Translate

wtorek, 31 października 2017

ROZDZIAŁ 14

Nie wiem czy ktoś zauważy, no ale... nie potrafię przejść przez walkę Garry i Lee, więc ją omijam i idę dalej i zobaczymy jak to pójdzie.

Rozdział  14



-Następna walka Rock Lee i Gaara no Sabaku.
       Chłopak odwrócił zimne spojrzenie od Naruto i skierował się spokojnie na pole walki. Zatrzymał się koło egzaminatora, a po chwili przy nich pojawił się pełen życia, Rock Lee.
- Możecie zaczynać.
      Egzaminator odskoczył do tyłu, opuszczając pole walki, a Garra i Lee przygotowali się do walki. Lee zaczął truchtać w miejscu, a wokół Garry zaczął krążyć piasek. W kolejnej chwili na polu walki rozpętało się prawdziwe piekło. 
       Naruto przełknął z trudem ślinę, widząc skalę zniszczeń po walce. Ziemia była przeorana, wszędzie leżały powyrywane z ziemi głazy i piasek. Przeniósł spojrzenie z sali na Lee, którym akurat zajmowali się medycy. Jego lewa noga i ręka zostały zmiażdżone przez piasek. Nie wyglądało to zbyt ciekawie. Nietęga mina jego nauczyciela, rozmawiającego z medykami tylko potwierdzały fakt, że z Lee nie jest najlepiej.
       Chłopaka dość pośpiesznie zabrano do szpitala. Garra zaś wrócił do swojego rodzeństwa na trybuny. Wyglądał na zmęczonego, więc szokująca była siła jego chakry, która wciąż go otaczała, mimo zakończonej walki.
- Naruto, w porządku? - blondyn drgnął ledwo zauważalnie, słysząc nad sobą głos mentora.
- Hai... On... Jest silny. - wykrztusił z siebie.
       Gdy tylko słowa opuściły jego usta, Sabaku przeniósł na niego swe zimne spojrzenie.
- "Usłyszał mnie?" 
        Przyglądał się z nieskrywaną ciekawością zimnemu spojrzeniu chłopaka. Czym dłużej mu się przyglądał tym potęgowało się uczucie, że go zna. Odwrócił spojrzenie dopiero gdy na powrót koło nich stanął Gai-sensei.
- I co z Lee? - zapytał.
- Ma zmiażdżoną lewą rękę i nogę. Nie wiadomo czy będzie mógł chodzić, a o pozostaniu ninja może zapomnieć.
- Jak to? - odwrócił się zaskoczony do mężczyzny.
- To wszystko moja wina.
- Ale... Przecież musi być jakieś wyjście.
- Możliwe, że mogłaby mu pomóc Tsunade-sama.
- Kto?
- Moja przyjaciółka z drużyny. - odezwał się Jiraya. - Jedna z Sanninów i jedna z najlepszych medyków na świecie, jeśli nie najlepsza.
- Gdzie ona jest?
- W tym problem. Wiele lat temu opuściła Konohę i ruszyła w świat. Nikt nie wie gdzie się znajduje.
- Więc trzeba ją odnaleźć. - zawołał oburzony. - Skoro jest jedyną nadzieją dla Brewki!
- Medycy wcale nie twierdzą, że jej się to uda. Stwierdzili, że i ją by mogło to przerosnąć.
      Blondyn zamilkł, nie wiedząc co by mógł powiedzieć. Stał cicho, pogrążony w swoich myślach. Kyubi co jakiś czas próbował go ocucić, ale nieszczególnie mu to wychodziło. Nie wyrywały go z transu huki i krzyki z pola walk, ani rozmowy jego towarzyszy. Ocknął się dopiero wtedy, gdy wyczuł chakrę Hokage na polu walki. Uniósł głowę i zdał sobie sprawę, że przywódca wioski coś mówi.
- ... proszę wszystkich o podejście, aby zweryfikować z kim będziecie walczyć w finale.
        Wszyscy zeszli na środek i stanęli przed egzaminatorem, który trzymał kartkę z rozrysowaną kolejnością walk. Naruto uśmiechnął się lekko, widząc, że będzie walczyć jako pierwszy i do tego z Hyugą.
- "Pożałujesz."
       Przyjrzał się dokładniej rozpisce. Jak wygra swoją pierwszą walkę, to zmierzy się z zwycięzcą pojedynku: Shikamaru Nara i Sabaku no Temari. Zamyślił się, zastanawiając się z kim może być ciężej. Ta cała Temari używa dalekosiężnych technik wiatru, podobnie jak i on sam, jednak jej umiejętności są na wyższym poziomie, Nara zaś jest świetnym strategiem.
- Ech, świetnie.
     Rozejrzał się po ludziach i dostrzegł zamyślone oblicze Uchihy. Zerknął jeszcze raz na rozpiskę i sprawdził przeciwnika chłopaka. Sabaku no Garra.
- Świetnie... - westchnął.
      Nie miał się co dziwić, że nawet Uchiha się stresuje, skoro trafił mu się przeciwnik z problemami psychicznymi. Podszedł bliżej niego i klepnął go w ramię.
- Co Uchiha strach cię obleciał? - zakpił.
- Zamknij się, Baka. - warknął.
- Wyluzuj. Masz minę jakby ci powiedziano, że gwiazdki nie będzie.
        Blondyn pokazał Sasuke język, gdy ten spiorunował go spojrzeniem.


         Naruto dzień po eliminacjach zawędrował do Ichiraku Ramen, by zjeść śniadanie.
- Witaj staruszku, to samo co zawsze! - zawołał od progu.
- Już się robi, Naruto.
         Rozejrzał się po nielicznych gościach knajpki. Natychmiast dostrzegł u gości lodowate spojrzenia. Zignorował to, gdy dostrzegł mężczyznę o długich białych włosach.
- Jiraya- sensei? Co tu robisz? - dosiadł się do niego.
- Jem Ramen. - odparł. - Mam do ciebie sprawę.
- Jaką?
- Tak jak mówiłem wcześniej, chcę cię trenować przez ten miesiąc. Wiem, że jesteś zdolny, ale patrząc na możliwości reszty, sądzę, że powinniśmy zacząć jak najszybciej.
- Jestem gotów choćby i teraz! - zawołał podekscytowany, wstając. W tym samym momencie zaburczało mu w brzuchu.
      Pustelnik zaśmiał się głośno, a blondyn zarumienił się na twarzy.
- Zjedz i idziemy.
       Naruto by być wstanie się ruszać na treningu zjadł tylko cztery miski swojej ulubionej potrawy i udał się z Jirayą na najrzadziej używane pole treningowe.
- Więc?
- Hmmm?
- No co będziemy robić? - zirytował się chłopak.
- Aaa, tak, tak. Nauczę cię pożytecznej techniki Fuuton,
- Świetnie! Jaka to technika?
- Kaze no Yoroi.
- Pierwszy raz słyszę. - zdziwił się.
- Bo korzystają z niej raczej członkowie ANBU.
- Serio?! - otworzył szerzej oczy z zaskoczenia. - To musi być potężna technika.
- Inaczej bym cię tego nie uczył. W tej chwili jednak nie dasz rady tego kontrolować.
- Co? Dlaczego?
- Bo będzie to za trudne. Zaczniemy od czegoś łatwiejszego. Proszę.
       Podał zaskoczonemu chłopakowi kunai.
- Okej... i co mam z tym zrobić?
- Rzucić w tamto drzewo i przebić je. - wskazał dłonią na oddalone o jakieś dziesięć metrów od nich potężne drzewo.
- Co? To niemożliwe.
- Oczywiście, że możliwe. Dopóki tego nie opanujesz nie pójdziemy dalej.
- Skoro to takie łatwe, to może pokażesz mi jak sam to robisz, co?
- Chciałbyś wszystko dostać na tacy. Masz to sam odkryć. Chyba, że jesteś za głupi.
- Nie jestem!
- Więc do roboty! Ja idę spać.
- Leniwy zboczeniec. - warknął cicho, gdy mężczyzna położył się pod jednym z drzew.
          Spojrzał na kunai w swej dłoni. Wziął zamach i rzucił nim w drzewo.
- Cholera! - zirytował się jeszcze bardziej, gdy broń zamiast wbić się w cel, to odbiła się i spadła na ziemię. Poczucia humoru nie poprawiało również uczucie bycia obserwowanym. Rozejrzał się wokół, jednak nikogo nie widział. Czuł czyjąś chakre, ale nie był wstanie ustalić skąd ona dochodzi, ani do kogo należy. Każdego wytrąciłoby to z równowagi a już tym bardziej takiego sensora jak Naruto. Postanowił to zignorować i skupić się na treningu. Może nieznajomy za jakiś czas się czymś zdradzi.
      Wyjął z kabury kolejny kunai i rzucił nim z całych sił. Ostrze wbiło się do połowy swej długości. Rzucał raz za razem, wkładając w to coraz więcej siły i chakry, ale na nic się to zdawało.
- Niech to! - sapnął, ocierając pot z czoła, gdy zabrakło mu kunajów. Ruszył do naszpikowanego bronią drzewa. Szarpał się kilka chwil by wyjąć wszystkie. Spojrzał na ostrze wbite najgłębiej. Zatopiło się po samą rękojeść, jednak szerokość tego drzewa przekracza długość kunaia przynajmniej dziesięciokrotnie. Sama siła, nawet zasilona chakrą nie wystarczy, a jednak można to zrobić. Tylko jak?
     Wrócił na środek pola i usiadł na środku by pomyśleć.
- Siła, ani kąt rzutu nie ma nic do rzeczy. Nie mam na tyle siły by przebić to drzewo. Cholera, gdyby ostrze było dłuższe byłoby łatwiej... - drgnął, zdając sobie sprawę z możliwego rozwiązania.
- "Gdyby wzmocnić kunai chakrą?" 
      Złapał za jedno ostrze i skupił się na przenoszeniu do niego chakry. Jednak w chwili w której chakra opuszczała ciało, tracił nad nią kontrolę i po prostu ulatywała.
- Nie potrafię aż tak kontrolować chakry, by utrzymać ją w takiej formie poza ciałem. - westchnął.
      Położył się na miękkiej i pachnącej trawie. Wiedział, że nie jest głupi, ale mimo to nie był wstanie wymyślić, żadnego genialnego rozwiązania. Przecież nie pójdzie do tego zboczeńca i nie powie mu, że nie potrafi. Usiadł z irytacją, czochrając włosy. W tym samym momencie zerwał się silny wiatr i szarpnął jego ubraniami. Poderwał głowę i spojrzał na wyginające się drzewa.
- Wiatr? Jaki ja jestem głupi. Przecież to takie oczywiste. - podniósł się z ziemi i złapał za kolejny kunaj.
       Patrzył na ostrze, zastanawiając się co dokładnie zrobić.
- Gdyby wyodrębnić z chakry element wiatru... Wtedy łatwiej można by go utrzymać...
       Postanowił spróbować. Wziął głęboki wdech i skupił się na wietrze wewnątrz siebie. Mimo początkowych trudności udało mu się stworzyć czysty element wiatru. Zaczął powoli przelewać chakrę do wnętrza ostrza. Sapnął gdy poczuł, że chakra nie chce tam się zmieścić. Weszła zaledwie odrobina, gdy kunaj rozpadł się na drobne kawałki.
- Kuso!
      Podniósł z ziemi jeden z większych kawałków i przyjrzał mu się.
- No tak, to logiczne...
     Przedmioty martwe nie mają linek chakry, ani żywych komórek, które mogłyby przyjąć chakrę. Dlatego rozerwało kunai. Przyjął tyle chakry ile zmieściło się w szczelinach i otworach a potem się rozleciał.
- A gdyby tak...
      Wziął kolejne ostrze i zaczął przelewać chakrę na powierzchnię ostrza.
- Udało się! - ucieszył się.
      Wziął zamach, jednak nim zdążył wypuścić ostrze, stracił kontrolę nad chakrą i okrywająca kunai energia zniknęła.
      Westchnął krótko i zabrał się za zadanie od nowa. Gdy był pewny, że chakra się nie rozpłynie, rzucił nożem w drzewo. Podbiegł jak najszybciej tylko mógł do celu i aż podskoczył, widząc, że ostrze zagłębiło się przynajmniej do połowy pnia. Obszedł drzewo i z zachwytem dostrzegł otwór drugiej strony. Mimo, że ostrze nie dotarło tak daleko, to chakra tak. Uśmiechnął się szeroko i wrócił do treningu.
      Przez kolejną godzinę próbował wydłużyć ostrze chakry i sprawić by było ono ostrzejsze niż sam kunai.
- Świetna robota.
       Blondyn podskoczył, gdy nagle koło niego pojawił się Jiraiya.
- Nie strasz mnie tak!
- Powinieneś mnie wyczuć.
- Ja... Byłem zbyt skupiony. - zawstydził się.
- Na razie wystarczy. Zobaczymy jak ci pójdzie z Kazekiri.
- Hai!
- Ale to jutro.
- Jak to? Mogę dalej...
- Nie! Jesteś zmęczony i musisz odpocząć. Ta technika będzie wymagać od ciebie o wiele więcej skupienia.
- W porządku... - westchnął.
        Naruto wrócił do domu, marząc jedynie o zimnym prysznicu. Nie mógł uznać swojego treningu za ciężki, a mimo to był zmęczony i przegrzany. Usiadł na chwilę na łóżku i rozejrzał się po pokoju. Nie miał właściwie co robić. Większość zwojów, które ma w domu ma rozpracowane. Nad kilkoma względnie mógłby jeszcze popracować, ale wcale nie ma na to ochoty. Westchnął krótko, patrząc za okno, gdzie panowało, piękne, słoneczne południe.
- Spacer? - spojrzał na sufit. - Spacer.
      Wyszedł z mieszkania po odpowiedzeniu na swoje własne pytanie. Skierował swoje kroki w stronę parku. Przyglądał się z ciekawością szczęśliwym parom, chodzącym po ścieżkach, małym dzieciom, goniącym się ze śmiechem po trawie. Zignorował chłodne spojrzenia przechodniów i uśmiechnął się lekko. Mimo wszystko cieszył się, że ludzie, mieszkający w Konoha mogą żyć tak swobodnie i beztrosko. Skręcił w rzadziej uczęszczaną dróżkę i ze zdziwieniem dostrzegł siedzącą na ławce dziewczynę.
- Hinata?
      Dziewczyna poderwała zapłakaną twarz i spojrzała na chłopaka.
- Naruto-kun?
- Co się stało? - usiadł obok niej.
- Nie, nic. - otarła szybko twarz i wstała.
- Zaczekaj! - wstał za nią. - Przecież widzę, że coś się stało. Możesz mi powiedzieć. 
- Co mam ci powiedzieć? Że moja rodzina mnie nienawidzi?
          Przeszedł blondyna nieprzyjemny dreszcz, słysząc przepełniony bólem i żalem głos dziewczyny. Ten ton tak bardzo do niej nie pasował.
- Jak to? Rodzina na pewno cię kocha. - pociągnął ją lekko za ramię, zmuszając by usiadła obok niego.
- Nie prawda! Ojciec uważa, że jestem zbyt słaba i ma mnie za zakałę Hyuga. Neji mnie nienawidzi odkąd zginął jego ojciec. Moja młodsza siostra ma do mnie żal, bo przez to, że ja jestem zbyt słaba ojciec zaczął ją mocniej trenować i jest jej bardzo ciężko.
- Hinata...
- Nie mów mi, Naruto-kun, że tak nie jest. Nie znasz ich. Nie wiesz jakie jest życie w klanie Hyuga.
- Masz rację. Nie wiem co to znaczy mieć rodzinę.
- Och, przepraszam, nie to miałam na myśli. 
- Nie przejmuj się. - uśmiechnął się ciepło. - Rozmawiałaś z siostrą?
- Co?
- Czy z nią rozmawiałaś?
- Próbowałam. - spuściła głowę.
- Więc spróbuj jeszcze raz. Wytłumacz jej, że i tobie jest ciężko. Postaraj się ją wspierać. Na pewno to doceni. Nejim się nie przejmuj. Obiecuję, że się tym zajmę.
- Ja... Shino-kun, mówił, że wyzwałeś go na pojedynek.
- Tak. Nie martw się, pokonam go i naprostuję ten jego chory światopogląd. A twój ojciec...
- Nic z nim nie zrobisz. Dopóki nie uzna, że jestem wystarczająco silna, nigdy mnie nie zaakceptuje.
      Jej ciałem szarpnął szloch i po chwili znowu płakała. Naruto w odruchu przyciągnął ją do siebie i objął mocno.
- Trzeba mu udowodnić, że jesteś wystarczająco silna.
- Ale nie jestem.
- Jesteś. Widziałem z jakim zaangażowaniem walczyłaś z Nejim. Twierdził, że jesteś zbyt delikatna, ale ja sądzę, że masz serce wojowniczki. Znasz podstawy swoich klanowych technik, musisz je tylko wyszlifować i poznać bardziej zaawansowane techniki.
- Nie rozumiesz, ja nie potrafię walczyć.
- Nie prawda. Nie potrafisz krzywdzić innych.
- To, to samo.
- Nie. Gdy jesteś słaba, by przeżyć musisz zabić, inaczej ktoś zabije ciebie, ale jeśli jesteś silna nie musisz zabijać. Wystarczy unieszkodliwić przeciwnika.
- Ale... Mój ojciec nie zgodzi się bym trenowała innym trybem niż on oczekuje, a jego tryb...
- Przerasta cię.
- Tak. - spuściła głowę, odsuwając się.
- Mam pomysł.
- Jaki?
- Przez ten miesiąc mam trenować z Jiraiyą. Jednym z trójki legendarnych sanninów. Jestem pewien, że  twój ojciec się zgodzi, jak usłyszy z kim masz trenować.
- Naprawdę? Moglibyśmy... moglibyśmy trenować razem? - zarumieniła się.
- Oczywiście! Jestem pewny, że Jiraiya-sensei się zgodzi. Musimy tylko go zapytać. Większość dnia trenowalibyśmy razem, a później wracałabyś na noc do domu. Spędzałabyś mniej czasu w domu, to pozwoliłoby ci się trochę odciąć. 
- Może masz rację.
- Pewnie, że mam, a teraz chodź.
- Do Jiraiyi - sama?
- Też, ale najpierw do mnie. - uśmiechnął się szeroko. - Zapraszam cię na herbatę. Co ty na to?
- Ja... - zarumieniła się na twarzy jeszcze bardziej. - Jeśli nie będę ci przeszkadzać...
- Hinata - chan. Jeśli byś mi przeszkadzała, to ani bym tu nie siedział, ani bym nie zapraszał cię do siebie. Chodź! - złapał ją za dłoń i pociągnął za sobą.

       Naruto otworzył drzwi i wpuścił dziewczynę przodem.
- Ładne mieszkanie.
- Tę gnijącą klitkę nazywasz ładną?
- Ja...
- Spokojnie, żartowałem. Bardzo się staram by to mieszkanie się nie rozleciało. Usiądź, ja zaraz przyniosę herbatę.
- A mógłbyś mi pokazać gdzie jest łazienka?
- Jasne, drzwi po prawej. - wskazał dłonią.
- Arigatou.
         Gdy wróciła Naruto akurat wchodził do pokoju z parującymi kubkami. Postawił kubki na stole i usiadł. Wskazał dziewczynie miejsce koło siebie.
- Hinata-chan?
- Hai?
- Czy dzisiaj... Czy dzisiaj stało się coś konkretnego, że płakałaś?
- Miałam... Miałam trening z ojcem i siostrą.
- I?
- Przegrałam. Odkąd ojciec oddał mnie na wychowanie Kurenai-sensei rzadko z nim trenuję. Dzisiaj chciał sprawdzić czy zrobiłam jakieś postępy. Jak zwykle nie byłam wstanie uderzyć Hanabi. Wściekł się i kazał mi się nie pokazywać mu na oczy, dopóki nie stanę się wartościowa dla klanu.
- To straszne. - szepnął zaskoczony. - Nie martw się. Jeszcze utrzemy mu nosa i pokażemy jak wartościowa jesteś.
- Ja...Dziękuję. - uśmiechnęła się lekko.
     Naruto schował twarz za kubkiem herbaty, by ukryć chociaż na moment swoje zamyślenie. Nie sądził nigdy, że posiadanie rodziny może być takim ciężarem. Zawsze pragnął mieć rodzinę, kogoś kto będzie czekał na niego, kiedy wraca z treningu, czy z misji. Mamę, tatę, może siostrę, lub brata. Zawsze jak o nich myślał wyobrażał sobie jak się razem bawią, trenują, kłócą się, ale nigdy tak, by zranić się na wzajem. Nigdy nie pomyślał, że ktoś może mieć taką rodzinę jak Hinata. Gnębiąca i raniąca się nawzajem.
- Naruto-kun?
- Tak?
- O czym są te wszystkie zwoje?
      Podniósł spojrzenie na półkę.
- Te akurat o sposobie wykrycia Genjutsu.
- Genjutsu?
- Nauczyłem się ostatnio jak uwalniać się z najłatwiejszych iluzji, ale mimo to nie zawsze wiem kiedy zostanę w nie złapany.
- Sokka. Ciężko pracujesz, prawda? - rozejrzała się po pokoju.
- Staram się.
- Wszystkie te zwoje są o Genjutsu?
- Nie, większość o ninjutsu i historii różnych nacji.
- O historii? Myślałam, że nie lubisz historii... To znaczy, w akademii zazwyczaj spałeś na tych zajęciach.
- Zazwyczaj to ja spałem na wszystkich zajęciach. To nie tak, że mnie to nie interesowało, po prostu już dawno o tym wiedziałem, a gdy Iruka-sensei mówił o jakiś ciekawostkach to słuchałem.
- Więc dlaczego oblewałeś wszystkie testy?
- Bo... Bo tak mi było łatwiej. - uśmiechnął się smutno, po czym wstał. - Powinniśmy już iść do Jiraiyi.
- Hai! Masz rację. - wstała szybko. - Gdzie go znajdziemy?
- Pewnie w jego mieszkaniu, a jak nie, to w gorących źródłach.
          Tak jak przypuszczał Naruto starego pustelnika zastali w jego mieszkaniu. Mężczyzna o nic nie pytając wpuścił ich do środka.
- Sensei, mamy sprawę do ciebie.
- Jaką?
- Hinata chciałaby stać się silniejsza i chcemy cię prosić byś przez ten miesiąc trenował nas obydwoje.
- To prawda? - zapytał dziewczynę.
- Hai! - przytaknęła nieśmiało i spuściła głowę.
- Naruto, jesteś pewny? Jak będę uczył was obojga to mniej się nauczysz.
- Nic nie szkodzi. Potrafię wystarczająco by poradzić sobie w finałach a czegoś na pewno mnie nauczysz. Zaraz po egzaminie ruszamy na trening, więc wtedy weźmiemy się porządnie za trening. Jeśli się zgodzisz to bardzo pomożemy Hinacie.
- Ech, niech wam będzie, ale to zmieni nam trochę plany.
- Jak to? - zdziwił się Naruto.
- Jeśli to problem, to nie musisz mnie trenować, Jiraiya - sama. Nie chcę spowalniać Naruto- kun. - zestresowała się Hinata.
- Nie przejmuj się tym. Chodzi o to, że jutro Naruto miał się uczyć jednej techniki Fuuton, a później chciałem nauczyć go czegoś ekstra, ale w takim razie obrócimy grafik. Hinata, jutro Naruto przyjdzie jeszcze sam. Nauczę go tego czego mam, a później będziecie przychodzić obydwoje, zgoda?
- Hai! Ja... i tak muszę najpierw porozmawiać z ojcem.
- Sokka, wolałaś przyjść najpierw do mnie, sprawdzić czy to ma w ogóle jakiś sens, tak?
- Hai...
- Dobrze, jakbyś była tak miła i poszła teraz zapytać ojca, to by rozjaśniło kilka kwestii.
- Oczywiście. Arigatou!
         Skłoniła się i ruszyła do drzwi. Naruto ruszył natychmiast za nią.
- Zaczekaj Naruto, musimy porozmawiać.
- Hai! - potwierdził zdziwiony.
         Posłał Hinacie pocieszający uśmiech i został z mężczyzną.
- Lubisz ją, prawda? - zapytał po chwili ciszy białowłosy.
- Tak, ale to nie tylko o to chodzi.
- A o co?
- Spotkałem ją dzisiaj, płaczącą w parku... - zamilkł nie wiedząc jak kontynuować. - Zawsze marzyłem o tym by mieć jakiegoś członka rodziny. Kogoś komu będzie na mnie zależeć i na kim zależeć będzie mnie. Nigdy jednak nie pomyślałem o tym, że są takie rodziny, które gnębią swych najbliższych tylko dlatego, że ci nie są tacy jakich oni sobie wymarzyli.
- Świat nie jest taki piękny.
- Wiem, ale on, to znaczy ojciec Hinaty nie rozumie co odrzuca. Ma rodzinę, ma dwie córki, ma bratanka, powinien o nich dbać, a oni wszyscy pochłonięci są przez ciemność.
- Hinata też?
        Naruto kiwnął potwierdzająco głową i obrócił się do okna.
- Neji przepełniony jest nienawiścią. Hinata smutkiem i samotnością. Jestem pewien, że jest silna, ale on zniszczył całą jej pewność siebie.
- A młodsza siostra Hinaty?
- Nie jestem pewien. Nie znam jej, ale zauważyłem to wtedy, w  moje urodziny. Gdy ich ojciec je tobie przedstawiał. O Hinacie powiedział, że jest przyszłą głową klanu, a o Hanabi, że jest jej młodszą siostrą. Obie to przybiło. Hinacie ciąży fakt, że jest spadkobiercą i musi być wystarczająco silna by ojciec ją zaakceptował. Za to Hanabi, nie jest godna uwagi w oczach jej własnego ojca, bo nie jest spadkobiercą.
- Ech, twoja spostrzegawczość jest przerażająca. - westchnął mężczyzna.
- Mam rację?
- W stu procentach. Dobrze, zobaczymy co z tego wyniknie. A jak na razie skup się póki jej nie ma.
- Na czym?
- Chcę cię nauczyć techniki przywołania.
- Naprawdę? Co możesz przywoływać?
- Ja żaby i tego cię jak na razie nauczę. Twoja matka przekazała ci zwój przywoływania lisów, ale tego nauczysz się na treningu.
- Lisy?
- Tak. Gdy Kyubi został pierwszy raz zapieczętowany w Mito Uzumaki, pozostał po nim zwój przywołań. Od tamtej pory każdy Jinchuuriki może przywoływać lisy.
- Świetnie!
- Ale najpierw żaby. Proszę. - złapał za oparty o ścianę zwój. - Dzisiaj się podpiszesz a jutro będziesz ćwiczyć.
- Hai! - rozwinął zwój i spojrzał na poprzednie podpisy. - Mój ociec przywoływał żaby?
- No raczej. W końcu był moim uczniem. Byłem ciekawy czy zauważysz.
- Podpis trzeba złożyć krwią, prawda?
- Tak.
     Blondyn przegryzł palec i stróżką krwi, która wyciekła z pęknięcia nabazgrał swoje imię i nazwisko.
- Świetnie. To jutro zobaczymy co jesteś wstanie wezwać.
       Usiedli razem i czekali na Hinatę, która wróciła po dwudziestu minutach.
- I jak, Hinata - chan? - zapytał od razu blondyn.
- Było ciężko, ale się zgodził.
- To świetnie! - ucieszył się blondyn.
- Doskonale. W takim razie widzimy się za dwa dni.




środa, 16 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 13

Rozdział 13



- Nie najgorzej, dzieciaku. Po egzaminie jeszcze potrenujemy. 
- Phy, nawet cię nie dotknąłem...
- A czego się spodziewałeś, smarkaczu? Że trzynastolatek trafi demona? Daleko ci jeszcze do tego.
- Dobra, dobra, rozumiem. Spadam. Dzięki za trening. 
       Naruto otworzył oczy i dostrzegł rozmawiających wokół niego przyjaciół. Poruszył się lekko i skrzywił, czując ból w zastanych mięśniach. 
- Naruto-kun? 
- Ohayo, Hinata-chan. 
- Obudziłeś się w końcu, młotku. - mruknął Uchiha. 
- Taa, musiałem się trochę zdrzemnąć. - uśmiechnął się lekko. 
- Ale, że cztery dni. - prychnęła Sakura. 
- Och, aż tyle? - udał głupiego, po czym parsknął krótko śmiechem. - Nie patrz tak na mnie, Sakura-chan. Ignorowałem po prostu Inuzuke, jak mi poszło?
- Po mistrzowsku. Nic ciekawego cię nie ominęło. Wszyscy tylko zabijają się spojrzeniami.
- O, serio? - zainteresował się.
- Taa, atmosfera jest trochę napięta.
        Rozejrzał się po ludziach wokół. Drużyn nie było jakoś szczególnie dużo, zaledwie siedem, czyli dwadzieścia jeden osób. Co blondyna zdziwiło to, to, że wśród nich aż pięć drużyn było z Konohy, choć jednych nie kojarzył. W sumie to był pewny, że nigdy ich nie widział. Jeden niebieskowłosy okularnik i dwoje mężczyzn z czarnymi maskami na twarzach. Jednak najbardziej zaskakujący był fakt, że wszyscy na sali się na niego gapili. 
- Ej, czemu wszyscy się na mnie patrzą?
- Bo przez cztery dni, odkąd tu przyszedłeś, nie ruszyłeś się ani o milimetr? - zasugerował Sasuke. 
- Hmm, coś w tym jest. 
       Podniósł się z ziemi, ignorując wszystkich i przeciągnął się mocno by rozruszać mięśnie, aż mu coś strzeliło. 
- Ite...Sasuke-kun, ja już się rozsypuję. 
- To rozsypuj się szybciej, bo mnie irytujesz, młotku.
- Jesteś podły. - udał rozpacz. - Za chwilę będą zaczynać.
- Skąd wiesz? - zapytał Kiba.
       Pozostali jedynie kiwnęli głową na znak, że rozumieją. Tak jak Uzumaki powiedział po chwili do sali weszła ich egzaminatorka razem z kilkoma  innymi Jouninami i samym Hokage. Tym razem nie było w pobliżu żadnego członka ANBU.
- Witajcie. - przemówił Hokage, a wszyscy Gennini podnieśli się z miejsc. - Ustawcie się proszę drużynami, w rzędach, twarzami do mnie.
         Gennini natychmiast wykonali polecenie i z uwagą przyglądali się przywódcy wioski liścia, który wyglądał bardziej na rozsypującego się powoli starca, niż najpotężniejszego ninje wioski.
- Gratuluję wam przejścia drugiego etapu Egzaminu. Obawiam się niestety, że jest was zbyt dużo i musimy przeprowadzić jeszcze eliminacje.
- Co? Ale jak to?
- W czasie finału może odbyć się maksymalnie pięć pojedynków. Takie są zasady.
          Hokage cofnął się o kilka kroków i dał znak jednemu Jouninowi, że może zaczynać.
- Dobra, słuchajcie. Walki będą przebiegać na prostych zasadach. Rzeźba z tablicą za mną będzie losować walczących. Walczycie jeden na jeden. Walka kończy się gdy jeden z walczących zginie, lub się podda. Walkę mogę przerwać również ja. Czy ktoś nie czuje się na siłach i chce się wycofać? - zapytał.
- Ja. - rękę podniósł jeden z Genninów Konohy. Niebieskowłosy chłopak.
         Naruto zmrużył lekko oczy, przyglądając mu się uważnie. Nie wyglądał na rannego, ani zmęczonego. Dlaczego więc się wycofuje?
- Dobrze, Kabuto Yakushi możesz opuścić salę.
- Hai!
         Gdy chłopak tylko wyszedł egzaminator kontynuował.
- Są jakieś pytania?
- Jak rozumiem, od teraz działamy indywidualnie. - odezwała się dziewczyna z wioski piasku.
- Tak. Dobrze, skoro nie ma więcej pytań to zaczynajmy. Osoby wyznaczone zostają na polu walki, a reszta udaje się na balkony.
- Hai!
         Złożył pojedynczą pieczęć a tablica zaczęła losować dwoje uczestników.
- Sasuke Uchiha i Yoroi Akado. - zawołał Jounin.
      Obydwoje pozostali na polu walki a reszta zgodnie z poleceniem prowadzącego udali się na balkony.
- Możecie zaczynać! - sędzia odskoczył na bezpieczną odległość, a walka się zaczęła.
          Yoroi zaczął jako pierwszy. Silnym uderzeniem chciał powalić Sasuke, ale ten bez większych trudności uniknął ataku i odskoczył na bezpieczną odległość. Jego przeciwnik miał zaszczyt zobaczyć czerwony blask, gdy chłopak podniósł spojrzenie.
- Czyż to ta straszna broń klanu Uchiha? Sharingan? Ale z tego co widzę to dopiero pierwszy poziom. Słabiutko.
- Wystarczająco by cię pokonać.
- Wyszczekany, kundel. To pokaż na co cię stać.
       Uchiha uśmiechnął się lekko i ruszył powoli w stronę przeciwnika. W jednej chwili przyśpieszył, znikając zamaskowanemu mężczyźnie z pola widzenia. Pojawił się w powietrzu koło niego i kopnął go mocno w bok głowy. Akado padł ogłuszony na ziemie. Pozbierał się jednak dosyć szybko i nim Sasuke zdążył zakończyć walkę, ten już stał i bez większych problemów blokował wszystkie ataki. Przebił się przez gardę Uchihy i złapał go za ramię. Czarnowłosy krzyknął krótko i upadł na kolana, ciężko dysząc.
- I co teraz, piesku? - zakpił.
      Sasuke zacisnął zęby i cisnął w mężczyznę kunajem. Ten musiał odskoczyć, puszczając chłopaka.
- Piekielna technika. - Sasuke uśmiechnął się lekko, ocierając pot z czoła, czując jak spora ilość chakry opuściła jego ciało.
     Wyjął kolejny kunaj i zaatakował. Wymieniał z przeciwnikiem wiele ciosów, nie pozwalając mu się za żadne skarby dotknąć. Obydwoje wyglądali na zmęczonych, gdy nagle Sasuke odepchnął od siebie rękę przeciwnika i kopnął go z całych sił w mostek, z całą pewnością go łamiąc. Yoroi upadł na ziemię, krzycząc z bólu. Sasuke ukucnął przy nim i przyłożył mu kunaj do gardła.
- Walkę wygrywa Uchiha Sasuke. - zawyrokował prowadzący.
        Sasuke od razu skierował się na trybuny, gdzie czekała na niego drużyna z Senseiem, a jego przeciwnikiem zajęli się medycy.
        Kolejne walki nie wniosły nic ciekawego. Zmierzyły się wielkie rywalki Ino i Sakura. Co prawda Ino zaskoczyła wszystkich swoją pomysłowością, blokując ruchy Sakury za pomocą ściętych włosów, zaś Sakura zaskoczyła siłą swego umysłu wyrzucając Yamanakę z niego, mimo to walka była przeciętna, tak jak obie kunoichi, przynajmniej w mniemaniu Naruto.
      Po dziewczynach walczył chłopak z wioski dźwięku, Zaku Abumi z Kankuro z Suny, a następnie dziewczyna z wioski dźwięku,  Kim Tsuchi z Shikamaru. Trzeba przyznać strategowi Konohy, że mimo swego lenistwa w niezłym stylu pokonał przeciwniczkę.
- Hinata Hyuga i Neji Hyuga. - odczytał kolejnych walczących, prowadzący.
      Obydwoje po chwili zeszli na pole walki. Neji był spokojny i uśmiechał się lekko. Hinata zaś wyglądała na przerażoną. Ręce jej drżały i oddychała ciężko.
- Zaczynajcie.
- Hinata-sama, wycofaj się. Oboje wiemy, że nigdy nie chciałaś być ninja. Byłaś zbyt delikatna, zbyt wrażliwa...
- Mylisz się bracie, ja chciałam... ja zmieniłam się.
- Nie można się zmienić. Tchórz zawsze pozostanie tchórzem, taka jest kolej rzeczy.
        Naruto zacisnął zęby, słuchając słów chłopaka.
- Kakashi- sensei, kto to jest?
- On? Neji Hyuga, kuzyn Hinaty i nowe objawienie klanu. Uważany jest za młodego geniusza.
- Dlaczego Hinata-chan się go boi?
- To skomplikowane. - usłyszał odpowiedź mentorki dziewczyny.
- Co masz na myśli, Kurenai-sensei?
- Klan Hyuga jest bardzo surowy. Na każdym się to odbija inaczej. Neji jest...
- Kim?
- Ptaszkiem w klatce.
- Co to znaczy?
- ... - kobieta już jednak nie odpowiedziała.
      Naruto spojrzał na skuloną lekko Hinatę z przerażeniem w oczach. Nie potrafił na to patrzeć. Ta zwykle miła dziewczyna, stała sparaliżowana, patrząc z przerażeniem na swego krewnego. Blondyn nie słuchał już nawet co mówi ten dupek. Widział jedynie te przerażone, lawendowe spojrzenie.
Nie chciał tego widzieć, lecz nie potrafił odwrócić spojrzenia. Zacisnął zęby gdy coś mocno ścisnęło mu się w żołądku.
- Naruto, w porządku? - wyrwała go z tego odrętwienia Sakura, kładąc mu dłoń na barku.
- Nie. - warknął pod nosem, a dziewczyna mimowolnie się odsunęła.
- Nie rób nic głupiego. - wtrącił Kakashi. - Nie wolno ci przerwać walki.
- To nie jest walka. On się nad nią pastwi psychicznie.
- Ninja powinien być wstanie sobie z takim atakiem również poradzić.
        Zacisnął pięści i przymknął lekko oczy.
- Hinata - chan, sobie poradzi. - odezwała się Kurenai. - Wszyscy w to wątpią, ale ona jest bardzo silna. Tylko potrzebuje lekkiego popchnięcia. - uśmiechnęła się lekko.
- Ale teraz musi sama sobie radzić. - stwierdziła Sakura.
- To pra...
- Nie musi. - Naruto położył dłonie na barierkach i nabrał głębiej powietrza do płuc. - Hinata! Nie słuchaj tego pajaca i skop mu tyłek! Nikt nie ma prawa cię oceniać! Sama wiesz najlepiej ile ćwiczysz. Pokaż mu!
     Zacisnął zęby, słysząc prychnięcie chłopaka. Skupił się na Hinacie i zabrakło mu powietrza w płucach, widząc jej spojrzenie skupione na nim. Z każdą chwilą widział jak się uspokajało i stawało się coraz pewniejsze. W jej oczach zapłonął słaby ogień.
- Właśnie. - uśmiechnął się do niej ciepło.
        Dziewczyna złożyła kilka pieczęci i jej oczy się zmieniły. Spojrzenie stało się ostrzejsze, na skroniach i policzkach pojawiły się uwypuklone żyłki chakry. Jej kuzyn poszedł w jej ślady, jednak nie musiał użyć do tego żadnej pieczęci. Naruto od razu dostrzegł dużą przewagę chłopaka. Chakra Hinaty była intensywniejsza, jednak jej strach bardzo ją tłumił. Chakra jej kuzyna była silniejsza i lepiej kontrolowana. W klanie Hyuga, to na pewno ma bardzo duże znaczenie. Zacisnął mocniej palce na barierce, patrząc na atakującą chłopaka Hinate.
- Dasz radę. - szepnął cicho, czując silny niepokój.
- Naruto... - usłyszał cichy głos Kurenai,
- Tak? - zapytał, nie odwracając wzroku z pola walki. Hinata dobrze sobie radziła. Unikała większość ataków. Oberwała zaledwie kilka razy. Problemem był fakt, że ona nie potrafiła dosięgnąć kuzyna.
- Dlaczego tak to przeżywasz? Z tego co wiem nie znasz Hinaty zbyt dobrze.
- ... nie jemu oceniać kto jest ile wart i kto ile może osiągnąć. Hinata...
- Tak?
- Nie ważne.
      Spojrzał na walczących, gdy obydwoje się zatrzymali. Hinata trafiła chłopaka w bark, ten jednak nawet się nie skrzywił. Złapał ją za rękę i podciągnął jej rękaw bluzy. Naruto ze zgrozą dostrzegł pełno sinych punkcików na jej przedramieniu. Sam nawet nie zauważył kiedy Neji ją trafił tyle razy. Zacisnął zęby wiedząc, że Hinata nie wygra. Był pewny, że dziewczyna się podda. Ku jego zaskoczeniu jednak. Młoda dziedziczka klanu wyrwała rękę i trafiła kuzyna w klatkę piersiową. Chłopak odsunął się o krok do tyłu a Hinata natychmiast zaatakowała. Udało jej się trafić chłopaka już tylko jeden raz, później Neji odzyskał rezon i blokował wszystkie ataki, aż znalazł okazję by uderzyć. Zmęczona dziewczyna opuściła lekko gardę i Neji natychmiast to wykorzystał. Trafił ją w klatkę piersiową i odrzucił o kilka metrów.
      Naruto zachłysnął się lekko powietrzem, widząc leżącą, nieruchomą sylwetkę.
- To koniec. Ona już nie wsta... - zaczął Neji.
      Ku zdziwieniu wszystkich Hinata powoli zaczęła się podnosić z ziemi. Odwróciła się do kuzyna i ukazała krew płynącą z kącików ust. Otarła ją i znów zaatakowała. Wymieniali serie ciosów. Hinata zawzięcie blokowała wszelkie ataki.
- Już. - szepnęła Kurenai. - Wystarczy, Hinata.
- O czym ty mówisz, Sensei? - spytała Sakura. - Przecież przycisnęła go.
- Przestań bredzić. - warknął Naruto, spuszczając głowę.
- Co?
- Jeśli zaraz nie przestanie, to może nie przeżyć. - stwierdził Kakashi, obserwując swego wzburzonego ucznia. Był pełen podziwu dla jego zdolności odczytywania walki.
- Ale...
       Neji odepchnął znów ręce dziewczyny i uderzył ją w pierś, powalając. Hinata zwinęła się w kłębek, trzymając się za klatkę piersiową.
- Walkę wygrywa Neji Hyuga.
- Hinata... - szepnął Naruto z niedowierzaniem patrząc, na podnoszącą się dziewczynę.
- Neji... - wyszeptała z trudem, za odchodzącym bratem.
       Chłopak odwrócił i spojrzał zaskoczony na dziewczynę.
- Wystarczy, przegrałaś.
     Kiwnęła przecząco głową.
- Oboje przegraliśmy. Ja walkę, ale ty... - zakrztusiła się. -... ty nie udowodniłeś, że masz rację. Walczyłam, starałam się, mimo, że wiedziałam, że przegram. Nikt nie zna swojej przyszłości. Nie możesz stwierdzić....
- Zamknij się. - warknął. - Próbujesz sobie wmówić, że jest inaczej, ale cierpisz bo ojciec cię nigdy nie zaakceptuje, bo jesteś za słaba dla klanu Hyuuga.
- Mylisz się, Neji, bo widzę, że ty cierpisz bardziej niż ja... Ty jesteś tym, który się myli i cierpi wewnątrz swojej głowy z powodu głównej gałęzi rodziny.
- Zamknij się!
- Z powodu głównej gałęzi zginął twój ojciec. To nie powinno się wydarzyć, ale nie możesz znienawidzić cały świat...
- Zamilcz! - wrzasnął, rzucając się w jej stronę.
        Hinata cofnęła się zaskoczona, jednak nie miała siły uciec. Przed uderzeniem ochronili ją jednak Jounini. W ułamku sekundy przy chłopaku pojawił się egzaminator, Kurenai, Kakashi i Gai.
- Lepiej się uspokój. - powiedział Hatake.
      Hyuga rozluźnił się lekko, a ci go puścili. Naruto odetchnął lekko, jednak spiął się ponownie, patrząc na duszącą się Hinatę. Dziewczyna trzymała się za klatkę piersiową, a z ust pociekła jej krew. Widząc jak dziewczyna się chwieje, przeskoczył przez barierkę i najszybciej jak tylko potrafił pobiegł w jej stronę. Dziewczyna poleciała na ziemie, akurat gdy Kurenai się odwróciła się w jej stronę.
- Hinata!
      Nim zdążyła jednak zareagować, Naruto stanął przy brunetce i ochronił ją przed upadkiem. Położył ranną delikatnie na ziemi.
- Hinata? Oi! Nie żartuj tak! Spójrz na mnie!
- Przed chwilą byłeś na balkonach. Jak ty to... - spytała oszołomiona Kunoichi.
- Nie ważne. Pomóż jej, sensei!
      Kiwnęła głową, kucając nad podopieczną. Zbadała pobieżnie dziewczynę.
- Kuso!
- Co?
- Nie oddycha. Medycy! Szybko! - krzyknęła, odpinając dziewczynie bluzę.
      Szybko rozpoczęła masaż serca. Naruto nie chcąc przeszkadzać odsunął się o kilka kroków i ze zgrozą przyglądał się pokrwawionej twarzy dziewczyny. Po chwili podbiegli medic-ninja i zaczęli leczyć kunoichi, która po chwili odkaszlnęła sporą ilością krwi i zaczęła z trudem oddychać.
- Zabierzcie ją. - powiedziała cicho Kurenai i gdy dziewczynę włożono na nosze wróciła na balkon wraz z innymi Jouninami.
       Naruto ukucnął na ziemi i zamoczył palce w krwi dziewczyny. Podniósł się i spojrzał na patrzącego w jego stronę Hyuge. Uniósł zaciśniętą pięść, umazaną krwią.
- Zapłacisz za to.
      Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Doprawdy?
- Pokonam cię w finale.
- Słyszałem o tobie Uzumaki. Musiałbyś się tam najpierw dostać.
- O to się martwić nie musisz. Martw się lepiej o siebie. - przeszedł koło niego,  a chłód jaki od niego bił zaskoczył lekko geniusza Hyuga.
- Pożałujesz, że krzywdziłeś Hinate. - wskoczył na balkony, ignorując spojrzenia jego kolegów.
- TenTen i Temari.
     Nie obchodziła go ta walka. Usiadł pod ścianą i oddychał głęboko, starając się uspokoić. Zamknął oczy i odciął się od wszystkiego. Ogarnął umysłem całą swoją skotłowaną energię i zaczął ją uspokajać. Z każdą chwilą wzburzone fale płynęły coraz spokojniej i zamieniały się w spokojną rzekę energii. Odetchnął głęboko, gdy opanował całą swoją energię co wcale nie było łatwe, tym bardziej, że podburzała ją chakra Kyubiego. Otworzył oczy i wstał. Otrzepał się z piasku i spojrzał na pole walki. Akurat znoszono z sali TenTen a uśmiechnięta Sabaku wskakiwała na balkon koło jej braci. Naruto dostrzegł utkwione w nim zielone oczy, rudowłosego chłopaka.
- Jego chakra jest dziwna. - mruknął pod nosem.
- Czyja? - spytał Kakashi.
- Co? Nie nic. Głośno myślę.
- Następna walka Uzumaki Naruto i Inuzuka Kiba.
     Naruto zmrużył lekko oczy, myśląc nad strategią, nie dostrzegł więc spojrzenia siwowłosego, które oderwało się od niego i spadło na rudowłosego Sunańczyka.
- Oberwiesz, Uzumaki, za to twoje zachowanie z Ichiraku. - odezwał się psiarz, gdy stanęli na przeciwko siebie.
- Nie pamiętam.
- Co! - wrzasnął wściekły.
- Nie piekl się tak. Jeszcze nawet nie zaczęliśmy. - spojrzał wymownie na egzaminatora.
- Zaczynajcie. - odskoczył od nich.
       Kiba doskoczył w ułamku sekundy do blondyna i chciał zadać cios pięścią w twarz. Naruto jednak bez większych przeszkód złapał go za pięść i przerzucił sobie przez plecy. Chciał zaatakować leżącego Inuzukę, jednak koło siebie wyczuł energię jego psa, Akamaru. Odskoczył w bok, unikając jego, co prawda małych kłów.
- Ja walczę z Akamaru, a ty jesteś zupełnie sam.
- Bardziej się boję Akamaru, niż ciebie, Inuzuka. - parsknął, składając swoją ulubioną pieczęć.- Kage Bushin no Jutsu.
      Natychmiast koło niego i Inuzuki pojawiło się jego osiem kopii.
- Co?
- Dasz radę wyniuchać, który jest oryginałem? - zakpił blondyn i razem z pozostałymi zaatakował.
       Naruto zaśmiał się krótko, gdy Akamaru przeleciał mu tuż przed twarzą.
- Kiba, co z tobą? Przed chwilą gadałeś Shikamaru, że pokonanie mnie będzie pestką, a wygląda na to, że Akamaru walczy lepiej od ciebie. Może byś pokazał w końcu coś ciekawego, co?
- Ty!
      Akamaru podbiegł do swego pana, a ten podał mu jakąś pigułkę. Jego futerko natychmiast zrobiło się krwisto czerwone. Kiba złożył kilka pieczęci i mruknął coś pod nosem. Pies nagle zmienił się w idealną kopię Kiby. Naruto zmrużył oczy i odsunął się lekko, gdy nagle oboje wyskoczyli w jego stronę. Chłopak miał nie małe trudności by uniknąć wszystkich ataków. Bruneci poruszali się dziko i agresywnie i Naruto nie był wstanie przewidzieć co ci zaraz zrobią. W jednej chwili jeden z nich wybił się mocno z ziemi i wskoczył prosto na oryginalnego Naruto. Ten nie zdążył się osłonić i po bolesnym spotkaniu z ziemią stracił kontrolę nad techniką i wszystkie klony zniknęła. Skrzywił się lekko gdy oberwał z pięści w twarz. Sprawnym ruchem zdołał jednak zepchnąć z siebie Kibę i odepchnął go od siebie. Wstał i w ostatniej chwili uchylił się od ciosu drugiego chłopaka. Złapał go za nogę i rzucił nim w leżącego Kibę. Oni również stracili kontrolę nad techniką i po chwili koło prawdziwego Inuzuki leżał Akamaru, nie mogący się podnieść z ziemi.
- Akamaru?! - sapnął Kiba, podnosząc się z ziemi.- Nie myśl sobie, że tak nas pokonasz!
         Naruto pokręcił lekko głową i uśmiechnął się.
- Ty już przegrałeś, Kiba. Przepraszam za Akamaru, nie chciałem mu zrobić krzywdy, ale nie wiedziałem, który z was jest prawdziwy.
     Złożył kilka pieczęci.
- Fuuton: Kaze no Yaiba!
     W stronę Kiby i Akamaru poleciał powietrzny sierp. Nie trafił jednak w nich, tylko dwa metry przed nimi, wbijając w powietrze duże ilości pyłu. Naruto stworzył dwa klony, których widzowie, nie mogli jednak zobaczyć, dopóki pył nie zaczął opadać. Jeden z klonów stał za Kibą i przykładał mu kunaj do gardła, drugi zaś przytrzymywał psa.
- Koniec walki! Walkę wygrywa Uzumaki Naruto!
      Chłopak od razu dezaktywował klony i skierował się na balkony. Przywitali go z lekkimi uśmiechami towarzysze.
- Jiraya-sensei? - zdziwił się. - Myślałem, że jednak coś ci się stało w tych źródłach.
- Nawet mi nie przypominaj. To było straszne.
- Co tu robisz?
- Jak to co? Przyszedłem zobaczyć walkę mojego ucznia.
- I jak?
- Nieźle, ale stać cię na więcej.
- Nie mogłem pokazać wszystkiego przed finałem.
- Słyszałem, że wyzwałeś Hyuge.
- Tak. - potwierdził i odwrócił głowę, czując na sobie lodowate spojrzenie.
      Spojrzał na Gaare, od spojrzenia którego miał gęsią skórkę na rękach. Nie pozwolił się jednak zdominować. Sam nie wiedział czemu, ale czuł ogromną potrzebę pokazania chłopakowi kto tu rządzi. Patrzyli na siebie chłodno dość długo, siłowali się, sprawdzając kto jest silniejszy. Przerwali dopiero gdy rudowłosy został wezwany na swoją walkę razem z Rock Lee, chłopakiem z drużyny Neji'ego.
- Co to za chłopak? - zapytał cicho Jiraya. - Jest dziwny i dziwnie na ciebie patrzy. Ty z resztą na niego też.
- Nie wiem, ale znam to spojrzenie. - zimne, puste i samotne. Dokładnie takie jak jego własne, gdy patrzył w lustro.

wtorek, 15 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 12

Rozdział 12


      Młody Namikaze zerwał się z łóżka wyrwany z koszmaru. Rozglądnął się spanikowany po swoim pokoju, aż jego spojrzenie nie padło na budzik, wskazujący szóstą rano.
- Cholera... - otarł twarz z potu i rzucił się z powrotem na poduszkę. - Kyu, co to było?
- Sen. 
- Co ty nie powiesz? - poderwał zirytowany głowę. - Z powodu zwykłego snu nie byłbym taki przerażony, tym bardziej, że nic strasznego w nim nie było.
        Usiadł z powrotem, rozmasowując obolałe skronie i starając sobie przypomnieć sen. Stał na polanie w okolicy, która przypominała obrzeża Konohy, choć rozpoznanie terenu było skomplikowane, bo wszystko pokrywała mgła. W jednej chwili przed nim pojawiły się cztery osoby, a raczej dzieci, po posturze ciała wnioskując. Byli mniej więcej w jego wieku, przynajmniej tak mógł przypuszczać. Dwie dziewczynki i dwóch chłopców. W jednej chwili dziewczyny spojrzały w stronę Naruto, a ich oczy rozbłysły intensywnym złotym światłem. Jedna z dziewczyn zaczęła się cofać i uciekła do lasu. Za nią pobiegli chłopcy, druga z dziewcząt zaś zaatakowała go. Blondyn, unikał wszystkich ataków, nie rozumiejąc co się dzieje. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że rolę się odwróciły to dziewczyna uciekała, a on próbował ją złapać. Była jednak nieuchwytna, jej ruchy przypominały taniec, wirowała między jego rękami, nie dając się złapać, aż nagle stanęła oddalona od chłopaka o zaledwie dwa kroki.
- Wszyscy jesteście tacy sami! - usłyszał krzyk dziewczyny. -  Nie jestem demonem! Wy nimi jesteście! Nienawidzę was!!!
     Krzyk roznosił się po całym lesie, słyszał go całym swoim ciałem. Gdy krzyk ucichł, dziewczyna zniknęła, a on poczuł paniczny strach. Nie bał się tej dziewczyny, bał się o nią. Czuł strach, że coś jej się stało, że stracił bliską sobie osobę...
- Kyubi...
- Dzieciaku, nie wiem. To był sen, może inny niż wszystkie, ale nic więcej z tego nie wydedukuję. Może twoja podświadomość przypomina ci o uaktywnieniu Siligana. 
- Nie, to nie było to.
- Więc to był zwykły sen.
- A jak nie? Te dziewczyny... te oczy, to był Siligan, prawda? One go miały.
- Daj mi spokój, Gaki. Jeśli to nie był zwykły sen to i tak nic nie zrobisz. Dowiesz się kiedyś, a teraz lepiej się rusz. 
- ...
       Podniósł się ociężale z łóżka i rozejrzał wokół. Odkąd zaczął trenować z Jirayą nie miał czasu nawet posprzątać. Umył się, zjadł śniadanie i przygotował do wyjścia, po czym zaczął ogarniać pokój. Tragedii nie było, zaledwie kilka zwojów walało się na ziemi i na stoliku, trochę kurzu na szafkach, dodatkowo kilka rzeczy w łazience. Ogarnął całe mieszkanie w nieco ponad godzinę i mając jeszcze dużo czasu poszedł się przejść. Mimo śniadania, gdy tylko mijał Ichiraku zaburczało mu w brzuchu.
- Staruszku, jedno Ramen, poproszę.
- Już się robi, Naruto-kun. Co tak wcześnie dzisiaj?
- A wstałem skoro świt i już zdążyłem zgłodnieć.
- Sokka, siadaj, już podaję.
      Czekał spokojnie na swoje danie. W tym czasie do pomieszczenia weszła drużyna ósma.
- Uzumaki? - prychnął Kiba.
- Cześć. - mruknął, nie zwracając zbytniej uwagi na chłopaka. - Cześć, Hinata-chan.
- Witaj, Naruto-kun. - zarumieniła się.
- Pozwolisz, że się dosiądziemy? - zapytała Kurenai, dowodząca drużyną.
- Hai, żaden problem.
      Po jego lewej usiadła Hinata, a po prawej, ku niezadowoleniu Uzumakiego, Kiba.
- Cztery Ramen, prosimy. - zawołała Jouninka.
- Hai! - odkrzyknął z zaplecza właściciel.
- I jak tam, Uzumaki, samopoczucie przed drugim etapem?
- Równie dobrze co przed pierwszym, Inuzuka. - odparł lekceważąco. - A Hinata-chan, jak ty się czujesz?
      Uśmiechnął się do niej wesoło.
- Dobrze, Arigatou.
- Cieszę się.
- Uzumaki, nie sądzisz, że mierzysz za wysoko, jak na ciebie, startując w egzaminie? - zaczepił go po raz kolejny Inuzuka.
      Naruto zacisnął zęby, lecz natychmiast się uspokoił.
- Nie.
- Jak ze mną rozmawiasz, to się do mnie odwróć. - warknął.
- Kiba. - upomniała go Kurenai.
       Namikaze westchnął krótko, odwracając się do chłopaka.
- W tym problem, że rozmawiam z Hinatą, a ty ciągle przeszkadzasz. Zajmij się sam sobą, z łaski swej. - zaskoczył wszystkich w budce.
- Coś powiedział?!
- Słyszałeś. - warknął. - Irytujesz mnie, Inuzuka.
 - Tyy!
        Kiba poderwał się z miejsca.
- Oy, oy, chłopcy co tu się dzieję? - do klientów wrócił właściciel z parującą miską w ręce.
- Nic, staruszku. - uśmiechnął się wesoło Naruto. - Moje Ramen?
- Hai, Naruto-kun.
- Arigatou.
- Co to miało być? - warknął Inuzuka, gdy staruszek wrócił do kuchni.
        Naruto pochłonął danie w ekspresowym tempie i odłożył miskę.
- Pieniądze na blacie, Staruszku! - położył przed sobą odliczoną sumę, plus napiwek.
- Hai, dzięki, Naruto. Powodzenia na egzaminie.
- Arigatou. Do zobaczenia za kilka dni.
         Zszedł z krzesła i się wyprostował, patrząc na Kibe.
- Ostrzeżenie, Inuzuka, byś nie wchodził mi w drogę. - powiedział chłodno, po czym uśmiechnął się do pozostałych. - Powodzenia na egzaminie Hinata - chan, Shino. Miłego dnia,  Kurenai- sensei.
- Hai... - wszyscy patrzyli zszokowani za wychodzącym chłopakiem.
        Naruto po krótkim namyśle udał się na górę Hokage. Postanowił chwilę pomedytować by opanować chakre przed egzaminem, jednak nijak nie mógł się skupić. Inuzuka kilkoma zdaniami wytrącił go z równowagi, do tego pokazał się Hinacie z tej ciemniejszej strony, a na dodatek po głowie chodziły mu w kółko postaci, ze snu. Siedział tak myśląc o wszystkim po trochu. Po jakimś czasie spojrzał na niebo i westchnął.
- Prawie dziewiąta.
        Podniósł się z ziemi i od razu pobiegł przed siebie, składając kilka pieczęci. Do Lasu śmieci odległość była nieco większa niż na pole treningowe i z powrotem, gdyż las był na uboczu, droga zajęła mu więc kilkanaście sekund więcej niż zwykle. Wyczuwając wcześniej przyjaciół, zatrzymał się przy nich, skupiając na sobie uwagę towarzyszy jak i innych uczestników.
- Nie możesz się pojawić w normalny sposób? - zapytał Sasuke.
- Spóźniłbym się. - stwierdził jakby nigdy nic i usiadł obok.
- Ściągasz na nas niepotrzebną uwagę.
- Zależy jak na to spojrzysz. Możesz też uznać, że gwarantuję nam ciekawszych przeciwników.
- Taa, lub że słabsi nie będą się do nas zbliżać.
- Dokładnie. - uśmiechnął się wesoło.
- Skończ się szczerzyć. - walnął chłopaka w tył głowy.
- Och, już nie przesadzaj. Po tylu latach udawania ciężko się przestawić.
       Naruto obrócił głowę gdy dostrzegł trzech członków ANBU, rozmawiających z ich egzaminatorką.
- Za chwilę będą zaczynać. - ściszył głos.
- Skąd wiesz? - spytała Sakura.
      Wskazał im głową gdzie mają patrzeć.
- Słyszę. ANBU w masce ptaka potwierdził, że wszyscy już są, ale o czymś jeszcze mówią.
- O czym?
- Cii!!! Jak gadasz mi nad uchem to nie słyszę!
      Dziewczyna zamilkła od razu. Blondyn zmrużył lekko oczy.
- Zaczęli szeptać, więc przez maski nie usłyszałem wszystkiego, ale...
- Ale?
- Wygląda na to, że w lesie zginęły jakieś osoby, możliwe, że organizatorzy etapu. ANBU szuka sprawców, ale niczego nie znaleźli.
- Czyli co? W lesie do którego mamy iść, czai się jakiś wrogi ninja? - zaczęła panikować Sakura.
- Uspokój się. - upomniał ją Naruto.
- Wątpię by ktoś tam jeszcze był. - odezwał się Sasuke. - Gdyby tak było nasze ANBU by go dorwało.
- Zapewne, ale jakiś interes miał by tam być. - mruknął Naruto, wciąż obserwując ANBU.
      Mężczyzna w masce kota odwrócił się w jego stronę i mimo, że chłopak nie widział jego oczu, wiedział, że ten patrzy na niego. Nie odwrócił jednak wzroku, obserwował ich, starając się coś wyczytać z ich postawy.
- Nie podoba mi się to. - mruknął pod nosem, spoglądając w końcu na przyjaciół.
- DOBRA!!! CISZA, SMARKACZE!!! - wrzasnęła fioletowo-włosa egzaminatorka, pojawiając się nagle na środku polany. - Za chwilę rozpoczniemy drugą część egzaminu na Chunnina. Za zadanie będziecie mieli głównie przeżyć w tym lesie. Drugim waszym zadaniem będzie zdobycie zwoju. Każda grupa otrzyma jeden zwój, Nieba, lub Ziemi. Egzamin musicie ukończyć z dwoma różnymi. Kilka zwojów ukrytych jest również w lesie. Pod warunkiem, że nic ich jeszcze nie zjadło. Najważniejsza zasada egzaminu nie wolno wam otwierać żadnego zwoju. Macie pięć dni, by ze zwojami pojawić się w wieży dokładnie po środku lasu.
- Tu jest tak jak podczas pierwszej części? Musi cała drużyna dotrzeć do wieży? - zapytał ktoś.
- Tak. Zdają tylko trzyosobowe grupy. Możecie wrócić z niekompletnymi częściami ciała, nieprzytomni, wasza sprawa. Mają być dwa zwoje i trzy żywi Gennini, nic innego się nie liczy,  jasne?
- Hai!
- Teraz wszystkie grupy ustawią się w kolejkach do tych czterech namiotów. - wskazała ręką za siebie. - Tam otrzymacie zwój i podpiszecie informację, że ani ja, ani Konoha nie odpowiada za niczyją śmierć.
       Po polanie przeszły głośniejsze szepty, Naruto i Sasuke wymienili krótkie uśmiechy.
- A jak ktoś nie podpisze?!
- To nie otrzyma pozwolenia na wejście do lasu i automatycznie obleje egzamin, to chyba logiczne. Dobrze, ustawcie się po zwoje. Ci gotowi, niech udają się do Chunninów przy głównej bramie. Zostaniecie odprowadzeni do bocznych wejść skąd wystartujecie.      
        Po pół godzinie wszyscy stali pod bramami, gdy zabrzmiała głośna syrena i bramy się otworzyły.
- Zaczynamy zabawę. - uśmiechnął się Naruto, wbiegając z pozostałymi do lasu.  - Zmieniamy lekko plany.
- Jakie i dlaczego? - Sasuke rozglądał się po lesie.
        Na razie wszystko wyglądało normalnie, jak w zwyczajnym lesie, ale pozory lubią mylić.
- Chcieliśmy powoli rozeznać się w sytuacji, ale nie mamy na to czasu. Sądzę, że to morderstwo nie było przypadkowe. To było ostrzeżenie dla organizatorów i coś czuję, że lepiej by jak najszybciej się stąd ulotnić.
- Może masz rację.  Znajdźmy zwój Nieba i spadajmy stąd.
- Co właściwie wiemy o tym lesie? - zapytała Sakura.
- Żyje tu mnóstwo dziwnych istot i jest placem zabaw dla ANBU.
- Brzmi nieciekawie.
- Nie martw się, Sakura, to będzie łatwizna. - uśmiechnął się pod nosem Naruto.
         Biegli już dwie godziny, wszyscy byli czujni i skupieni do granic możliwości.
- Zaczynamy... - Naruto, szepnął cicho, tak że usłyszeli go tylko pozostali.
- O, kogo my tu mamy? - usłyszeli za sobą. - Świeżo upieczeni Gennini Konohy. To będzie proste.
          Odwrócili się w biegu, ale było za późno. Kobieta za nimi doskoczyła do nich i złapała Uchihę za ramię, ciągnąc do siebie. Natychmiast przyłożyła mu kunaj do gardła.
-  Kuso... - mruknął chłopak, próbując się wyrwać.
- Sasuke-kun! - zapiszczała przerażona Sakura. - Puść go!
            Złapała drżącą ręką kunaj.
- Nie bój się, maleńka. Puścimy, ale najpierw wy oddacie nam swój zwój ziemi.
- Nic nie dostaniecie. - warknął blondyn.
- Co? Mam twojego kumpla! Oddaj zwój!
- Dał się złapać, to niech się teraz uwalnia. Nie oddam zwoju.
- Naruto! Zwariowałeś?! Daj im ten zwój! - krzyknęła Sakura. - Przestań! Wiem, że ranga Chunnina jest dla ciebie ważna, ale Sasuke... Możemy zawsze spróbować za rok. Daj im go!
             Dziewczyna była bliska płaczu, patrząc to na blondyna, to na Sasuke z kunajem  przy szyi.
- Pogięło cię do cholery! - wrzasnął Uchiha.
- Nie zaprzepaszczę swoich szans przez ciebie.
- Jak mnie zabije, to i tak nie zdasz! Zdobędziemy oba zwoje, najwyżej. Przestań się wygłupiać!
- Zamknijcie się! - warknęła kobieta, podchodząc bliżej. Jej towarzysze jak cień podążyli za nią.
- Jak chcecie zwój, to sami go sobie weźcie. - prychnął blondyn, wyciągając zwój i kunaj.
       Cztery kroki, trzy kroki, dwa, jeszcze tylko jeden... Naruto pochylił się lekko i ruszył kunajem, przecinając dotychczas niewidoczną żyłkę. Liście pod nogami ninja z wioski wodospadów zaszeleściły i po chwili wszyscy wisieli w powietrzu w siatce.
- Wy cholerne dzieciaki! - wrzasnęła kobieta i wbiła Sasuke kunaj w szyję, zamiast oczekiwanej krwi zobaczyła jednak chmurę dymu.
- Co? To był klon?
- Och. Już nie bądź taka zaskoczona. Wiedzieliśmy, że za nami idziecie od pół godziny. W takim czasie zastawienie pułapki nie jest jakimś szczególnym wyczynem. - Sasuke wyszedł za jednego drzewa, uśmiechając się lekko. - Masz, Naruto?
- A co, wątpiłeś we  mnie? - pokazał mu zwój Nieba i kabury na broń.
- Co? Kiedy ty?!
- Raczej, że wtedy gdy nie patrzyliście. - parsknął.
        Przywołał jednego klona i podał mu trzy kunaje.
- Zrobimy tak. Zabieramy zwój i waszą broń, bo się nam przyda. Zostawię wam tu klona, który przypilnuje by nic was nie zjadło. Jak my oddalimy się wystarczająco daleko, to was uwolni i da wam po kunaju. Tyle powinno wystarczyć dobremu ninjy by przetrwać. - uśmiechnął się wrednie i zniknął razem z pozostałymi w lesie
- Niech was szlag! - wrzasnęła za nimi.
       Naruto zerknął na wyglądającą już na zmęczoną Sakure i westchnął krótko. Chciał pokonać dzisiaj większą odległość, byli już zaledwie kilka godzin od wieży, ale narzucił jak widać zbyt duże tempo.
- Zróbmy postój. - stwierdził, zeskakując z gałęzi.
- Dobrze by było. - stwierdził Sasuke, zerkając na różowowłosą.
- Przepraszam. - mruknęła.
- Nie przejmuj się. Narzuciłem zbyt duże tempo. Jeśli będziemy zmęczeni łatwiej nas będzie pokonać. Zostaniemy tu kilka godzin i pójdziemy dalej.
- Tu? Nie szukamy polany?
- Na polanie będziemy zbyt widoczni. Idź spać my się z Sasuke zajmiemy wartami.
- Ale... Ja też mogę...
- Nie przejmuj się. - przerwał jej Sasuke. - My nie jesteśmy szczególnie zmęczeni. Damy radę.
- Wystarczą ci cztery godziny przerwy? - zapytał blondyn.
- Tak. - zapewniła.
- Więc postanowione. My zajmiemy się wartą, a ty odpocznij.
- Weźmiesz pierwszą?
      Blondyn odpowiedział kiwnięciem głowy. Sasuke i Sukura ułożyli się do snu, a Naruto wskoczył na jedną z gałęzi, by widzieć większy obszar. Spojrzał na przyjaciół i uśmiechnął się lekko. Sakura spała jak zabita, zaś Sasuke spinał się na każdy głośniejszy szmer. Nie spał, czuwał. Za chwilę powinien go budzić, by go zmienił, wygląda jednak na to, że będzie musiał obudzić obydwoje. Westchnął, zeskakując z gałęzi.
- Już? - zapytał Sasuke, siadając.
      Pokręcił przecząco głową i potrząsnął ramieniem Sakury. Dziewczyna poderwała się gwałtownie patrząc na chłopaka. Ten spodziewał się, że dziewczyna będzie zaspana i zdezorientowana, uśmiechnął się więc, widząc jej czujne spojrzenie.
- Wstawaj. Ktoś się zbliża. 
     Kiwnęła głową, podnosząc się z liści.
- Trzech? - zapytał Sasuke, a blondyn potwierdził.
- Chakra wydaje mi się znajoma, więc może być to ktoś z Konohy. Nie wydają się nastawieni negatywnie, może nas jeszcze nie wyczuli.
      Po kilku minutach na drzewach koło nich pojawili się Shikamaru, Choji i Ino.
- Siódemka. - mruknął Shikamaru. - Chodźmy.
      Chciał pobiec dalej, ale zatrzymał go Naruto.
- Zaczekaj, Shikamaru. Skoro nie atakujecie to znaczy, że macie oba zwoje. My też mamy dwa, możemy więc dalej iść razem. Będzie nam łatwiej.
     Chłopak spojrzał na swoich towarzyszy, którzy zgodzili się kiwnięciami głowy.
- Pokażcie zwoje. - zażądał.
     Naruto wyjął z kabury oba zwoje i pokazał je drugiej drużynie, po czym szybko je schował. Shikamaru kiwnął lekko głową i też pokazał ich zwoje, po czym zeskoczył na ziemie.
- Planowaliśmy tu zostać jeszcze z dwie godziny by odpocząć. - poinformował Sasuke.
- W porządku. Nam też przyda się przerwa.
- Mieliście jakieś ciekawe przeżycia? - zapytał Choji, wyciągając z kieszeni jakieś chrupki.
- Poza dwumetrowym pająkiem, to nie. A wy?
       Naruto zainteresował się, widząc jak cała trójka się spina.
- Spotkaliśmy drużynę z Suny. - mruknął Choji, przestając jeść.
- Walczyli z kimś. Ten czerwonowłosy, zabił ich wszystkich, miażdżąc ich piaskiem. - wyjaśnił Shikamaru.
- To straszne. - wyszeptała Sakura.
- Tak. - wtrąciła Ino. - Wyglądał jak jakiś demon,  jego chakra... Nawet na nas nie spojrzał a trzęsłam się jeszcze przez pół godziny.
- Tak, nigdy nie czułem tak wielkiej żądzy mordu. - Choji napchał sobie usta chrupkami.
- Czyli lepiej go unikać. - stwierdził blondyn, wymieniając z Sasuke i z Sakurą krótkie spojrzenia.
         Naruto położył się pod drzewem, postanawiając jednak chwilę odpocząć. Wartą oficjalnie zajął się Sasuke, ale reszta też nie zamierzała się kłaść, więc nie było problemu. Zamknął oczy i skupił się na przepływie chakry w otoczeniu. Wyczuwał stado jeleni kilkaset metrów od nich, wiele ptaków i gryzoni wokół. Czym dłużej medytował, tym głębiej zatapiał się w obiegu chakry i dalej i więcej czuł. Wyczuł oddaloną od nich o jakieś dwa kilometry drużynę, kierowali się w stronę wieży, dość szybkim tempem. Zignorował ich i przeszedł dalej. Znów wyczuł niewielkie stado saren i kilka obcych stworzeń, których nie był wstanie rozpoznać, gdy nagle wyczuł dziwną chakre. Była potężna i mroczna, ta osoba była  sama, nie miał drużyny. Skupił na nim pełną uwagę, gdy nagle to poczuł... Ta energia stała się nagle potężniejsza, ciemniejsza, zaczęła go wciągać, poczuł jak coś obślizgłego krępuje mu nogi. Zerwał się ze swojego miejsca, ciężko dysząc i zaskakując wszystkich.
- Koszmar? - zapytał Choji, poddając mu paczkę z chipsami. - Mi zawsze pomagają.
          Blondyn pokręcił jedynie przecząco głową.
- O co chodzi? - zapytała Ino, widząc jak Sakura i Sasuke stoją z kunajami w ręku i się rozglądają.
- Naruto, ktoś się zbliża? - zapytała dziewczyna.
- Nie...
- Więc o co chodzi? - spytał Sasuke, uspokajając się lekko.
- Ktoś... wyczułem kogoś.
- Blisko?
           Pokręcił przecząco głową.
- Więc w czym problem?
- Lepiej już chodźmy. - wstał z ziemi, rozglądając się wciąż lekko spanikowany.
- Naruto. - Sasuke złapał go za bark, zatrzymując go na miejscu.
- Idziemy do wieży. - strzepnął jego rękę. - Nie wiem kto to był, ale był sam a jego chakra była równie przerażająca, co tego całego Garry z piasku.
          Wszyscy drgnęli słysząc słowa chłopaka.
- W takim razie chodźmy. - stwierdził Sasuke. - Idziecie?
- Tak. - przytaknął Shikamaru, wciąż analizując sytuację.
            Wszyscy wskoczyli na drzewa i pobiegli w stronę wieży, uprzednio zacierając wszelkie ślady swej bytności pod tamtymi drzewami.
- Sakura?
- Tak? - obróciła głowę w stronę Ino.
- Dlaczego tak polegacie na słowie Naruto?
             Sakura poczuła jak cała drużyna dziesiąta ją obserwuje.
- Bo jest świetnym sensorem.
- On?
- Hai! Potrafi wyczuć chakre nawet z kilku kilometrów.
              Przyśpieszyła by zrównać się z chłopakami, ignorując zaskoczonych znajomych.
- Naruto, myślisz, że to ta osoba, która zabiła tamtych organizatorów.
- Nie wiem, może, ale miałem wrażenie, że zaraz zginę.
- Przy Garze też się tak czułeś? - spytał Sasuke, pamiętając reakcję chłopaka na pojawienie się rudowłosego.
- Nie. Chakra Garry sprawiła, że czułem potrzebę chronienia się. Instynktownie odskoczyłem by zachować odległość i móc się bronić. Chakra tego kogoś... sprawiła, że nie mogłem się ruszyć. Miałem wrażenie, że pełzają po mnie węże i mnie unieruchamiają.
- O czym mówicie? - podbiegł do nich Shikamaru. - Kto zginął?
- Przed egzaminem Naruto usłyszał jak ANBU rozmawia z naszą egzaminatorką. -  powiedział Sasuke.
- Ktoś został zamordowany w lesie. Prawdopodobnie organizatorzy. ANBU szukało sprawcy, ale nic nie znaleźli.
- Skąd to wiesz? Siedziałeś z pozostałymi przed egzaminem.
          Naruto odwrócił głowę w stronę Nary i uśmiechnął się lekko.
- Mam dobry słuch.
           Odbił się mocniej od gałęzi, zostawiając zaskoczonego chłopaka kawałek za sobą.
- AAAAAAAAAA!!! - wszyscy odwrócili się w stronę krzyczącej Sakury.
- Sakura! - krzyknęła Ino.
           Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem na pięciometrową stonogę, trzymającą szczypcami dziewczynę za włosy.
- Cholera! Skąd to cholerstwo się tu wzięło?! - zawołał Naruto, zawracając.
            Wszyscy z przerażeniem patrzyli jak ogromny stawonóg powoli zaczyna wciągać włosy dziewczyny do swej paszczy. Sakura w jednej chwili wyjęła z kabury kunaj i ścięła sporą ilość swoich włosów, uwalniając się i uciekając. Sasuke natychmiast wykorzystał okazję i rzucił w stwora kunajem z taką siłę, że przybił go do drzewa i od razu zabił.
- Nic ci nie jest? - zapytała Ino, podchodząc bliżej do lekko roztrzęsionej dziewczyny.
- Nie... - pokręciła głową. - To znikąd pojawiło się koło mnie i...
- Już w porządku. - uspokoił ją Naruto. - Ważne, że się uwolniłaś.
- Może zróbmy krótki postój. - zaproponował Choji.
             Sasuke i Sakura spojrzeli na Naruto, który kiwnął lekko głową. Wszyscy usiedli pod drzewami, rozglądając się wciąż uważnie. Ino zaś zaproponowała Sakurze, że wyrówna jej mniej więcej włosy za pomocą kunaja. Po niedługim czasie ruszyli dalej, uspokojeni widokiem wieży w oddali. Naruto odetchnął głęboko ścierając kropelki potu z czoła i brody. Spojrzał na niebo, gdzie słońce, mimo wieczoru, wciąż mocno grzało.
- Słabo mi.
            Usłyszał cichy głos Ino niedaleko siebie. Obejrzał się na pozostałych i zmrużył oczy. Wszyscy byli zbyt zmęczeni jak na kilkadziesiąt minut biegu, po przerwie, nie ważne, że krótkiej. Zerknął na wieże, która wyglądała jakby wcale się nie zbliżyła. Podniósł lekko spojrzenie i drgnął ledwo zauważalnie, gdy dostrzegł przybitą do drzewa, ogromną stonogę. Podbiegł wolno do Shikamaru, tak by nie wyglądało to podejrzanie.
- Co jest?
- Muszę coś sprawdzić. Jakbym miał się wywalić to mnie podtrzymaj i o nic nie pytaj. - powiedział na tyle cicho, że nawet chłopak ledwo go dosłyszał.
           Naruto złapał się za ramię chłopaka i zamknął oczy, skupiając się w pełni na ich opływie chakry. Skrzywił się lekko, widząc jak energia ulatnia się z ciał jego przyjaciół, a z niego to wręcz wypływa jakby ktoś odkręcił kurek. Westchnął otwierając oczy i odsuwając się nieznacznie od Shikamaru.
- I?
- I mamy problem.
- Jaki?
          Rozmawiali na tyle cicho, że nawet pozostali nie zauważyli, że jest coś nie tak.
- Jesteśmy w Genjutsu, lub w czymś podobnym.
           Nara spojrzał uważnie na biegnącego koło niego chłopaka. Wyglądał na spokojnego, rozglądał się co jakiś czas po okolicy i ocierał pot z czoła.
- Wieża w ogóle się nie przybliża. Przed chwilą minęliśmy znowu tą stonogę, a do tego ktoś wysysa z nas chakre.
- Teraz to sprawdzałeś?
- Tak. Mam pomysł.
- Jaki? - spytał, patrząc uważnie na chłopaka. Takiego Uzumakiego jeszcze nigdy nie widział.
- Musimy wywołać jakiś wybuch by nic nie było widać. Resztą ja się zajmę. Dasz radę coś zrobić?
- Za jakie grzechy?  - westchnął krótko. - Dam radę, ale nie opanowałem tego do końca i zużyje to resztę mojej chakry.
- Nie mamy czasu, ani możliwości by informować innych. Bo ten co nas obserwuje zauważy. Będziesz musiał złapać ich cieniem by niezauważenie przeszli do lasu i się schowali.
         Westchnął.
- Dam radę, ale najpierw powiedz co zamierzasz.
          Chłopak zmierzył Nare zirytowanym spojrzeniem, po czym zaczął mówić.
- Gdy nic nie będzie widać stworzę klony i zamienię je w nas wszystkich. Będą udawać zmęczone, więc przeciwnik się pojawi, a my go zaskoczymy.
- Zadziwiasz mnie, a co jeśli oni też dadzą klony?
- Nie będą walczyć z ledwo żywymi przeciwnikami. Pokażą się, gdy uznają, że im nie zagrażamy. Nara, nie ma czasu. Jak dalej tak sobie będziemy  plotkować, to zauważą że coś jest nie tak.
- Ile czasu wytrzymasz?
- ... nie wiem. Chakra wypływa ze mnie jak z kranu woda. Do tego będę musiał dostosować ilość chakry w klonach do was. Najgorsze jest to, że z klonów szybciej ucieka chakra, więc będę musiał je pompować, co jest cholernie męczące.
- Pośpieszmy się.
         Złożył zaledwie jedną pieczęć i dość mocno się skupił. Naruto poczuł nagle zawirowanie chakry i z zaskoczeniem zauważył jak cienie pod drzewami zaczynają nienaturalnie się poruszać. Spojrzał na Nare, to z całą pewnością nie była typowa technika jego klanu. Przyjrzał mu się dokładniej i dopiero po chwili zobaczył bardzo cienką nitkę cienia, która połączyła się z cieniami drzew, które kontrolował chłopak.
- Nieźle... - mruknął pod nosem.
         Nie wiedział co Shikamaru dokładnie zrobił, ale wyglądało to tak, jakby jego cienie eksplodowały. W powietrze wzniosło się dużo pyłu i piachu przez co nic nie było widać. Widział kątem oka jak chłopak resztkami sił łapie swym cieniem pozostałych, lecz nie miał siły iść dalej. Naruto przytrzymał go i złożył jednocześnie charakterystyczną pieczęć. Koło nich pojawiło się sześć klonów blondyna. Po chwili przeobraziły się w członków obydwu drużyn i ustawiły się na drodze. Naruto przerzucił sobie ramię Shikamaru przez bark i pomógł mu biec w stronę krzaków, zmuszając pozostałych do tego samego.
- Udało się. - wyszeptał siadając i ciągnąc Nare za sobą.
          Ino wylądowała koło niego, miała już pytać o co chodzi, gdy jej usta zostały zasłonięte dłonią chłopaka. Sasuke rozumiejąc nieco więcej z tej sytuacji złożył kilka pieczęci.
- Iluzja maskująca. Nikt nas tu nie zauważy. - wyszeptał. - Ale usłyszy.
          Spiorunował Ino wzrokiem. Naruto ignorując wszystkich skrzyżował nogi i skupił się na kontrolowaniu klonów, zaś Shikamaru wciąż obserwując blondyna wyjaśnił pozostałym sytuację. Tak jak myśleli zaraz po nieoczekiwanym wybuchu przeciwnicy się pojawili i zaatakowali wykończonych Genninów. Naruto jęknął krótko, gdy klon Chojego by nie zniknąć pobrał od niego sporą ilość chakry. Klony udając zmęczenie, zaczęły się chwiać i popadały na kolana.
- Co jest? Dzieciaczki się zmęczyły? - doszedł ich męski głos. - Oddajcie nam wasze zwoje, a puścimy was żywych.
- Nigdy! - odkrzyknął klon Naruto.
- Zaraz osiągnę limit. - sapnął oryginał, ignorując zalaną potem twarz.
- Ja i Naruto nie damy rady iść. - westchnął Shikamaru. - Jakie to jest upierdliwe. Gdy podejdą wystarczająco blisko Choji złap ich.
         Chłopak kiwnął lekko głową, zaglądając za krzaki i przygotowując się do użycia klanowej techniki.
- Obróć ich w moją stronę to złapię ich w genjutsu. - powiedział Sasuke, uaktywniając Sharingan.
          W jednej chwili Akimichi złożył kilka pieczęci a jego prawa ręka się powiększyła. Zamachnął się nią, chwytając przeciwników, co potwierdziły krótkie krzyki.
- Co jest?!
- Co to jest?!
          Sasuke wyskoczył na drogę i zaległa cisza. Naruto i Shikamaru zostali na ziemi ledwo żyjąc, a pozostali poszli sprawdzić jak wygląda sytuacja.
- Upierdliwe...
- Upierdliwe...
           Powiedzieli jednocześnie Uzumaki i Nara. Obydwoje spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się lekko.
- Trzeba by tam iść, a mi się nie chcę... - mruknął blondyn.
- Zdrzemnąłbym się...
- Popieram. Pierwszy raz w życiu mam tak mało chakry, że nie mogę się ruszyć.
- W sumie, to ja też...
- Dacie radę wstać czy wam pomóc? - podszedł do obydwojga Sasuke z Chojim.
- Nie. Naradziliśmy się, że obydwoje zostajemy tu na drzemkę. - stwierdził Uzumaki.
- Ech, ruszaj się. - złapał go za koszulkę i poderwał na równe nogi.
          Od razu musiał go podtrzymać bo nogi pod chłopakiem się ugięły.
- No weź. Jak tobie chakry brakuje to co my mamy powiedzieć?
         Choji pomógł wstać Shikamaru i razem wyszli na drogę.
- Co z nimi robimy?
- Zabieramy zwoje i idziemy. - stwierdził Naruto.
- Po co nam ich zwoje? Mamy już potrzebną ilość.
- No i? Są upierdliwi. Mają jeszcze cztery dni by zebrać z powrotem dwa. Jak weźmiemy te, to mniej drużyn przejdzie. Nikt nie mówił, że nie wolno tak robić.
- Coś w tym jest. - mruknął Sasuke. - Dziewczyny, przeszukajcie ich.
- Dlaczego my? - oburzyła się Ino, patrząc niepewnie na błądzących niewidzącymi oczami przeciwników.
- Bo Naruto i Shikamaru ledwo  stoją, a chłopaki im pomagają. - stwierdziła Sakura, kucając przy pierwszym. - Sasuke-kun, nie możesz ich uśpić?
- Mogę, ale po co?
- Po nic. - szukała dalej, starając się nie patrzeć na ich oczy. - Mam.
- Sprawdź pozostałych.
- Po co?
- Może mają drugi zwój.
- To po co by dalej walczyli?
- By wykluczyć większą ilość przeciwników, tak jak my to teraz robimy?
- Och, no dobra.
       Przeszukała drugiego, a w tym samym czasie Ino przeszukiwała trzeciego.
- Mam. - odezwała się blondynka i wyjęła zwój Ziemi.
- Świetnie. To co? Ruszamy? - zapytała Sakura.
- Hai!
         Dalsza droga nie sprawiała im już żadnego problemu. Powoli podeszli do wieży.
-  Zastanawia mnie coś. - mruknął Naruto.
- Co?
- Z tego co wiem ANBU nie biorą udziału bezpośrednio w egzaminie. - wskazał głową na  mężczyznę w masce wilka i w pełnym umundurowaniu ANBU.
- Pewnie sprawdzają wszystkich ze względu na tamten atak. - powiedział cicho Sasuke.
        Podeszli bliżej mężczyzny, mając się na baczności.
- Zwoje. - zażądał.
        Wyjęli wszystkie zwoje jakie mieli.
- Jak mamy za dużo, to co? - spytał Naruto.
         ANBU milczał krótką chwilę.
- Macie przekazać mi minimum dwa różne zwoje na drużynę.
- Czyli resztę też możemy zostawić. - uśmiechnął się lekko, przekazując mu trzy zwoje drużyny siódmej. Shikamaru również po chwili przekazał mu swoje trzy zwoje.
- Dobrze. Możecie wejść. W środku zaczekacie na koniec egzaminu.
- Hai!
- Skończył już ktoś etap? - zapytał Sasuke, nie oczekując w sumie odpowiedzi.
- Dwie drużyny. - odparł wilk i zniknął.
- Nieźle. My uwinęliśmy się w jedenaście godzin, a ktoś był już przed nami. Ciekawe kto.
          Ruszyli razem do środka, minęli kilka korytarzy i dotarli w końcu do trochę większego pomieszczenia. Stanęli w wejściu i dostrzegli faktycznie dwie grupy. Pierwszą było rodzeństwo Sabaku, a drugą drużyna Ósma. Naruto i Sasuke byli z przodu. Zrobili krok w stronę sali by przejść przez dość wysoki próg, gdy usłyszeli wołanie Hinaty.
- Uważajcie, ta sala blokuje...
           Za późno. Stanęli w wejściu i poczuli jak przez ich ciało przebiega dziwne wyładowanie. Obydwojgu zrobiło się słabo. Pod Naruto ugięły się kolana, a otępiały lekko towarzysz nie zdołał go utrzymać i runął na ziemie.
- ...chakre...Naruto-kun?
      Usłyszał jak Hinata kończy swoją wypowiedź i woła jego imię.
- Żyję. - uniósł rękę do góry, obracając się uprzednio na plecy. - Dzięki, Teme! Na ciebie zawsze można liczyć!
- Zamknij się, Baka. Jakbyś nie padł jak długi, to bym cię utrzymał!
- Przestańcie się kłócić. - zatrzymała się koło nich Sakura, na której przejście progu nie zrobiło jakiegoś większego wrażenia.
- Wstajesz, czy tak będziesz leżeć, Uzumaki?
- Poczekaj, niech ja odzyskam trochę sił, to skopię ci to Uchihowskie dupsko. Zobaczysz!
- W takim razie sobie leż.
- No nie bądź taki!
- Idę usiąść. Jestem zmęczony.
- Teme!
- Jak dzieci. - westchnęła różowowłosa. - Cześć Hinata, wiesz po co ta bariera?
- Chyba po to byśmy tu nie walczyli. Co się stało Naruto- kun i Shikamaru-san?
- Aaa, zaatakowali nas już niedaleko stąd. Wyssali z nas sporo chakry zanim Naruto zauważył, że coś jest nie tak. Potem razem z Shikamaru wyrwali nas z tej pułapki, ale stracili na tym sporo chakry.
- Sokka.
- Nie rozumiem, Hinata. - podeszła bliżej Ino. - Naruto zwaliło z nóg, a nam tylko zakręciło się w głowie.
- Nie wiem... nie wiem od czego to zależy. - mówiła cicho. - Kiba-kun twierdzi, że od tego ile ktoś ma chakry. Tamten rudowłosy chłopak z Suny, też się przewrócił.
- Byliście przed nimi? - zapytał Choji.
- Nie, ale oni... oni chodzili jeszcze po korytarzach i jak tu dotarli to my już byliśmy.
- Sokka.
- To by wyjaśniało dlaczego, tylko jego powaliło. - mruknął Sasuke.
- Ej, ja tu jestem. - prychnął Uzumaki. - Może trochę niżej niż zwykle, ale nie gadajcie jakby mnie tu nie było.
- Nie sądzę by to na tym polegało. - szepnęła Hinata.
- Jak to? - zapytała Sakura.
- Ja nie mam jakoś szczególnie dużo chakry, a też upadłam.
- To nieprawda. - Naruto z lekkimi trudnościami zaczął się podnosić z ziemi.
- Nani?
- Masz więcej chakry niż przeciętny ninja w naszym wieku, choć nie jest to zawrotna ilość, ale twoja chakra jest dziwnie intensywna. Inna niż zwykle.
- Co masz na myśli? - spytał Shikamaru.
         Blondyn wzruszył lekko ramionami.
- Mówię co zauważyłem. Nie wiem co to oznacza. Możemy usiąść? Dalej kręci mi się w głowie.
- Usiądźcie z nami. - zaproponowała Hinata, rumieniąc się lekko. - Lepiej się trzymać w grupie.
- Masz rację. - uśmiechnął się do niej Naruto.
         Wszyscy ruszyli w stronę Kiby i Shino, a Naruto starał się ignorować, wiercące w nim dziurę, zimne spojrzenie Garry.
- Czego tu chcesz, Uzumaki? - warknął Kiba.
- Też się nie cieszę, że cię widzę, Inuzuka. - usiadł obok Hinaty i Sakury, zamykając oczy.
- Kiba-kun, to niegrzecznie. - Hinata próbowała opanować Inuzuke z psem na głowie.
- To będą długie cztery dni. - westchnął Uzumaki, odcinając się od wszystkich i zagłębiając w swą podświadomość.
- Kyubi, mamy cztery dni. Potrenujemy?
- Zawsze ma mało... No ale zapraszam...

ROZDZIAŁ 11

Rozdział 11


       Naruto po zakończonym etapie agzaminu poszedł do Ichiraku na Ramen. Wciągał w siebie piątą miskę, gdy do knajpki weszli Sasuke i Sakura. Oboje lekko się zmieszali, widząc blondyna. Chłopak widząc to uznał, że nie będzie im przeszkadzać, skończył swoje danie, pożegnał się i wyszedł. Powędrował do kwiaciarni, gdzie kupił dwie białe lilie i poszedł w stronę cmentarza. Umieścił na nagrobku kwiaty i usiadł obok.
- Jak myślisz, Kyu, dlaczego ona jest taka nieśmiała?
- A dlaczego się nią tak interesujesz?
- To nie ma nic do rzeczy.
- Jasne, gadasz jakbym urodził się wczoraj. Z resztą nie ważne... Pytasz czemu jest taka nieśmiała. Bo jest zbyt delikatna na klan Hyuga. 
- Jak to?
- To oczywiste. Moim zdaniem ma potencjał i to spory, ale jej dusza nie nadaje się na Shinobi jest zbyt delikatna i uczuciowa. Klan Hyuga ma jednak bardzo restrykcyjne zasady. Ona żyje z myślą, że jest przyszłą głową klanu i musi być silna, co jej nie wychodzi. Jej młodsza siostra zaś żyje z myślą, że nie jest na tyle istotna by zasłużyć na uwagę ojca, bo nie jest dziedziczką. Obie są stłamszone przez klan. 
- Skąd ty zawsze wiesz o wszystkim?
- Ciężko nie wiedzieć. Mogę usłyszeć więcej niż ty. Poza tym mam wiedzę zdobytą przez twoją matkę. 
- Jak to?
- Sprowadziła się tutaj gdy miała jakieś dziesięć lat, po zniszczeniu wioski Wiru. Niedługo później zostałem w niej zapieczętowany, a później gdy została Jouninem, a następnie żoną Hokage musiała posiadać wiele informacji na temat wioski. 
- Sokka. Czyli Hinata cierpi w swojej rodzinie.
- I co zamierzasz? Pójdziesz do niej?
- Ja, nie wiem...
- Więc idź potrenować i nie marudź mi nad uchem.
- Ej, wcale nie marudzę!
          Westchnął gdy lis już nie odpowiedział. Uznał jednak pomysł lisa za nie najgłupszy. Udał się więc na pole treningowe, na które zazwyczaj przychodzi, gdy nie chce by ktoś zobaczył jak trenuje. Uznał, że nie będzie mocno się przeciążać by mieć wystarczająco dużo siły jutro na drugi etap egzaminu, który z całą pewnością będzie trudniejszy niż pierwsza część.
- Las Śmierci... - rozmyślał boksując bez używania chakry w drzewo, zostawiając płytkie wgniecenia.- Sama nazwa powoduje ciarki na plecach.
        Chłopak kiedyś czytał na temat tego lasu. Żyło tam mnóstwo strasznych zwierząt stworzonych w laboratoriach Konohy. Na każdym kroku czają się zwierzęta i rośliny, które albo cię pożrą, albo otrują. Trzeba mieć tam ogromną wiedzę o roślinach trujących, bo inaczej ma się nikłe szanse przeżycia. Tym bardziej z wrogimi drużynami na ogonie. Chłopak westchnął krótko, ocierając pot z czoła. Wziął ostatni zamach, gromadząc trochę chakry w dłoni i przełamał drzewo na pół.
- Wyjdźcie, wiem, że tam jesteście.
- Och, wybacz, nie chcieliśmy się zdradzić. - cztery osoby pojawiły się na drzewie, obok niego.
- Nie wątpię. - prychnął, widząc grupę z Iwy.
- Jak na Gennina jesteś całkiem niezły. - odezwał się Sensei grupy.
- A mówisz to bo?  - zapytał.
- Jesteś zagrożeniem dla moich podopiecznych.
- To przykre. - stwierdził, unosząc jedną brew. - Co mi do tego?
- To twój błąd, że wybrałeś najmniej uczęszczane pole treningowe. - z drzewa zeskoczył jeden z trzech chłopaków w drużynie. W locie złożył kilka pieczęci i w stronę blondyna poleciała kula błota.
- Serio...? - westchnął, składając odpowiednie pieczęci. - Kaze no Yaiba!
       Sierp powietrza przeciął kulę w pół.
- Dajcie sobie spokój i idźcie do domu.
- Jesteś trupem. - warknął drugi chłopak, który niby to z zaskoczenia pojawił się za Uzumakim i wbił mu kunai w plecy. Chłopak od razu zmienił się w chmurę dymu.
- Już skończyliście? Ani kroku. - powiedział zimno, łapiąc chłopaka i przykładając mu kunaj do szyi.
- Nie zrobisz tego!!! - wrzasnął jeden.
- Dlaczego by nie? Zaatakowaliście mnie. Przed chwilą bez żadnego wahania wbił mi kunaj w plecy. Na jakiej podstawie stwierdzacie, że tego nie zrobię?
- Bo jesteś trupem. - usłyszał szept Jounina za plecami, a po chwili poczuł Kunaj wbity w kark.
       Nim ninja z Iwy zdążyli się choćby uśmiechnąć na myśl o wygranej, blondyn eksplodował, odrzucając i raniąc Jounina i Gennina.
- Co to było? - zapytał jeden z Genninów, próbując pomóc wstającemu nauczycielowi.
- Wybuchowy cienisty klon. - odpowiedział Naruto, pojawiając się znikąd na środku polany. - Niedawno go opanowałem, w sumie jesteście pierwszymi żywymi osobami na których go przetestowałem.
- Ty!
- Stop! Wiecie czemu wybrałem to pole?
- Bo nikt ci tu nie przeszkadza.
- To też, ale drugi powód jest taki, że o tam. - wskazał ręką w stronę lasu. - Tam jest tajne pole treningowe naszych oddziałów ANBU.
- I co? - parsknął Jounin. - Myślisz, że ANBU zainteresuje się hałasami na polu treningowymi?
- Nie, ale jak wyczują moją chakrę, to przyjdą.
- Co?
- Gdy tylko wyczują jej duże zasoby, to się tu pojawią, a ja wyjaśnię, że tylko się broniłem i chciałem was nastraszyć.
        Z każdym jego słowem powietrze wokół nich robiło się coraz cięższe. Powietrze zaczęło drgać wokół blondyna a jego oczy zrobiły się czerwony.
- Rozumiesz już, z kim masz do czynienia? - zapytał, patrząc na Jounina, który cofnął się zaskoczony. - Więc teraz grzecznie sobie idźcie.
- Naruto! Co jest?
         Kątem oka dostrzegł Sasuke, który wylądował kilka metrów od niego. Po chwili dołączyła do niego Sakura, trzymająca dwa Kunaje w rękach.
- Nic takiego. Poznaję się bliżej z uczestnikami z Iwy. - przytłumił natychmiast swoją chakre.
- Sokka, to może my też się bliżej zapoznamy. - zaproponował chłopak, podchodząc.
- Głupi pomysł. ANBU się tu zbliża, lepiej stąd iść. - skierował się w stronę przyjaciół. - A jeśli tak bardzo chcecie ze mną walczyć, to jutro w Lesie Śmierci. Pod warunkiem, że jesteście na tyle mocni, by nas dogonić. Idziemy.
        Złożył kilka pieczęci, złapał przyjaciół za ramiona i ruszył z nimi do centrum wioski.
- Naruto, co to było? - wyjąkała Sakura, gdy opanowała mdłości.
- Moje Shunshin no jutsu, ponoć jest trochę szybsze niż oryginał.
- Trochę?! Myślałam, że zginę!
- Czego oni od ciebie chcieli? - zapytał Sasuke.
- Oni? Wyeliminować mnie. - stwierdził i zakładając ręce za głowę ruszył przed siebie.
- Co? - zawołała Sakura. - Dlaczego akurat ciebie? I dlaczego mówisz o tym tak swobodnie?
- Sakura, uspokój się. - odezwał się Sasuke. - Myślałem, że już zauważyłaś, że Naruto nie jest takim nieudacznikiem na jakiego pozuje.
- No tak, ale...
- Inni też to widzą. - parsknął blondyn. - A czemu mówię o tym tak swobodnie? Bo to dla mnie nic nowego. Co ode mnie chcecie?
- Skąd wiesz, że coś od ciebie chcieliśmy? - zapytał Uchiha.
- Bo raczej nie przechodziliście przez najbardziej zapuszczone pole treningowe przez przypadek.
- Chcemy porozmawiać.
- O czym?
- O naszej drużynie i jutrze.
- Sokka. Może lepiej nie tu.
- To gdzie? - zapytała Sakura.
- Możemy u mnie. Do dzielnicy klanu Uchiha nikt nie ma wstępu, a jeśli ktoś podejdzie zbyt blisko będę wiedzieć.
- Niech będzie. - mruknął Naruto, ruszając w odpowiednim kierunku.

- Chcecie coś do picia? - zapytał Sasuke, gdy weszli do sporych rozmiarów kuchni.
- Nie, dzięki.
- Nie trzeba, dziękuję.
- Okej, to siadajcie. - wskazał na stół.
- W kwestii rozmowy o jutrze jestem wstanie wydedukować o co chodzi, ale o temacie naszej drużyny już słabo mi idzie.
       Sasuke mruknął coś pod nosem i odwrócił głowę w bok.
- Chodzi o to, co powiedział Kakashi-sensei. - odezwała się Sakura.
- A co powiedział, Kakashi-sensei?
- Że jako drużyna musimy móc na sobie polegać i powinniśmy być dobrymi przyjaciółmi i że nie podoba mu się, że obydwoje się odcinacie i...
- Stop! Za dużo "i" w jednym zdaniu. - przerwał jej Naruto.
- Przepraszam, chodzi o to, że powinniśmy uczciwie porozmawiać jak przyjaciele i przestać ukrywać ważne rzeczy przed sobą. Sensei uważa, że wtedy nam wszystkim ulży, choć głównie wam dwojgu.
- Nie jestem zainteresowany. - Naruto wstał od stołu. - Możemy porozmawiać o taktyce na jutro, ale moje prywatne sprawy są moimi prywatnymi sprawami, jak sama nazwa mówi i nic wam do tego.
- Naruto, weź przestań. Musimy się lepiej poznać by móc się lepiej zgrać. Ukrywasz przed nami większą część swej mocy. Sasuke, do tych czas starał się wszystko robić samemu, a ja stałam z tyłu, ale Sensei ma rację, czas by nasz team faktycznie stał się drużyną.
- I co Uchiha, tobie się to podoba?
- Nie. - warknął. - Wcale mi się to nie podoba, ale zgadzam się z tym, że czas zacząć zachowywać się jak drużyna, albo na egzaminie będziemy mieli kłopoty. Jest tam sporo silnych osób, których chakra przyprawia mnie o zawroty głowy, ale chcę ich pokonać i zdobyć rangę Chunnina.
- I mówi to wielki Uchiha. - parsknął Uzumaki. - Chyba nie powiesz mi, że nagle zauważyłeś, że nie jesteś pępkiem świata? Przecież ty, jako Uchiha jesteś najpotężniejszy na świecie.
- Nie jestem. - warknął. - Rozumiem to, dlatego chcę się rozwijać...
- Rozwijać możesz się, nie znając moich sekretów.
- Naruto, dlaczego nie możesz nam powiedzieć? - zapytała Sakura.
- Bo wam na tyle nie ufam. - odparł chłodno, chcąc wyjść.
- Zaczekaj! Dlaczego?
- Co? Dlaczego wam nie ufam? A jak myślisz? Cały czas się ze mnie nabijałaś, przestałaś gdy przestałem ci na to pozwalać. Sakura, nie obraź się. Widzę zmianę w twoim nastawieniu i to dużą, ale te kilka tygodni nie sprawi, że ci zaufam.
- Przestań! - warknął Uchiha. -  Przestań robić z siebie taką ofiarę! Nikomu nie mogę ufać, bo wszyscy mnie skrzywdzili!
       Naruto doskoczył do Uchihy i przycisnął go do ściany.
- Zamknij się! Ty ostatni masz prawo zarzucać mi coś takiego! To ty pogrążając się w nienawiści do brata, odsunąłeś się od wszystkich! Wielce chcąc się mścić zostawiłeś przyjaciół, wszystko! Bo ty musisz zabić brata!
- Gówno wiesz! Itachi, zabił moją rodzinę!
- I co ci da ta zemsta?! Przywrócisz im życie?! Poprawisz sobie samopoczucie zabijając tak bliską sobie osobę?! Nie! Pogrążysz się jeszcze głębiej, a potem będziesz tylko żałować! Jesteś idiotą, który myśli, że droga mściciela prowadzi do zwycięstwa! Ta droga jedynie niszczy! Zniszczy i ciebie i wszystkich wokół! Zostaniesz sam, a już ci kiedyś mówiłem, że musisz być skończonym idiotom, by wybrać samotność!
- Więc skoro trzeba być idiotom, to dlaczego nas odrzucasz, skoro staramy się na ciebie otworzyć?! Wtedy obydwoje schrzaniliśmy, ale próbuję to, do cholery, naprawić, ale ty mi nie pozwalasz! Wiem, że byłeś sam, wiem, że wszyscy cię nienawidzili, ale nie rozumiem dlaczego?! Dlaczego mieszkańcy tak cię nienawidzą?!
- Ulży Ci, dzieciaku. I tak by się kiedyś dowiedzieli. Jeśli cię odrzucą, to przynajmniej nie będziesz tracić na nich czasu. - odezwał się lis.
- Bo jestem potworem. - posłuchał jego rady i puścił Uchihe, odsuwając się lekko.
- Co? - zapytała Sakura.
- Jestem potworem. - powtórzył, podnosząc na Sasuke krwistoczerwone oczy.
- Co to za chakra? - zapytał chłopak.
- Kyubiego.
- Kogo?
- Kyubiego no Kitsune, ogoniastego, który trzynaście lat temu zaatakował Konohę. Jestem jego nosicielem, jego Jinchuurikim. Dlaczego mnie wszyscy nienawidzą? Bo zabiłem wtedy ich rodziny.
       Odwrócił się by wyjść, jednak powstrzymała go dłoń na barku. Uchiha pociągnął go do siebie, a następnie przyłożył mu z pięści z twarz, powalając Uzumakiego na podłogę i sprawiając, że jego oczy wróciły do normy.
- Pieprzysz! To nie ty ich zabiłeś, tylko lis! - chłopak wyglądał na wściekłego.
- I to, że masz w sobie potwora wcale nie sprawia, że sam nim jesteś! - zawołała Sakura, zrywając się z miejsca, mając łzy w oczach. - Przepraszam, że tak cię traktowałam. Teraz rozumiem dlaczego mama tak źle o tobie mówiła. Kazała mi się do ciebie nie zbliżać i twierdziła, że jesteś potworem, a ja jej słuchałam. Przepraszam! - rozpłakała się.
- Sakura... - blondyn patrzył na obydwoje z niedowierzaniem i samemu zbierało mu się na płacz. - Nie rozumiem. Jestem potworem, dlaczego...
- Nie jesteś! - krzyknęła Sakura. - Jesteś... Jesteś... Zawsze dbasz o słabszych! Sasuke, mówił mi, że pomogłeś wnuczkowi Hokage. Kochasz wioskę, mimo tego wszystkiego co ci zrobiła. Potwory tak się nie zachowują! - krzyknęła, klękając przy nim i objęła go. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam...
      Naruto objął dziewczynę i schował twarz w jej włosach, pozwalając pojedynczej łzie popłynąć.
- Ja... Arigatou... jeśli dalej chcecie, to... to możemy porozmawiać.
       Sakura odsunęła się od niego, uśmiechając lekko i ocierając łzy.
- Hai! - zaśmiała się lekko. - Ale nie rozumiem dlaczego, tak cię traktują wszyscy. Przecież, to nie ty jesteś potworem i to nie twoja wina, że masz go w sobie.
- Jestem kozłem ofiarnym. -  spuścił lekko głowę. - Nie mogą zemścić się na lisie, to mszczą się na mnie.
- To chore.
      Blondyn uśmiechnął się słabo.
- Ja jeden ze swych sekretów powiedziałem teraz wasza kolei.
- Masz więcej takich? - zapytał Sasuke, siadając z powrotem przy stole.
- No z dwa takiej rangi się jeszcze znajdą.
       Obydwoje spojrzeli na niego z niedowierzaniem.
- Ale, moment. - odezwała się Sakura. - Sasuke-kun, co miałeś na myśli, że obydwoje wtedy schrzaniliście, ale próbujesz to naprawić?
- Teraz ty mówisz! - Naruto pokazał czarnookiemu język.
- Teme! Cóż... Ja i Naruto przyjaźniliśmy się już wcześniej.
- Jak to?
- Poznaliśmy się niedługo po tym jak mój klan został wybity. Naruto mi pomógł się pozbierać, a ja jemu pomagałem gdy zostawał pobity.
- Więc dlaczego tak się nie trawiliście?
- Pokłóciliśmy się.
- A ja trochę udawałem. - mruknął Naruto, patrząc za okno.
- Po kolei. Sasuke- kun?
- Od początku wiedziałem jaki Naruto jest na prawdę. Przy mnie zachowywał się normalnie, jednak przy wszystkich innych był idiotą. Drażniło mnie to, bo nie rozumiałem, jak można chcieć być uważanym za błazna.
- Jakbym chciał. - prychnął blondyn. - Robiłem to co musiałem.
- Jak to? - zdziwiła się dziewczyna.
- Nigdy nie byłem idiotom. W kółko czytałem i się uczyłem. Zaczynając akademię, miałem całą potrzebną wiedzę, by ją zakończyć, ale... gdybym pokazał co umiem ludzie baliby się mnie jeszcze bardziej. Gdy udawałem idiotę i niedorajdę ludzie dawali mi czasem spokój... albo klasa. Wracając do tematu. Mnie drażnił fakt, że Sasuke zaczął myśleć jedynie o zemście na bracie. Przez to wszystko się pokłóciliśmy i przestaliśmy gadać.
- A co miałeś na myśli, że czasem udawałeś?
- Ja... nie wiem czy powinienem to mówić.
- Powiedz.
- Ech, no dobra... Po prostu gdy udawałem, że nie lubię Sasuke, w sumie to tego nie udawałem. - pokazał znów język chłopakowi.
- Dzieciak. - mruknął Uchiha, uśmiechając się lekko.
- To wtedy zawsze ty Sakura, albo inna dziewczyna stawała w jego obronie. Ja dostawałem po głowie, a reszta klasy się pośmiała i często dawali mi spokój na resztę dnia.
- So...sokka. - spuściła głowę.
- Nie obwiniaj się o to. Było, minęło.
- Ale, ja cię tyle razy zraniłam.
- Nie ważne. - uśmiechnął się lekko. - My już coś powiedzieliśmy, teraz ty.
- Nie mam jakiś szczególnych sekretów. Cóż o tym ty Naruto wiesz... Od początku byłam dobra w Genjutsu i miałam dużą wiedzę teoretyczną, bo rodzice bojąc się o mnie, nie pozwalali mi trenować fizycznie, pozwalali mi jedynie czytać, ale od misji w Krainie Fal, staram się poprawić.
- To dobrze. - uśmiechnął się Naruto.
- Poza tym, poprosiłam w szpitalu jednego medyka by uczył mnie medic-jutsu. Twierdzi, że z moją kontrolą chakry jestem do tego stworzona, ale sam ma mało czasu i moje nauki idą pomału.
- Nie przejmuj się! To świetnie, że chcesz być medykiem. Każda drużyna jednego potrzebuje. - pochwalił pomysł Naruto.
- To teraz znowu ty, Naruto. Co tam jeszcze masz w zanadrzu, co? - zapytał Sasuke.
- A od kiedy jesteś taki ciekawski, co, Uchiha?
        Wymienili się ostrymi spojrzeniami.
- Oy, chłopaki!
- Spokojnie, Sakura-chan, to już nam chyba po prostu weszło w krew. - zaśmiał się blondyn.
        Sasuke prychnął krótko pod nosem.
- Cóż pewnie ciężko będzie wam w to uwierzyć, ale...
- Ale?
- Jestem synem Youndaime Hokage, Minato Namikaze i drugiej Jinchuuriki Kyubiego, Uzumaki Kushiny.
- CO?! - zawołali obydwoje.
- Dowiedziałem się w moje trzynaste urodziny, więc całkiem niedawno. Też byłem zaskoczony.
- Ale jak to możliwe? - zapytał Sasuke.
- No wiesz, Sasuke. Jak dwoje ludzi się bardzo kocha i chcą byś razem to często...
- Nie tego nie rozumiem, idioto! - krzyknął.
        Naruto wybuchnął śmiechem, unikając rzuconego przez chłopaka kunaja.
- No już się tak nie wstydź.  Myślałem, że nie wiesz jak to się wszystko dzieje.
- Zamknij się do cholery!
         Chłopak znowu parsknął krótkim śmiechem, po czym spoważniał.
- Moja mama była Jinchuuriki, podczas porodu pieczęć pękła i Kyubi się uwolnił. Tata, nie mając wyboru, poświęcił siebie i zapieczętował go we mnie.
          Pominął szczegół o ataku na nich przez jednego z członków klanu Uchiha, ale o tym Sasuke wiedzieć nie musi. Ten ktoś pewnie i tak zginął w masakrze, chociaż...
- I jest jeszcze jedno.
- Co?
- Klan Namikaze posiadał zapomniane Dojutsu.
- Co? Jakie? - zdziwili się obydwoje.
- Siligan. Jest zapomniany bo w czasie Drugiej Wielkiej Wojnie Shinobi prawie wszyscy członkowie mojego klanu zginęli a Siligan przebudza się jedynie w naszym klanie.
- I ty go posiadasz? - zapytała Sakura.
- Nie wiem. Jest taka możliwość. By go uaktywnić muszę udać się do świątyni światła w kraju ognia, będącej klanową świątynią Namikaze. Żyją tam mnisi, którzy potrafią uaktywnić Siligan.
- To dziwne, że nie możesz sam tego zrobić.
- Trochę. Kyubi mówi, że jest on zbyt potężny i tak jest bezpieczniej, ale na upartego on by mógł to zrobić, gdybym go na chwilę uwolnił. Czemu się tak na mnie patrzycie? - przeanalizował swoją wypowiedź i strzelił sobie mentalnie w łeb. - No tak... Nie patrzcie się tak na mnie. Kyubi jest całkiem spoko, gdy przestaje warczeć. Przyjaźnimy się od lat. Jakimś cudem zdołałem go do siebie przekonać.
- Aha... - mruknęli obydwoje.
- A kontynuując. Siligan jest zbyt potężny bym mógł sam go uaktywnić. Jako Jinchuuriki potrafię wchodzić tak jakby do swojej podświadomości by móc rozmawiać z Lisem. Przede mną zawsze było jego więzienie a za mną jasne, złote światło, gdy raz mnie podkusiło i spróbowałem się tam dostać wylądowałem w szpitalu i Kyubi z cudem uratował mi życie. - skrzywił się lekko.
- A jaką moc ma Siligan? - zapytał Sasuke.
- Nie jestem, szczerze mówiąc, pewny. Nikt nie ma zbyt dokładnych informacji. Kyubi wie tyle co moja mama, a mój ojciec nie chwalił się tymi umiejętnościami poniekąd po to by Kyu nie posiadł tej wiedzy. Hokage też nie wie zbyt wiele, jedyną osobą, która mogłaby odpowiedzieć na moje pytanie jest Jiraya-sensei, ale bezczelny zboczeniec nie chce mi powiedzieć.
- Kto?
- Jiraya, jest byłym uczniem Hokage, senseiem mojego ojca i teraz moim i moim ojcem chrzestnym, no i Senninem Konohy. Niedawno go poznałem. Dobrze znał mojego ojca i wie jak działał jego Siligan, ale nie chce mi powiedzieć. Stwierdził, że będzie śmieszniej jak dowiem się na miejscu. - prychnął.
- A co wiesz?
- Że dzieli się na sześć poziomów i pozwala kontrolować wszystkie główne żywioły. Pierwsze pięć poziomów odpowiada po kolei żywiołom i jakiejś umiejętności, a o szóstym poziomie nic nie wiem. - mruknął.
- Będziesz mógł walczyć wszystkimi naturami chakry? Będziesz mógł je łączyć?
- To zależy. Siligan pozwala na opanowanie pięciu podstawowych, a łączenie ich wymaga lat treningów, to nie takie proste, ale tak właściwie to nie jestem pewien.
- Czyli z tego co wywnioskowałem, wyruszasz na trening, tak?
- Tak.
- Kiedy i na ile? - zapytała Sakura.
- Niedługo po zakończeniu egzaminu, choć dokładna data nie jest ustalona. A na ile też nie wiem... Kyu mówi, że z całą pewnością muszę opanować jego moc i moc Siligana. Sama moc Kyubiego zajmie według niego rok. Tak żeby posługiwać się nią na dobrym poziomie. Do tego Siligan, nie mam pojęcia ile to może zająć. Do tego Ero-sennin pewnie też coś wymyślił od siebie.
- Ero-sennin? - zapytał Sasuke.
- Tak, podgląda kobiety w łaźniach, czerpiąc wenę do pisania swych zboczonych książeczek, które czyta Kakashi-sensei.
- Żartujesz? - zdziwiła się Sakura.
- Nie. W jednej chwili straciłem do niego cały szacunek.
- Co masz na myśli?
- Wywalił swoim tyłkiem płot między częścią męską i żeńską w gorących źródłach. Musiałem nurkować na samo dno zbiornika by mnie nie zauważyły, a on zwiał goniony przez nie.
- I co z nim?
- Nie wiem. To było dwa dni temu około dziesiątej. Od tamtej pory go nie widziałem.
- Co? Jak to?
      Wzruszył ramionami.
- Możliwe, że go dopadły i zatłukły, ale wspominał, że ma jakąś sprawę do załatwienia dla staruszka. Jak nie wróci do zakończenia egzaminu to zastanowię się co robić. Dobra, ma ktoś coś jeszcze do powiedzenia? Ja skończyłem.
         Cisza.
- W porządku, więc może zacznijmy ustalać jakąś strategię.
- Przydałoby się.
- Ma ktoś z was pomysł jak przemycić książkę z trującymi roślinami? - zapytał Naruto. - Czytałem sporo o Lesie Śmierci, jest tam sporo trujących roślin, dobrze by było mieć książkę by się nie potruć.
- Nie trzeba. Dużo o tym wiem. Rozpoznam trujące rośliny. - stwierdziła Sakura.
- Na pewno? - zapytał Uzumaki.
- Tak. - potwierdziła.
- Tyle z głowy. - mruknął Sasuke. - A co z techniką walki?
- Moje zdolności sensoryczne są na bardzo wysokim poziomie. Ktoś musi być świetnie wyszkolonym bym go nie wyczuł, więc z większej odległości będę wiedzieć, że ktoś się zbliża. Sądzę, że powinniśmy używać pułapek. Nie pokażemy tym sposobem na co nas stać a wyeliminujemy zagrożenie.
- A jeśli już będziemy musieli walczyć? - zapytała Sakura.
- Jak mus to mus. Nie damy się przecież zabić, by ukryć nasze możliwości. Po prostu starajmy się dostosować do ich poziomu by nie pokazać więcej niż potrzeba.
- Masz rację. - potwierdził Sasuke.
- I znów robię ci za budzik, dzieciaku. Spójrz łaskawie na zegarek. 
- Nikt cię nie prosił. - uniósł wzrok na zegar i zdębiał, widząc dwudziestą trzecią na nim.
- O cholera. - powiedział już na głos.
- Co?
- Ale już późno, trzeba się zbierać. - wstał od stołu.
- Faktycznie. - podnieśli się pozostali.
- Chodź Sakura, odprowadzę cię.
- Arigatou. - uśmiechnęła się ciepło do chłopaka.
     Pożegnali się szybko z Sasuke i ruszyli do domu Sakury, zaś gdy Naruto wylądował w końcu w swoim łóżku, zasnął od razu kamiennym snem. W końcu zdobył przyjaciół, na których mógł liczyć.