Rozdział 4
Podróż przebiegała bez większych problemów. Po dwóch godzinach na pokładzie małego statku zeszli na ląd i zostali poprowadzeni w stronę domu Tazuny. Mimo ogólnego spokoju wszyscy mieli odczucie bycia obserwowanym.
*
- Naruto?
- Hmm?
- Oni są pod nami.
- Co?
- Pamiętasz technikę pozwalającą na przybranie formy wody, którą chciałeś się nauczyć?
- Tak, ale jesteśmy na lądzie.
- Jesteśmy na wyspie tu są wystarczające zasoby wody, wszędzie.
- Rozumiem, dzięki.
*
- Sensei?
- Tak, Naruto?
- Kyubi - ściszył głos. - mówi, że oni są pod nami.
- Hmm. Nie wie kim są?
- Nie, twierdzi, że jednego z nich zna, ale nie wie skąd.
- Rozumiem.
- Mówimy pozostałym?
- Na razie nie.
- Hai!
- Dobrze, jesteśmy.
Budowniczy wskazał im niewielki, podniszczony dom.
- Zapraszam na obiad.
Misja oficjalnie dobiegła końca, jednak przez najbliższe trzy dni muszą zostać na wyspie i czekać na statek powrotny. W tym czasie Kakashi postanowił potrenować swych podopiecznych. Naruto został z boku przy małym jeziorku i próbował utrzymać się na powierzchni, nie wiedząc co robi źle. Sasuke doskonalił swoje chodzenie po drzewach, a Sakura trenowała z Kakashim walkę w ręcz.
Naruto spojrzał na swoich kolegów z drużyny, Sasuke po raz kolejny spadł na ziemie nim zdążył dojść na szczyt. Sakura zaś była cała poobijana, nie dawała sobie wcale rady z nauczycielem.
- Sakura, atakujesz zbyt frontalnie. Spróbuj mnie czymś zaskoczyć.
- Ale czym?
- Ech. - westchnął. - Ty sama musisz wiedzieć co potrafisz najlepiej. Dobrze na dzisiaj wystarczy. Możesz wracać do domu Tazuny. Ja zobaczę jak idzie jeszcze chłopakom.
- Hai! - odparła wesoło i podbiegła do Uchichy. - Sasuke - kun! Jak skończysz trening pójdziemy na spacer?
Uzumaki skrzywił się, patrząc jak dziewczyna przymila się do zirytowanego chłopaka.
- Nie! Daj mi spokój, próbuję się skupić!
- Ale...
- Idź sobie!
Dziewczyna spuściła głowę i odeszła.
- I jak ci idzie, Naruto?
Chłopak skupił się na stojącym koło niego mężczyźnie.
- Nie wiem co robię nie tak. Niby jest w porządku utrzymuje się, ale uniosę tylko nogę i wpadam do wody.
- Sokka, próbuj dalej. Pamiętaj, że woda to nie drzewo.
- Co masz na myśli, Sensei?
- Sam pomyśl. - uśmiechnął się, odchodząc w stronę Sasuke.
- Jasne. - prychnął.
Stanął znów na powierzchni, jednak po krótkiej chwili zapadł się znów po kolana w wodzie i w mule.
- Cholera! Woda nie jest drzewem, no nie jest. I co mi to daje?! - prychnął wytrącony z równowagi.
- Nie potrzebuję pomocy. - warknął Sasuke, nie patrząc na Senseia.
- Skoro tak uważasz. Nie śpiesz się. Trochę cierpliwości. - odszedł by nie przeszkadzać uczniom w treningu.
Naruto usiadł na brzegu po kolejnych dwóch godzinach treningu. Odetchnął głęboko, nie był bardzo zmęczony, ale mokre ubrania ciążyły i mocno chłodziły ciało. Podniósł się z ziemi i podszedł do Uchichy.
- Daj mi spokój! - warknął.
- Ech, wyluzuj. Moja obecność aż tak cię boli?
- Przeszkadzasz! - warknął, rzucając w chłopaka kunajem.
- Nie udawaj! - prychnął, odbijając broń. - Jesteś wściekły, że ja i Sakura opanowaliśmy już chodzenie po drzewach, a ty nie.
- Zamknij się! - odwrócił się zamaszyście do chłopaka, łapiąc go za czarną koszulkę.
- Zachowujesz się jak małe dziecko. - warknął, odrywając od siebie ręce czarnowłosego. - Nic tak nie osiągniesz! Jesteś wściekły, przez co twoja chakra zbyt nerwowo płynie!
- Myślisz, że już to osiągnąłeś to możesz się wymądrzać! Osiągnę to sam i szybciej niż ty! - wrzasnął, uderzając Uzumakiego pięścią w twarz.
Naruto zatoczył się lekko, po czym spojrzał zimno na Uchiche.
- Jak chcesz. - wysyczał. - Obojętnie jak silny byś się nie stał. Zawsze będziesz słabym tchórzem, dopóki nie zaufasz innym.
- Nie potrzebuję innych!
- Dlatego jesteś słaby. Obojętnie jak bardzo teraz cierpisz, nie masz pojęcia czym jest prawdziwa samotność. Inaczej nie skazywałbyś się na nią.
Uchicha zamilkł, wpatrując się z furią w czerwony wir na plecach, odchodzącego Naruto.
Uzumaki szedł ze spuszczoną głową przed siebie, oczami wyobraźni widząc pełne nienawiści spojrzenia mieszkańców wioski.
- Skończony idiota. - prychnął pod nosem.
- Naruto?
Podniósł puste spojrzenie na Sakure, która wzdrygnęła się ledwo zauważalnie.
- Coś się stało?
W niebieskich oczach rozbłysł cień zdziwienia.
- Interesuje cię to?
- Co?
- Dlaczego pytasz? Przecież i tak mnie nie lubisz? - przekrzywił głowę patrząc z zimnym zainteresowaniem na kunoichi.
- Po prostu wyglądałeś na ponurego... Co się z tobą stało? Jesteś inny...
- Inny? - parsknął ironicznie. - Nie jestem inny. Jestem taki sam jak byłem, ale wy wszyscy byliście zbyt głupi by to wcześniej zauważyć.
- Co... - zająknęła się, cofając o krok, gdy chłopak stanął tuż przed nią.
- Wiesz dlaczego byłem dla ciebie taki miły?
- ...
- W akademii nie mogłem się bronić przed atakami, bo miałbym kłopoty. Gdy ty robiłaś ze mnie idiotę, reszta dawała mi spokój. Ta niby miłość do ciebie była jedynie maską dzięki, której nikt mnie nie męczył.
- Co?! Jak możesz?! - odsunęła się o dwa kroki zaskoczona.
- A co ty sobie myślałaś? - parsknął, robiąc złowróżbny krok w jej stronę.
Dziewczyna zadrżała, czując mordercze intencje od kolegi. Cudem powstrzymała wrzask przerażenia, gdy jego niebieskie oczy pokryła krwawa czerwień.
- Jesteś żałosna, Haruno! Kto normalny by na ciebie spojrzał! Uganiasz się za Sasuke, mając Bóg wie jakie oczekiwania względem niego! Wiesz co jest w tym najśmieszniejsze? To że on nigdy na ciebie nie spojrzy! - patrzył z zimną satysfakcją na płaczącą dziewczynę. - Nie spojrzy na ciebie bo ty nie patrzysz na niego!
- To nie prawda! Kocham go! - krzyknęła, odzyskując nagle głos.
- Kochasz? - wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, od którego dziewczynie stanęły włoski na karku.
- T...ttak!
- Nic o nim nie wiesz. Nie wiesz czego oczekuje, co lubi, jakie ma marzenia. A mimo to twierdzisz, że go kochasz?! - kpił z niej boleśnie. - Nigdy nie interesował cię on takim jakim jest! Zawsze liczą się tylko twoje egoistyczne marzenia. Na siłę zmuszasz go do przebywania w twojej obecności. Jesteś beznadziejna i słaba, więc się mu narzucasz bo inaczej nigdy nie zwróciłby na ciebie uwagi. Prawda jest taka, że Sasuke nigdy nie spojrzy na kogoś takiego jak ty!
- Co...CO TY MOŻESZ O TYM WIEDZIEĆ! - wrzasnęła, starając się nie patrzeć w jego czerwone oczy. - NIGDY NIKT CIĘ NIE KOCHAŁ, TAKI POTWÓR JAK TY TEŻ NIKOGO NIE MÓGŁ KOCHAĆ! NIGDY NIE ZROZUMIESZ CZYM JEST MIŁOŚĆ!
Dziewczyna zbladła widząc jak oczy chłopaka mrużą się wściekle. Z zaskoczeniem patrzyła jak wokół chłopaka pojawia się rubinowa mgła. Z niedowierzaniem cofnęła się o krok, zdając sobie sprawę, że mgła zachowująca się niczym najprawdziwszy ogień jest chakrą. Chłopak z niepodobną do niego dzikością doskoczył do dziewczyny, chcąc uderzyć. Sakura krzycząc, uniosła prawą rękę chcąc się osłonić. Uzumaki złapał za nią, doprowadzając dziewczynę do przeraźliwego wrzasku bólu, gdy rubinowa chakra, zaczęła palić dotykane przez chłopaka miejsce.
Nim chłopak zdążył znów uderzyć, coś, lub ktoś mocno nim szarpnął i nim Uzumaki zrozumiał co się dzieje uderzył w drzewo, przełamując je w pół. Poderwał się gotowy do ataku, gdy nagle dostrzegł swojego nauczyciela osłaniającego Haruno. Cofnął się zszokowany widząc pełne grozy, zapłakane oczy dziewczyny.
- Sakura... - wychrypiał, głosem jakby od dawna nie używanym.
Przeniósł spojrzenie z zielonych oczu, na poparzoną i zakrwawioną rękę kunoichi. Następnie dostrzegł spokojne spojrzenie Hatake Kakashiego, a następnie przerażone oczy budowniczego mostów.
- Ja...ja nie chciałem. - szepnął rozgorączkowany, cofając się o kolejne dwa kroki.
- Zabierz Sakure do domu, Tazuna-san. Bardzo proszę.
- Oczywiście. Chodź, dziecko. - pociągnął lekko dziewczynę za zdrową rękę, a ta natychmiast mu się wyrwała i uciekła.
-Naruto.
Chłopak nie dostrzegł nawet gdy koło niego stanął jego nauczyciel.
- Ja... - wyszeptał, gdy zaczął rozumieć co się wokół dzieje.
Runął przytłoczony tym wszystkim na kolana.
- Ja nie chciałem jej skrzywdzić.
- Wiem. - usłyszał nad sobą.
Poderwał zszokowany głowę, patrząc na uśmiechającego się lekko mężczyznę, który położył mu na głowie dłoń.
- Dlaczego? Jestem potworem! - wrzasnął, a po jego policzkach pociekły łzy.
- Nie jesteś. - zapewnił.
- Prawie ją zabiłem! - zerwał się na równe nogi.
- Nie prawda. To nie byłeś ty.
- Nie prawda. - odparł zimno. - To byłem ja.
- Naruto, obojętnie co inni o tobie myślą, ty nie możesz zapomnieć kim jesteś. Nie utożsamiasz się z ogoniastym demonem. Nie jesteś zły! - zapewnił. - Wracaj do domu. Ja pójdę po Sasuke.
Chłopak na chwiejnych nogach ruszył w kierunku wioski, jednak do domu Tazuny nie dotarł. Zaszył się w lesie, na jednej z większej gałęzi, uciekając od niechcianych spojrzeń.
Zamknął oczy skupiając się na swoim wnętrzu. Odciął się zupełnie od zewnętrznego świata, szukając drogi do swej duszy. Słysząc kapanie wody, otworzył oczy, jednak zamiast zieleni kraju Fal, widział ponury korytarz. Nic się nie zmieniło odkąd był tu po raz ostatni, choć jeśli dobrze się przyjrzeć było tu trochę ciemniej. Rozejrzał się, stare, zniszczone ściany, po których kapie nieustannie woda. Jego ubrania rozwiewa gorący wręcz wiatr. Nad jego głową, w zupełnie czarnej otchłani co jakiś czas rozbłyska dziwne światło. A pod jego nogami obumiera wyjałowiona ziemia. Za jego plecami z korytarza dobiega lekkie złote światło, ale nie ruszył w tamtą stronę mimo, że zjadała go ciekawość co tam się znajduje. Ostatni raz gdy spróbował tam wejść, wylądował w szpitalu, a Kyuubi bardzo się natrudził by go uratować. Ruszył przed siebie, w stronę więzienia, rezydującego w nim demona.
- Kyuubi! - krzyknął młody shinobi, patrząc ze złością na ogromnego lisa, siedzącego za potężnymi, sięgającymi nieskończenie wysoko, kratami.
- Dlaczego to zrobiłeś!
- Nie wydzieraj się, smarkaczu! Wyświadczyłem ci przysługę.
- Przysługę?! Żartujesz sobie?! - wrzeszczał, podchodząc bliżej. - Prawie ją przez ciebie zabiłem! I za co? Za to, że spytała mnie czy coś się stało?
- Nie zapominaj do kogo mówisz! Jeszcze jedno słowo, a nigdy więcej ci nie pomogę! Niczego cię nie nauczę, a ty zostaniesz na zawsze słabym, nic nie znaczącym kontenerem demona! - wyrzucił ze swego więzienia rudą, potężną łapę, zakończoną ostrymi pazurami, które prawie dosięgły Jinchuuriki ogoniastego.
Chłopak odskoczył z przerażeniem, upadając na plecy do wody. Już miał odszczekać się, że nie potrzebuje jego pomocy, ale głos nie wyszedł z jego ust. Wiedział to doskonale, a Kyuubi nie pozwalał mu o tym zapomnieć. Sam nic nie osiągnie, a żaden shinobi, nawet najlepszy z najlepszych nie zdoła go wytrenować tak jak Kyuubi. Podniósł się na kolana, zaciskając pięści i spuszczając głowę.
- Tak lepiej.
- Po co to było? Po co zmusiłeś mnie bym to zrobił?! - mówił cicho, jednak głos był przeraźliwie zimny. - Nie wystarcza ci stopień w jakim już jestem sam. Nie mam nikogo. Wszyscy mnie nienawidzą. Sakura...
- No, co ona?
- Zaczęła inaczej na mnie patrzeć. Widziałem to, zmieniła się odrobinę. Miałem szanse zdobyć przynajmniej jedną bliską osobę. - z jego oczu pociekły łzy.
- Chodź tutaj. - rozgrzmiał tubalny głos lisa.
- Co? - zdziwił się chłopak.
- Wejdź do mojego więzienia. Nie zrobię ci krzywdy.
- Dlaczego mam ci wierzyć?
- A dlaczego do tej pory cię nie zniszczyłem?
- Skąd mam wiedzieć?
- Kiedyś ci to wyjaśnię, jeśli zasłużysz. A teraz chodź.
- Wciąż nie wiem dlaczego mam ci ufać.
- A dlaczego do tej pory nigdy nie negowałeś mojego zdania?
- Ja... - zacisnął pięści z bezsilności.
- Boisz się?
- ...tak. - odparł po krótkiej chwili szczerze.
- Mądrze.
Naruto poderwał zaskoczony głowę, gdy wokół niego pojawiła się rubinowa chakra.
- Co ty robisz?! - zawołał, próbując uciec, jednak mgła niczym żywa istotna pochwyciła go i wciągnęła w głąb więzienia demona. Przeturlał się otumaniony po ziemi. Próbował się podnieść, jednak przytłoczony nadmiarem chakry nie był wstanie. Ledwo oddychał, wciągając w płuca duszącą i parzącą chakre. Blondyn uniósł z trudem głowę i dostrzegł przed sobą potężnego lisa, odgradzającego swoim wielkim cielskiem drogę ucieczki. Adrenalina od razu postawiła go na nogi.
- Kyuubi... - wyszeptał przerażony.
- Powiedziałem, że nic ci nie zrobię. - lis usiadł, a jego dziewięć ogonów zatańczyło niebezpieczny taniec.
- Czego chcesz? - stał na miękkich nogach.
- Ta mała nie patrzy na ciebie przyjaźnie. Nie zmieniła swego podejścia do ciebie, widząc twą nową, dla niej, twarz. To że ci nie ubliża jest spowodowane jedynie niepewnością. Nie wie czego się po tobie spodziewać. Gdy tylko zobaczy jak daleko może się posunąć będzie taka sama jak dawniej. Lecz dzisiaj pokazałeś, że ta granica jest zbyt blisko by mogła zrobić choć mały krok do przodu.
- Jaki masz w tym cel?
- Chcę się uwolnić, a ty chcesz stać się silny. Możemy sobie pomóc.
- Co? Nie! Nie uwolnię cię!
- Nie tego oczekuję. Nie zamierzam znów pokazywać się światu w tej żałosnej formie.
- Co?
Lis patrzył chwilę na blondyna. Chłopak nie mógł wyzbyć się wrażenia, że Bijuu się uśmiecha.
- Od bardzo dawna mój umysł nie był aż tak jasny i nie okryty chęcią mordu. Możemy nawzajem sobie pomóc i obydwoje na tym skorzystamy.
- Przez ciebie prawie zabiłem Sakure a teraz mam ci pomagać! - na ułamek sekundy zapomniał, że jest w pułapce demonicznego lisa.
- Doskonale wiesz, Uzumaki, że to nie prawda. To ty ją chciałeś zabić, nie ja.
- To nie prawda!
- Przyznałeś to przed tamtym, a przede mną nie umiesz? - zapytał, podchodząc bliżej do zupełnie przerażonego chłopaka. Przednie jego łapy wylądowały koło chłopaka a pysk zawisł kilka metrów od niego.
- Nie chciałem jej zabić... - powtórzył słabo.
- Chciałeś. Moja interwencja zatrzymała cię od ostatecznego ciosu i umożliwiła tamtemu shinobi odepchnięcie cię. Gdy kłóciłeś się z Uchihą podesłałem ci odrobinę mej mocy by cię sprowokować. Uroczymi słówkami nie dotrzesz to tego uciśniętego umysłu, wiem o czym mówię. Musisz dosadnie mu powiedzieć i pokazać to co chcesz. Podsunąłem ci więcej chakry by cię zachęcić do działania, ale zamiast walczyć z Uchichą, odszedłeś, a swą złość, podsycaną moją chakrą przelałeś na tamtą dziewuchę. Nie kazałem ci nic robić. Nie kazałem ci nawet mówić tego wszystkiego. Jedyne co zrobiłem to przełamałem twoją niechęć do mówienia innym bolesnej prawdy, którą jak nikt potrafisz dostrzec. Sam powiedziałeś jej to co o niej myślisz i sam ją zaatakowałeś, gdy uderzyła w najczulszy punkt, ale wciąż możesz osiągnąć swój cel.
-Co?
- Ta dziewczyna jest słaba, ale nie aż tak bardzo jak myślisz. Wylałeś jej kubeł zimnej wody na głowę, a blizna na ręce będzie jej o tym przypominać. Teraz albo cię znienawidzi i odejdzie przerażona z drogi shinobi, albo wzrośnie w siłę.
- Dlaczego? Dlaczego mi to mówisz?
- Już ci to wytłumaczyłem. Ja mogę pomóc tobie, a ty mnie.
- Nie uwolnię cię!
- Nie chcę byś mnie uwalniał. - odparł znudzony. - Teraz ja ci pomogę w treningu, a w przyszłości ty wykonasz moje zadanie.
- Jakie zadanie?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Nie! Powiedz mi teraz! Nie zamierzam przyjmować od ciebie pomocy, jeśli w przyszłości zażądasz bym pomógł ci zniszczyć świat!
Po klatce przetoczył się głośny i wściekły ryk lisa.
- Nie będziesz mi stawiał warunków!
- Więc nie możemy sobie pomóc. - odparł z nie pasującym do sytuacji spokojem Naruto.
- Wy Uzumaki, jesteście tak denerwujący. Zgoda! - zakrzyknął, machając wściekle swymi ogonami.- Jedyne co na tę chwilę możesz wiedzieć, to tyle, że w przyszłości odnajdziesz dla mnie dwie osoby, jeśli oni nie znajdą cię pierwsi, a potem zjednoczycie i oczyścicie wszystkich.
- Co? Co masz na myśli?
- Tyle ci wystarczy. Nie ma to nic związanego ze zniszczeniem świata, jeśli to cię martwi. A teraz to co powinno być dla ciebie istotne. Co noc będziesz przychodzić do mnie, a ja będę cię trenować. Na koniec. Nie będę ingerować w twoje relacje z innymi. Rób co chcesz. Nie przychodź później z płaczem. - warknął groźnie. - Ale zrób przysługę sobie i mnie, bym nie musiał słuchać twojego użalania.
- Nie użalam się!
- Owszem, użalasz. Z resztą nie ważne. Zdobądź przyjaciół, ale trzymaj ich z daleka od twojego serca.
- Co?
- W przyszłości zrobisz co zechcesz z utworzonymi relacjami, ale teraz będą ci one tylko przeszkadzać.
- Mam być jak Sasuke?!
- Wprost przeciwnie. Zdobądź towarzyszy bo będą ci potrzebni, jednak nie polegaj w pełni na nich. To jest równie duża słabość co odtrącanie wszystkich. Gdy oni upadną ty się nie podniesiesz. Jesteś mi potrzebny nie dopuszczę by złamali cię jacyś żałośni przyjaciele. Możesz jak na razie pozwolić się zbliżyć do siebie tylko trzem osobom z tego co zauważyłem.
- Komu?
- ...
Naruto otworzył gwałtownie oczy, patrząc na liście przed sobą. Podniósł się z ziemi, krzywiąc z bólu przez zastygłe mięśnie. Musiał tak spędzić kilka godzin, potwierdzał to mrok nocy, otaczający chłopaka, oraz suche już ubrania. Wciąż z dźwięczącymi, ostatnimi słowami Kyuubiego, zeskoczył na wilgotną trawę i ruszył w stronę swej tymczasowej kwatery.
Z ociąganiem i lękiem wszedł do niewielkiego domu. Od razu w oczy rzuciła mu się przerażona mina Sakury, która pośpiesznie wyszła z pokoju. Sasuke obejrzał się za nią, po czym przeniósł skupione spojrzenie na niego.
- Co jej zrobiłeś?
- Nie ważne. - mruknął cicho, siadając przy stole.
- Gdzie byłeś? Miałeś wracać do domu. - zapytał Kakashi, siedzący obok niego.
- Gomen, musiałem się uspokoić.
- Po czym? Dlaczego Sakura ma poparzoną rękę?
- Od kiedy to ona cię obchodzi? - prychnął, widząc podobieństwo ze wcześniejszą sytuacją. - Sensei, możemy porozmawiać?
- Tak, jasne.
Wstał ruszając za podopiecznym.
- O co chodzi?
- Rozmawiałem z Kyuubim.
- Powiedział ci dlaczego to zrobił?
- Ja...Tak, ale to nie ważne. To się więcej nie powtórzy. Nie dopuszczę do tego. Powiedział mi że...
- Kogo masz na myśli?
- Dowiesz się tego pewnie niebawem. Żabojad nie przepuści takiej okazji.
- Żabojad?
- Zobaczysz. Zapomniałbym, ci co was ścigają...
- Wiesz kim są?
- Nie, ale chakra jednego z nich kojarzy mi się z kilkoma robakami z Kiri?
- Jak to?
- Nazywali siebie Mistrzami siedmiu mieczy, czy jakoś tak. Mrówki. - prychnął z obrzydzeniem.
- Jesteś pewny, Naruto?
- Powtarzam tylko to co mi powiedział. Podobno walczył z nimi, zanim Youndaime go we mnie zapieczętował.
- Nie dobrze.
Jounin wrócił do skromnego salonu gdzie siedział Tazuna z córką.
- Panie Tazuna?
- Tak? - starszy mężczyzna podniósł spojrzenie.
- Chciałbym ustalić jedną rzecz.
- Oczywiście.
- Czy prosząc o ochronę zatuszował pan rangę misji?
- Słucham?
- Prawie, że całą misję jesteśmy śledzeni. Do tego ustaliliśmy, że podążają naszym tropem niebezpieczni missinnini. Możesz to wyjaśnić?
Sasuke przeniósł swe uważne spojrzenie z Senseia na Naruto.
- Ja... Tak, to prawda. Zataiłem rangę misji.
- Dlaczego?
- Nie rozumiecie. - wstał z krzesła. - Nasz kraj żyje z rybactwa. Od 5 lat rządzi tu Gato. Za połowy i przewóz towaru pobiera przeraźliwie wysoki haracz, na który nas nie stać. - mężczyzna cały poczerwieniał z nadmiaru emocji.
- Tato, spokojnie. Twoje serce...
- Nic mi nie jest. Przez niego żyjemy w skrajnym ubóstwie. Za niedługo pomrzemy tu z głodu. Naszą jedyną szansą jest ukończenie tego mostu.
- Ale temu całemu Gato to nie na rękę. - westchnął Naruto, patrząc przez okna na inne zniszczone domy i wychudzone dzieci bawiące się na drodze przed domem.
Znał to aż za dobrze. Rozsypujący się dom, brak ciepłego posiłku nawet przez kilka dni z rzędu, brak bezpieczeństwa, brak ciepła...
- Tak. Musiałem udać się do kraju Ognia, ale wiedziałem, że mnie szukają i nie pozwolą wrócić.
- Dlaczego nie poprosiłeś o drużynę Jouninów? - zapytał Sasuke.
- Czy to nie oczywiste? - mruknął Naruto, nie odrywając wzroku od szarego widoku za oknem. - Nie stać ich.
- To prawda. - mężczyzna spuścił głowę.
- Rozumiem waszą sytuację, Tazuna - san, ale naraziłeś w ten sposób moich uczniów na niebezpieczeństwo.
- Bardzo za to przepraszam. - spuścił głowę. - Ale ukończenie mostu jest naszą jedyną nadzieją.
- Ja i moi uczniowie musimy wracać do wioski.
- Tak, rozumiem.
- Sensei. - zaczął Naruto. - Nie możemy ich tak zostawić. Ten Gato musi być kryminalistom, naszym obowiązkiem jest...
- Poinformujemy Hokage a on kogoś wyśle by zbadał tę sprawę.
- Wtedy będzie za późno. Zanim wrócimy do wioski tamci zabiją Tazune - san, most nie zostanie ukończony, a ludzie dalej będą przymierać głodem. Nie zgadzam się.
- To zbyt niebezpieczne, Naruto.
- Poradzimy sobie.
- Onegai, zostańcie. Most będzie ukończmy za trzy dni. - starszy mężczyzna skłonił się przed Jouninem.
- Niech będzie. - westchnął. - Sasuke idź po Sakure. Rozdzielanie może być teraz niebezpieczne.
- Ja pójdę. Muszę z nią porozmawiać. - przerwał Uzumaki, wychodząc z domu.
- Co tu się dzieje, Sensei? - dotarło do niego jeszcze pytanie Sasuke.
Stanął przed domem i zastanawiał się gdzie mogła pójść dziewczyna. Uśmiechnął się lekko, widząc na jednej gałęzi różowe włosy. Wybił się z ziemi i wylądował na gałęzi za nią.
- Sakura?
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, przestraszona.
- Naruto... - chciała zeskoczyć z gałęzi.
- Zaczekaj, chcę tylko porozmawiać.
Spojrzała na niego nieufnie po czym kiwnęła głową, pozwalając mu mówić. Chłopak przeskoczył na gałąź dziewczyny i usiadł w odległości dwóch metrów.
- Sakura, bardzo cię przepraszam...Ja...ja nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie powinienem był ci tego wszystkiego mówić. - patrzył ze smutkiem przed siebie. - Do tego cię zaatakowałem... Gdy powiedziałaś, że nikt mnie nie kocha... Bardzo mnie to zabolało, bo miałaś rację... Nigdy nikogo nie kochałem, bo nie miałem kogo. Nikt mnie nigdy nie kochał, a wręcz wszyscy nienawidzili. Gdy mi to przypomniałaś...poniosło mnie.
- Ty też miałeś rację. Sasuke - kun nigdy na mnie nie spojrzy. - spuściła głowę.
- Sasuke jest dupkiem, który myśli tylko o sobie. Szczerze mówiąc nie wiem co wy w nim wszystkie widzicie. - westchnął. - Ale to nie moja sprawa. Sasuke lubi spokój i ciszę, nienawidzi jak ciągle za nim biegacie. Z pewnością przyjmie z ulgą jak przestaniesz na nim wisieć. A jak weźmiesz się za trening to na pewno zabłyśniesz.
- Naruto...dziękuję i przepraszam za to co powiedziałam. - spojrzała na chłopaka niepewnie.
- Ja też przepraszam. Możemy zacząć od nowa? - spytał z nadzieją.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Tak, jasne.
- Cieszę się. Jak ręka?
- Piecze. Tazuna - san mi ją opatrzył. Mówił, że zostanie blizna.
- Bardzo mi przykro.
Położyła dłoń na bandażu.
- Nie szkodzi.
- Wracajmy, mamy kłopoty.
Dziewczyna spojrzała na Uzumakiego zaniepokojona i zeskoczyła za nim z drzewa.
- Sasuke jest dupkiem, który myśli tylko o sobie. Szczerze mówiąc nie wiem co wy w nim wszystkie widzicie. - westchnął. - Ale to nie moja sprawa. Sasuke lubi spokój i ciszę, nienawidzi jak ciągle za nim biegacie. Z pewnością przyjmie z ulgą jak przestaniesz na nim wisieć. A jak weźmiesz się za trening to na pewno zabłyśniesz.
- Naruto...dziękuję i przepraszam za to co powiedziałam. - spojrzała na chłopaka niepewnie.
- Ja też przepraszam. Możemy zacząć od nowa? - spytał z nadzieją.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Tak, jasne.
- Cieszę się. Jak ręka?
- Piecze. Tazuna - san mi ją opatrzył. Mówił, że zostanie blizna.
- Bardzo mi przykro.
Położyła dłoń na bandażu.
- Nie szkodzi.
- Wracajmy, mamy kłopoty.
Dziewczyna spojrzała na Uzumakiego zaniepokojona i zeskoczyła za nim z drzewa.
Troszkę się zawiodłam, ale dobrze, że Sasuke się w końcu obudził :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńmusiał w końcu powiedzieć, że wie o lisie, i okazało się, że to misja wyższej rangi…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Masz małą nieścisłość. Gdy Naruto kończy rozmowę z Kyuu podnosi się z ziemi, a przecież był na gałęzi.
OdpowiedzUsuńPo za tym świetny rozdział :)