Rozdział 6
Chłopak jęknął krótko, próbując się ruszyć. Otworzył z trudem oczy i rozejrzał się zamglonym spojrzeniem po pomieszczeniu. Leżał na łóżku w jednym z pokoi w domu Tazuny. Usiadł, podpierając się rękami by nie upaść.
- Co się stało?
- Wiedziałem, że tak będzie. - usłyszał prychnięcie Kyubiego.
- Co?
- Byłeś zbyt słaby by zapanować nad energią, którą ci przekazałem. Zawładnęła tobą i mocno uszkodziła. Przykro mi.
- Nie przejmuj się. Ważne, że żyjemy. Dziękuję, gdyby nie ty...
- Nie ma za co, gaki.
- Ile byłem nieprzytomny?
- Cztery dni.
- ILE?! - zawołał zaskoczony i złapał się za obolałe żebra, krztusząc się.
- Byłeś na granicy śmierci. Te igły mocno cię naruszyły, do tego moja chakra zupełnie cię wyczerpała.
- Wszyscy się musieli martwić.
- Dosyć.
Naruto podniósł głowę, gdy drzwi zaskrzypiały cicho, uchylając się a w szczelinie pojawiła się twarz Kakashiego.
- Obudziłeś się. - stwierdził, wchodząc głębiej. - Z kim rozmawiałeś?
- Eeee... z Kyubim... - uśmiechnął się zmieszany. - Czasem zapominam mówić z nim w myślach.
- Rozumiem. Jak się czujesz?
- Już dobrze. Wszystko mnie boli, ale jest dobrze.
- To dobrze. Nastraszyłeś nas.
- Przepraszam. Dałem się podejść.
- Gdzie nauczyłeś się elementu wiatru?
- Kyubi mnie uczył.
- Sokka.
- Ale nie umiem zbyt wiele. Nie potrafię zapanować nad bardziej zaawansowanymi technikami. Tak samo jak z .... - zaciął się.
- Z?
- Ja...
- Powiedz mu.
- Z Katon.
- Katon? Potrafisz używać Katon?
- Ciężko mi to wyjaśnić, ale Kyubi mówi, że powinienem ci powiedzieć. Kyu mówi, że mam predyspozycję do używania wszystkich żywiołów, mimo to potrafię użyć tylko kilku podstawowych technik Fuuton i zaledwie kuli ognia. Pozostałe elementy mi zupełnie nie wychodzą.
Jounin siedział, patrząc z niedowierzaniem na swego podopiecznego.
- To niemożliwe... - szepnął.
- Nie kłamię, sensei.
- Nie o to mi chodziło. - uśmiechnął się lekko.
- Czy to możliwe by używać wszystkich elementów?
- Nie wiem. - skłamał. - Porozmawiamy na ten temat w wiosce z Hokage. Naruto, wiesz, że muszę złożyć z tego raport, prawda?
- Wiem, ale... ale nie chcę by ktoś jeszcze się o tym dowiedział.
- Nie martw się. Nikt się nie dowie.
- To dobrze.
- Odpoczywaj, a ja pójdę powiedzieć reszcie, że się obudziłeś.
- Sensei, a kiedy będziemy ruszać?
- Kiedy będziesz wstanie, ale chciałbym jak najszybciej.
- Hai!
- To idę.
- Aha, chciałem podziękować jeszcze za ratunek.
- Hmm?
- Gdy straciłem przytomność. Haku na pewno nie zostawił mnie od tak. Co się z nimi stało?
- Uciekli. Nie ma sprawy. Z Sasuke cię zasłoniliśmy, a oni zaraz później się wycofali.
- Sasuke?
- Nie wiem jakie relacje są między wami, ale nie sądzę byście pałali do siebie taką niechęcią jaką próbujecie udawać.
- Nie rozumiem.
- Nie ważne. - uśmiechnął się lekko. - Małe nieporozumienia nie powinny mieć wpływu na przyjaźń. - wyszedł, zostawiając swego podopiecznego z mętlikiem w głowie.
- Wie?
Westchnął, wstając. Ubrał się w nowe rzeczy, mimo bólu przy każdym ruchu. Gdy usiadł na łóżku usłyszał pośpieszne kroki na schodach. Po chwili drzwi otworzyły się z rozmachem a do pokoju wpadła Sakura, która uwiesiła się chłopakowi na szyi. Po chwili do pokoju weszli też Sasuke i Tazuna.
- Sakura, proszę cię... to boli...
- Och, przepraszam. - odsunęła się, ocierając dyskretnie łzy, które chłopak mimo to dostrzegł.
- Płaczesz?
- Nie. - zaprzeczyła natychmiast, po czym spuściła głowę i zacisnęła pięści. - Przepraszam.
- Za co?
- Za to, że... że jestem taka słaba, że nie mogłam ci pomóc, że wszystko musieliście zrobić sami...
- Sakura...
- Za to, że traktowałam cię tak podle, choć na to nie zasłużyłeś. Uratowałeś mi życie...dziękuję i przepra...
- Nie przepraszaj. - uśmiechnął się lekko. - Zamiast przepraszać za to, że jesteś słaba, stań się silniejsza. Nie przepraszaj mnie za to jak mnie traktowałaś. Pogodziłem się z tym już dawno, po prostu bądźmy przyjaciółmi, dobrze?
Dziewczyna patrzyła z niedowierzaniem na chłopaka, po czym, płacząc już otwarcie znów go przytuliła, tym razem delikatniej.
- Dziękuję. Martwiłam się o ciebie. Jak się czujesz? - odsunęła się od niego.
- Jestem obolały, ale już dobrze.
- Całe szczęście. Byłeś ledwo żywy gdy te lustra zniknęły. Co to była za chakra?
- Nie ważne. - odwrócił głowę.
- W porządku...
- Jak to jest, że używasz technik Fuuton? - zapytał Sasuke.
- A jak to jest, że ty używasz Katon? Normalnie to moja natura chakry.
- Mniej więcej. - parsknął śmiechem Kyubi.
- Sokka.
- Gratulacje uaktywnienia Sharingana.
- Już mi gratulowałeś. - mruknął.
- Nie pamiętam. - uśmiechnął się lekko. - I dzięki za pomoc jak zemdlałem.
- Sam mówiłeś, że będę ci musiał ratować skórę.
- Tego też sobie nie przypominam. Musiałem mieć jakiś interes w tym by to powiedzieć.
- Teme! - warknął pod nosem a Naruto wybuchnął śmiechem, czego szybko pożałował.
Złapał się za obolałe żebra i zaczął się dusić.
- Naruto, w porządku? - zaniepokoiła się Sakura.
- Tak, mam trochę poobijane żebra.
- Będzie lepiej jak jeszcze trochę odpoczniesz. My będziemy na dole. - powiedział Tazuna.
Sakura podniosła się z ziemi i wyszła z Tazuną, uśmiechając się do blondyna. Sasuke stał chwilę w drzwiach.
- Coś się stało?
- Dobrze, że nic ci nie jest, Baka.
- Dzięki, Teme.
Chłopcy wymienili się niepewnymi uśmiechami a Uchiha wyszedł z pomieszczenia. Uzumaki uśmiechnął się delikatnie. Już dawno nie widział takiego Uchihy. Parę dobrych lat...
Położył się na, jak dla niego, zbyt miękkim materacu i zasnął spokojnie. Przebudził się po bliżej nieokreślonym czasie. Przeciągnął się, czując wciąż lekki ból w piersi, jednak reszta ciała była już w dobrej formie.
- Kyu, ile spałem?
- Znalazłeś sobie żywy zegarek, gaki?
- Eee, tak?
- Ech, trzy godziny. Jest trzynasta.
- Dzięki.
Blondyn wstał nie czując już praktycznie żadnych objawów wcześniejszej walki i ruszył w stronę przyjaciół. Zszedł do salonu gdzie przebywali wszyscy.
- Naruto- san, wstałeś już i jak się czujesz? - zapytała córka Tazuny, Tsunami.
- Dzień dobry, już dobrze. - zmieszał się, słysząc oficjalny zwrot pod jego adresem.
- Chciałam ci podziękować za ratunek dla mojego ojca. Dzięki wam wszystkim...
- Nie dziękuj, Tsunami-san. To moja praca a do tego czysta przyjemność. - uśmiechnął się szeroko.
- Arigatou. - skłoniła się lekko. - Przygotuję dla ciebie posiłek. Reszta niedawno zjadła.
- Hai! Jestem strasznie głodny. - zaśmiał się, gdy jego żołądek potwierdził jego słowa.
- Sensei, kiedy wracamy? - zapytał Sasuke.
- To zależy od stanu Naruto.
- Ze mną już wszystko w porządku.
- W takim razie zjedz, odpocznij jeszcze trochę i ruszymy za dwie godziny. Reszta niech idzie się już spakować. Czas wracać do domu.
- Hai! - zawołali jego podopieczni.
Gdy wszyscy byli gotowi a Naruto zapewnił wszystkich po raz trzydziesty, że czuje się dobrze, zebrali się pod domem Tazuny.
- Dobrze Tazuna-san, my będziemy ruszać. - odezwał się Kakashi.
- W takim razie do widzenia. To był zaszczyt móc poznać takich ludzi jak wy. Dziękuję za wszystko.
- Nam też było miło. Do zobaczenia.
Razem ruszyli w stronę świeżo wybudowanego mostu. Naruto z dumą w sercu i z dziwnym ciepłem patrzył na ogromną tablicę z nazwą mostu.
- Most wielkiego Naruto. - przeczytała Sakura, uśmiechając się do chłopaka.
- Robisz się sławny, gaki.
- Ruszajmy. - odezwał się Kakashi.
Biegli przez las, powoli się ściemniało, w oddali majaczyły im już mury obronne Konohy. Naruto od jakiegoś czasu czuł się słabo, kuło go w klatce piersiowej i z trudem łapał powietrze. Nie mówił nic towarzyszom bo chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Uśmiechnął się lekko, patrząc na mury wioski i odbił się od masywnej gałęzi, chcąc wylądować na następnej, gdy nagle poczuł rwący i obezwładniający ból w klatce piersiowej. Z trudem złapał powietrze, chwilę później wypluł trochę krwi. Opadł na gałąź i zjechał z niej, spadając na głowę dwadzieścia metrów w dół.
- Naruto! - krzyknęła Sakura.
Kakashi znalazł się koło swego podopiecznego w ostatniej chwili i złapał go, ochraniając przed rychłą śmiercią.
- Naruto, co z tobą?! - koło nich wylądowała Sakura, a po chwili Sasuke.
- Sasuke, biegnij do wioski i przyprowadź jakiegoś medyka.
- Hai, sensei!
- Szybko!
Chłopak zniknął między drzewami, a Jounin położył swego podopiecznego na boku by nie zadławił się, wypływającą z jego ust krwią.
- Sensei, co z nim, czy on...?
- Spokojnie, Sakura. To zapewne przebite płuco. Miał uszkodzone żebra, to całkiem możliwe. Nic mu nie będzie.
Po niecałych dziesięciu minutach wrócił Sasuke z dwojgiem medic-ninja.
- Co mu się stało?
- Zostaliśmy zaatakowani na misji. Miał kilka złamanych żeber i silnie wyczerpany organizm. W czasie biegu spadł nagle z gałęzi, tracąc w locie przytomność.
Mężczyzna kiwnął głową na znak, że rozumie i złożył z towarzyszem jakieś pieczęci a ciało blondyna wzniosło się w powietrze.
- Zabieramy go do szpitala.
Po krótkiej chwili medycy oddalili się razem z blondynem.
- Ja pójdę do Hokage-sama, a wy wracajcie do domu.
- Nie, sensei. - zaprzeczyła Sakura. - Idziemy z tobą zdać raport a później do Naruto.
Sasuke kiwnął krótko głową.
- Idźcie prosto do szpitala. Raport złożę samodzielnie. Jeśli nie będą chcieli was wpuścić, poczekajcie na mnie.
- Hai!
Witam,
OdpowiedzUsuńwięc Kakashi już dowiedział się wszystkiego, taki Sasuke mi się podoba....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia