dobrze bawić.
- Nie odpowiedziałeś dlaczego się tak rozglądasz.
- Po prostu, patrzę jak bardzo się tu zmieniło.
- Co masz na myśli?
- To kiedyś było mieszkanie twojej mamy.
- ....
- Wtedy był tu jednak większy bałagan. Była bardzo charakterną osóbką i lubiła rzucać rzeczami, więc często robił się wokół niej bajzel. Potem trochę podrosła i się opanowała, no przynajmniej do pewnego stopnia. Czemu nic nie mówisz?
- To było mieszkanie mamy?
- Hai. - potwierdził, uśmiechając się ciepło do chłopaka. - Ale dobrze, koniec gadaniny. Nie po to się spotkaliśmy.
- Tak, czas na trening.
- Zwariowałeś? Dzień przed pierwszą częścią egzaminu? Żadnego treningu! Idziemy odpocząć do gorących źródeł. Już cię usprawiedliwiłem u Kakashiego, więc nie musisz się przejmować jego treningiem.
- Na prawdę?
- Hai.
- Yatta, ale super! Nigdy nie byłem w gorących źródłach.
- Po treningu ze mną będziesz miał dosyć gorących źródeł na długi czas. - zaśmiał się głośno.
- Chodźmy już!
- Idziemy, idziemy. W końcu widzę u ciebie odpowiednią ilość entuzjazmu.
        Wyszli razem z budynku i skierowali się w stronę wyjścia z wioski by po dwudziestu minutach szybkiego biegu znaleźć się w upragnionym miejscu.
- Dobrze, chodźmy i nie marnujmy czasu. Nie możemy zostać zbyt długo, bo staruszek prosił mnie bym załatwił dla niego pewną sprawę. Zostaniemy więc do południa, a potem wrócimy i żadnych treningów, jasne?
- Hai!
         Kusiło go by zapytać jaką sprawę ma załatwić dla Hokage, ale wiedział, że Sannin i tak nie odpowie. Rozebrali się w szatni, owinęli w ręczniki i przeszli do części ze źródłami. Naruto wszedł powoli do niemal, że parzącej wody i odetchnął głęboko, rozluźniając spięte mięśnie i opierając głowę o ściankę, przymknął lekko oczy.
- Sensei?
- ...
- Sensei? - obrócił się i dostrzegł mężczyznę, zaglądającego przez dziurę w płocie. - Co ty robisz?
- Relaksuj się i nie przeszkadzaj w badaniach.
- W badaniach? Czekaj... czy tam są zbiorniki dla kobiet?
- Oczywiście, że tak, a myślisz, że po co tam zaglądam?
- Sensei! Tak nie można! Zakłócasz ich prywatność!
- Taki sam prawy jak ojciec. Cicho siedź i nie przeszkadzaj! Mówiłem ci, że jestem pisarzem natchnienie z niczego się nie bierze.
- To jakie ty książki piszesz?
- Dla dorosłych. Icha Icha to moje największe dzieło.
- Icha Icha? To cholerstwo, które ciągle czyta Kakashi-sensei?
- Czyta je? Muszę zapytać go o wrażenia.
- Hentai! Ty nie jesteś żaden Sennin, ty jesteś Ero- sennin!
- Ej! Nie nazywaj mnie tak!
- Będę dopóki nie przestaniesz podglądać kobiet. Straciłeś cały mój szacunek, Ero- sennin.
- Naruto! Nie nazywaj mnie tak!
- Jak, Ero- sennin?
- Grr... - mężczyzna zachwiał się lekko i oparł się o dziurawy płot, który nie wytrzymał i połamał się.
           Naruto, domyślając się co się zaraz wydarzy wyciszył swoją chakrę i zanurkował w najgłębsze czeluści mętnej wody, modląc się o trzy rzeczy. By się nie udusić, by się nie ugotować, a przede wszystkim by nie zauważyły go wściekłe kobiety, które właśnie zaczęły gonić jego senseia.
 - Naruto, czysto już na górze. 
- Jesteś pewien, Kyu? Nie chcę zginąć w taki sposób.
- Czysto.
           Blondyn wypłynął na powierzchnie i rozejrzał się uważnie po otoczeniu.
- Jak myślisz, Kyu, mogę tu bezpiecznie zostać?
- Tak, najwyżej powiesz, że dopiero przyszedłeś i nie wiesz co się tu stało.      
- Masz rację. Do dwunastej sobie tutaj posiedzę a później pójdę na Ramen i pomedytować. Oczyszczę trochę umysł przed jutrem.
- To dobry pomysł. 
- Pierwsza część egzaminu z tego co słyszałem to test wiedzy teoretycznej. Jak czegoś nie będę umiał pomożesz mi?
- Jasne, ale nie martw się. Test będzie na poziomie Chunina, czyli dla ciebie to będzie pestka. Poza tym nie sądzę by chodziło o sprawdzenie waszej wiedzy. 
- A o co?
- Dowiesz się jutro.
- Dobra.
- Teraz odpoczywaj.
         Bijuu uciął rozmowę, a Naruto mógł się w końcu w pełni rozluźnić. Blondyn otworzył oczy i znalazł się na polanie na obrzeżach wioski. Przed nim stał wysoki blondyn w białym płaszczu z płomieniami u dołu. Mężczyzna doskoczył do niego z kunajem w ręku. Ciało blondyna zareagowało samodzielnie. Uchylił się i przeprowadził kontratak z boku.
- Świetnie ci idzie, skarbie. Jestem z ciebie na prawdę dumny. Trenuj tak dalej a staniesz się niesamowitym Shinobi, choć nie... już jesteś. Chodźmy do mamy, przygotowała nam przekąski.
         Bondyn odwrócił się w stronę czerwonowłosej kobiety, siedzącej na kocu z boku polany. Gdy tylko zauważyła, że na nią patrzymy pomachała nam energicznie.
- Mamo? Tato?  - spojrzał na mężczyznę, a ten uśmiechnął się do chłopaka z dumą.
          Mrugnął i w tej samej chwili, wylądował w objęciach matki.
- Mój ukochany syneczek. Nie trenuj jak szalony bo przed osiemnastką przegonisz ojca.
- To na prawdę wy?
- Tak, skarbie, ale musisz już wracać. - powiedział Minato, patrząc gdzieś w przestrzeń.
- Co? Dopiero co tu przyszedłem! Chciałbym...
- Wiem, że chciałbyś byśmy byli przy tobie. - odezwała się Kushina. - Nie martw się, stale jesteśmy. Pamiętaj, słuchaj wujka Jirayi i nie pozwalaj mu podglądać kobiet.
- Hai!
- Stań się człowiekiem, którego ludzie będą wspominać z uśmiechem i z tęsknotą mimo przeciwności. - powiedział ojciec, kładąc mu dłoń na włosach.
- Kochamy cię. - powiedzieli jednocześnie, a w kolejnej chwili ocknął się w źródłach.
- Co się stało?
- Nic. Miałem bardzo realistyczny sen.
- Wychodź już stąd, bo zaraz się ugotujesz. 
- Hai... - odparł krótko i wyszedł z wody.
         Natychmiast się zachwiał od nadmiaru gorąca kręciło mu się w głowie. Poszedł ostrożnie do szatni się przebrać i niewielkim truchtem pobiegł w stronę Konohy. Do Ichiraku nie dotarł, bo jakoś zupełnie stracił apetyt. Postanowił więc, że zanim pójdzie pomedytować przejdzie się po wiosce. Rozglądał się dosyć uważnie, co jakiś czas mijali go obcy shinobi z innych wiosek.
- Cóż, w końcu egzamin się zaczyna. - westchnął, czując się nieswojo, gdy wszyscy mu się przyglądali uważnie.
         Zirytował się, gdy jakaś grupka zaczęła perfidnie o nim dyskutować gdy przechodził obok. Zatrzymał się i spojrzał się na nich ostentacyjnie.
- Jak już gadacie o kimś, to przynajmniej się postarajcie by was nie słyszał. Tym bardziej jeśli tą osobą jest ninja. - przewrócił oczami, widząc złość kiełkującą w oczach chłopaka z Kiri.
         Westchnął ruszając dalej, nie potrzebne Konosze zwady z Kiri.
- Ej, jak się nazywasz?! - zawołał za nim chłopak. - Dlaczego masz taki wysoki poziom chakry?
         Naruto odwrócił się ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Pytasz na poważnie? Na prawdę sądzisz, że ci odpowiem? A co do imienia... Skoro ty pytasz to sam się najpierw przedstaw, tym bardziej, że nie jesteś u siebie.
- Dobrze, wystarczy tego. Nie potrzebne nam kłopoty. - wtrącił Sensei chłopaka.
- Popieram... - zaczął Naruto, lecz przerwał mu czyjś przytłumiony krzyk.
- Zostaw mnie! Słyszysz, głupku! Nie masz pojęcia kim ja jestem!!! 
- Co zaś...? - westchnął Naruto, ruszając w stronę bocznej uliczki.
         Dostrzegł dwoje nastolatków, dziewczynę i chłopaka, pochodzących z Suny, oraz trójkę konohańskich dzieciaków. Sunańczyk trzymał jednego z chłopców w powietrzu za jego długi szalik, a pozostała dwójka krzyczała, by go puścił. Naruto ruszył do przodu, gdy chłopak wziął zamach na dzieciaka, gdy nagle wyczuł Uchihe na drzewie obok. Kątem oka  dostrzegł lecący kamień, który trafił prosto w rękę chłopaka z pomalowaną na fioletowo twarzą. Wypuścił on z ręki szalik, a chłopczyk upadł na ziemię.
- Coś ty za jeden?! - wrzasnął do Sasuke, nie zauważając nawet idącego powoli w jego stronę Naruto.
- Wypadałoby byś ty się pierwszy przestawił. Czego chcecie w Konoha? I dlaczego atakujecie naszych mieszkańców?
- Kankuro, odpuść. Narobisz nam kłopotów. Garra jest gdzieś w pobliżu.
- Głupek!
        Wszyscy drgnęli gdy wciąż siedzący na ziemi dzieciak, rzucił obelgą do chłopaka.
- Ty szczylu!
         Wziął zamach by go uderzyć, ale Naruto był szybszy. Doskoczył do nich, zgarnął chłopaka i wskoczył na płot koło Sasuke.
- Idioto, nie obrażaj kogoś, kogo nie możesz pokona...
         Spiął się gwałtownie, wyczuwając za sobą nagle morderczą aurę i silną chęć mordu. Zareagował zupełnie instynktownie. Sam nie był pewny kiedy, złapał mocniej chłopaka i odbił się z płotu z taką siłą, że złamał dwie deski. Zrobił salto w powietrzu i wylądował na płocie po drugiej stronie ulicy.  Przygotowany do ataku spojrzał na chłopaka wiszącego do góry nogami na gałęzi po przeciwnej stronie drzewa co Sasuke. Rudowłosy chłopak, mniej więcej w jego wieku, z piaskową gurdą na plecach i z potężną chakrą. Widząc, że chłopak jedynie mu się przygląda i nie atakuje wyprostował się, trzymając jedną rękę, jednak wciąż na kaburze. Postawił Konohamaru na płocie, trzymając go za kołnierz by nie spadł.
- Gaara... to znaczy... my tylko... - zaczął się tłumaczyć ten cały Kankuro, wyglądając nagle na przerażonego chłopca.
- Przynosisz wstyd naszej wiosce, Kankuro. - powiedział zimno chłopak, aż wszystkich przeszły ciarki.
- Ja... przepraszam, to się więcej nie powtórzy...
- Ej, puść mnie! To boli! - krzyknął chłopczyk z długim szalikiem, gdy Naruto przez przypadek trochę za mocno ścisnął go za kołnierz i zaczął podduszać.
- Sorki. - mruknął, wciąż nie spuszczając wzroku z obcych ninja.
- Wiesz kim ja jestem?! ANBU mogłoby cię aresztować gdybym tylko im tak powiedział!
- Szybciej Uchiha przestanie być dupkiem. - mruknął pod nosem.
- Teme! - warknął Sasuke, a Naruto parsknął krótko śmiechem.
- Nie ignoruj...
- Dobra, dzieciaku, skoro się masz dalej tak pieklić, to uświadom nas kim jesteś, bo ja cię nie kojarzę.
- Ja... Ja jestem Konohamaru, wnuczek Hokage!
- Aha... Czekaj! Ty jesteś wnuczkiem Hokage? - zainteresował się Naruto.
- Tak, musisz mnie traktować...
- Czyli ty jesteś tym dzieciakiem o którym staruszek mówił, że w kółko go atakujesz by udowodnić jaki to nie jesteś wspaniały, a w rzeczywistości tylko wywalasz się o swój szalik?
- Co?! Nie! To nie prawda! Jestem wnuczkiem Hokage...
- Dobra, - westchnął Naruto. - skoro jesteś tym wspaniałym wnuczkiem Hokage, to sam zejdziesz z płotu, już mnie przez ciebie ręka boli.
- Czekaj? Co?
          Naruto puścił chłopaka i zeskoczył z płotu. Odwrócił się do chwiejącego się Konohamaru.
- Jak spadniesz do przodu to cię złapię, a jak z drugiej to radź sobie sam. - rzucił, wkładając ręce do kieszeni, wciąż obserwując Sune, kątem oka, a głównie tego rudowłosego.
- Naruto, pogięło cię!? - Sasuke zeskoczył z drzewa i podszedł do blondyna. - Jeśli on spadnie, to Hokage nas zabije.
- Och, przestań. Z tego co wiem, to szanowny wnuczek ma Jounina, który go pilnuje i trenuje. Jemu się oberwie nie nam. Skacz do przodu, dzieciaku. - zawołał do chłopaka.
- Z drugiej strony są rozsypane kamienie. - mruknął cicho Sasuke.
- Wiem...
- Sam sobie poradzę! - wykrzyknął chłopiec i wychylił się do tyłu.
       Naruto rozszerzył lekko oczy z zaskoczenia.
- Głupi, szczeniak. - warknął, znikając nagle.
- AŁA !!! wrzasnął za płotu Konohamaru. - To boli! PUSZCZAJ! POWIEM DZIADKOWI!
- ZAMKNIJ SIĘ TY GŁUPI SZCZENIAKU! ŻYCIE CI DO CHOLERY NIE MIŁE!?
         Wrzasnął Naruto, zaskakując obcych ninja.
- Jak on zdążył się tam dostać? - mruknęła do towarzysza blondynka z Suny.
- Nie mam pojęcia.
- Jestem wnuczkiem Hokage! - krzyknął chłopak. - Nie wolno ci mnie tak traktować!
- Dopóki tracę przez ciebie mój czas, to mam gdzieś kim tam sobie jesteś! Możesz być nawet wnuczkiem Lodra Feudalnego, albo samym Lordem. Mam to gdzieś!
         Wskoczył na płot, trzymając szarpiącego się Konohamaru za kark. Zeskoczył na ziemie i pchnął chłopaka w stronę jego przyjaciół, po czym zwrócił się do czerwonowłosego.
- Pilnuj lepiej swoje rodzeństwo, by nie robili kłopotów w naszej wiosce.
          Na placu nagle zrobiło się idealnie cicho. Oboje mierzyli się ostrzegawczymi spojrzeniami. Od Garry znów można było wyczuć intencję zabijania.
- Daruj sobie, bo nie robisz na mnie wrażenia. - warknął blondyn, uwalniając podobnie niebezpieczną aurę. - Pilnuj się lepiej, póki jesteś na moim terenie.
- Skąd wiesz, że jesteśmy rodzeństwem? - odważyła się zapytać Temari.
- Ciężko nie rozpoznać dzieci Kazekage. - prychnął, ruszając w stronę centrum wioski. - Wy! Zabierajcie tego idiotę i idziemy!
- Dokąd? - zapytała koleżanka Konohamaru.
- Do Hokage, nim wpakuje was i mnie w kolejne kłopoty. - ruszył przed siebie, ignorując wszystkich.
- Hai!
- Miałem do cholery iść medytować. To nie, muszę robić za niańkę jakiemuś rozpieszczonemu bachorowi.