Translate

wtorek, 15 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 9

Rozdział 9



       Naruto zaspany podniósł głowę i spojrzał na zegarek, który z jakiegoś powodu nie dzwonił. Poderwał się gwałtownie, widząc siódmą czterdzieści osiem na zegarku.
- Cholera! Na ósmą mam być na treningu. Kyu! Dlaczego mnie nie obudziłeś?!
- Już ci mówiłem, nie jestem twoim budzikiem. Poza tym też właśnie wstałem. Pomińmy fakt, że przez ciebie. 
- Spóźnię się na pierwszy trening.
- Zdążysz. Po prostu się rusz i daj mi spokój. 
       Warcząc pod nosem biegiem poszedł się ubrać, tworząc jednocześnie klona, który zrobi dla niego kanapkę. Ubrany w czarne spodnie z bandażami u dołu w białą bluzkę i wytrzymałe buty Shinobi, chciał zamknąć szafę, gdy w oczy rzucił mu się pomarańczowy dres, leżący w rogu szafy. Uśmiechnął się lekko, wyciągając go. Ostatni raz miał go na sobie dzień przed egzaminem na Gennina.
- Powinienem go wyrzucić. - mruknął pod nosem, wrzucając dres z powrotem do szafy.
- Pośpiesz się. Masz jeszcze pięć minut.
         Odwrócił się w stronę klona, który stał z talerzem w ręku.  Oryginał kiwnął lekko głową i zabrał od klona śniadanie, odsyłając go od razu. Jedząc kanapkę założył Kaburę na udo i na biodro. Przełknął ostatni kęs i spojrzał na zegarek.
- Kuso! - zaklął, widząc godzinę spotkania.
         Wypadł z mieszkania, nie zamykając nawet drzwi i składając po drodze pieczęci.
- Shunshin no jutsu!
         Nawet wyczulony wzrok nie zaradził, na lekko rozmywającą się okolicę. Na szczęście tym razem nie uderzył w żadne drzewo. Zatrzymał się koło zaskoczonego Sannina.
- Jestem! Przepraszam za spóźnienie.
- Nie spóźniłeś się... Naruto, co to była za technika?
- Ta? Shushin no Jutsu.
- Co?
- No Kyubi mnie go nauczył. Pokazał jak połączyć jego chakre z moją...
- Używasz do tego chakry Kyubiego?
- Tak.
- To dlatego. - westchnął wciąż zszokowany.
- Coś się stało?
- Po prostu twoje Shunshin no Jutsu, jest ulepszoną wersją oryginału.
- Jak to? - blondyn wyglądał na zdziwionego.
- Normalnie Shunshin no Jutsu zwiększa prędkość użytkownika, jednak ty... wyglądałeś jakbyś się teleportował, to było dużo za szybko...
- Phy...
- Co jest, Kyubi?
- Prędkość normalnego Shinobi przy używaniu Shunshin no jutsu, jest nie wiele większa, od najszybszego tempa Jinchuurikiego. To normalne, że twoje Shunshin jest szybsze. 
- To przez twoją chakre?
- Nie do końca. Przez twoją wytrzymałość i siłę. Moja chakra pozwala wyostrzyć zmysły i zmniejsza ryzyko odbijania się od przeszkód. Przynajmniej na ten moment. Jak zwiększysz trochę masę mięśniową i wytrzymałość, to nauczę cię zwiększać prędkość z jej pomocą. Na ten moment rozerwałaby ci mięśnie...
- Naruto?
       Chłopak spojrzał na białowłosego i zdał sobie sprawę, że na chwilę odpłynął.
- Wybacz, gadałem z Kyu.
- Kyu?
- Skrót od Kyubi. Powiedział, że to normalne, że moje Shunshin no Jutsu jest szybsze od normalnego, bo jako Jinchuurki poruszam się szybciej.
- No tak, to może być faktycznie dobry powód.
- Uratowało mnie to od spóźnienia. - uśmiechnął się szeroko. - Budzik mi nie zadzwonił.
- Sokka. Przejdźmy do rzeczy. - przyjrzał się chłopcu uważnie. - Sensei, mówił, że zachowujesz się jak idiota. Za to jak rozmawiałem z Kakashim stwierdził, że nie ma pojęcia jaki jesteś na prawdę i mam rozmawiać z tobą. Wyjaśnisz mi to?
         Naruto spuścił lekko głowę i wzruszył ramionami.
- Jak byłem idiotom, to ludzie się mnie mniej czepiali. Czasem się pośmiali i dawali spokój.
         Usłyszał westchnięcie nad sobą.
- Rozumiem, ale przy mnie masz być sobą. Jasne?
- Jasne i tak wraz ze skończeniem akademii postanowiłem zdjąć maskę. 
- Dlaczego?
- Trzeba mieć trochę godności. - prychnął pod nosem. - W akademii gdybym się bronił, mógłbym mieć kłopoty, teraz to inna historia.
- Nie pomyślałeś, że gdybyś pokazał, że coś potrafisz, to bardziej by cię szanowali.
- Nie. Bali się mnie nawet gdy byłem idiotą i nieudacznikiem, wywalającym się o własne nogi. Gdybym im pokazał co potrafię, to baliby się jeszcze bardziej. Może by mnie nie bili, ale... Chcę by mnie zaakceptowali.
- Dobrze, skoro dzisiaj nie jesteś nieudacznikiem to pokaż mi na co cię stać.
- Hai! - uśmiechnął się szczerze.
- Zrobimy sobie mały sparing. Daj z siebie wszystko. Zaczynaj!
         Kiwnął lekko głową i doskoczył natychmiast do mężczyzny, zadając cios z pięści. Sannin uniknął go i odskoczył, czując lekki podmuch wiatru.
- Nieźle... - uśmiechnął się.
            Uśmiech poszerzył się, gdy jego podopieczny pojawił się koło niego w ułamku sekundy i próbował go kopnąć. Zatrzymał jego nogę dłonią a drugą uderzył go lekko w brzuch, odrzucając.
- Fuuton: Kaze no Yaiba! - w stronę mężczyzny poleciał natychmiast sierp powietrza, który sprawnie uniknął.
- Fuuton: Daitoppa! - wydmuchał z ust powietrzny wir, który uderzył w ziemię i wniósł ogromne ilości piasku i pyłu.
        Blondyn skupił się do granic możliwości i ukrył w pełni swą energię. Wyczuł również zanikającą energię Sannina i natychmiast ruszył w jego stronę, nie pozwalając mu się ukryć. Wyskoczył w powietrze chcąc kopnąć go w tył głowy, jednak mężczyzna pochylił się do przodu. Naruto obrócił się w powietrzu i złożył palce w krzyż, formując kolejną technikę.
- Kage bushin  no jutsu!
        Przed prostującym się mężczyzną pojawił się klon, który wymierzył celny cios w jego klatkę piersiową. Jirayara poleciał w powietrze wciąż się uśmiechając. Złożył kilka pieczęci i posłał w stronę chłopaka kulę wody.
- Gokyakyu no jutsu!
         Kule ognia i wody zderzyły się ze sobą, eliminując nawzajem i tworząc jednocześnie chmurę pary.
- Nic nie widzę... - mruknął Naruto.
         Miał już przelać chakre Kuramy do oczu, gdy nagle poczuł ruch za sobą. Odwrócił się by zatrzymać wszelaki atak kunajem, gdy poczuł ostrze tej samej broni na swym gardle. Przełknął ślinę zdając sobie sprawę z siły swego ojca chrzestnego.
- Mile mnie zaskoczyłeś, Naruto. Wszyscy twierdzili, że nie umiesz zbyt wiele, a jednak znasz kilka niezłych technik, jesteś silny, szybki, pomysłowy i przebiegły. Będzie z ciebie świetny Shinobi.
      Odsunął kunaj od szyi Naruto.
- Jesteś niesamowity, sensei! - zachwycił się Naruto, a mężczyzna wybuchnął głośnym śmiechem.
- Wiem już mniej więcej na co cię stać. Z tego co mówiłeś wnioskuję, że twoja szybkość jest na dosyć wysokim poziomie. A co z twoją siłą?
- Muszę jeszcze nad nią popracować, ale nie jest źle. Kyubi zmuszał mnie bym boksował gołymi pięściami najpierw w drzewa, a potem w skały.
- Jesteś w stanie przełamać drzewo?
- Hai! Nie potrzebuję do tego zbyt dużo chakry, jednak przy skałach jest gorzej.
- Okej, to nad tym trochę jeszcze popracujemy do egzaminu. Twoja kontrola chakry jest dobra, ale też mogłaby być lepsza.
- Hai! Stale ją trenuję i czytam o niej. Przy mocy Kyubiego ciężko jest panować nad sobą, ale Kyu odkąd się przyjaźnimy dostosował puls swojej chakry do mojej i jest mi łatwiej.
- Hmm, to dobrze. Opowiedz mi trochę o twoich treningach. Kyubi trenuje cię od roku, prawda?
- Hai!
- A wcześniej? Jak radziłeś sobie wcześniej? - usiadł na ziemi, dając znać blondynowi by zrobił to samo.
- Cóż... nie trenowałem zbyt dużo fizycznie, bo za każdym razem jak wracałem zmęczony z treningu, to ktoś mnie atakował i lądowałem w szpitalu. Wolałem, więc siedzieć w domu i czytać. W sumie to nauczyłem się czytać jak miałem sześć lat i od tamtej pory nic innego nie robię.
- O czym czytałeś? - zainteresował się.
- O wszystkim. - zaśmiał się. - O wszelkich tajnikach życia i walki shinobi, o jutsu, które chciałbym się w przyszłości nauczyć, o świecie shinobi i innych wioskach i ich tradycjach, o znanych wojownikach, głównie o tacie. - uśmiechnął się szeroko. - O czym jeszcze? O historii i tradycji Konohy. Tyle ile było to też o ANBU, o mocy Kyubiego i Jinchuurii...
- Interesuje cię ANBU?
- Pewnie, oni są niesamowici. Wykonują najważniejsze dla wioski misje, które są tak niebezpieczne, że muszą skrywać twarz. Chciałbym być kiedyś jednym z nich.
- Dlaczego? Wielu z nich nie wraca ze swych misji.
          Chłopak przygasł lekko.
- Wiem, ale mnie nie przeraża myśl o oddaniu życia za wioskę. Poza tym ANBU wszyscy szanują, po części ze względu za ich siłę, a po części za ich poświęcenie dla wioski. Będąc ANBU ludzie by mnie szanowali.
- Nikt by nie wiedział, że to ty. - zauważył.
- Nie ważne. Chroniłbym ich z cienia. Byliby wdzięczni za pomoc mnie nawet jeśli nie zdawaliby sobie z tego sprawy. - spojrzał w niebo.
- Zaskakujesz mnie, Naruto. Mam wątpliwości czy rozmawiam z trzynastolatkiem. Z tego co mówisz masz bardzo obszerną wiedzę, którą oczywiście sprawdzę, - puścił mu oczko. - ale jak sprawdzałem twoje wyniki z Akademii, to były one najniższe w grupie.
            Blondyn uśmiechnął się lekko.
- Miałem być idiotą, więc byłem. Sam widzisz, gdybym wtedy pokazał im takiego siebie, to...
- Zapewne wystraszyliby się jeszcze bardziej, ale jest możliwość, że bali się ciebie właśnie dlatego, że udawałeś idiotę, który w razie czego nie opanuje Bijuu.
- Ninja może tak, ale cywile baliby się mnie obojętnie jaką maskę bym wybrał. Było kilka opcji, ta idioty była najwygodniejsza.
- Sokka. Dobrze, test uważam za zakończony. Myślę, że najlepszym treningiem będą po prostu sparingi. Przynajmniej na razie. W tym czasie podszkolę cię jak obmyślać dobre strategię i jak radzić sobie w kryzysowych sytuacjach.
- Będziesz do takich doprowadzać?
- Na każdym kroku. - uśmiechnął się dumny z nie wiadomo z czego.
           
            Przez najbliższe pięć dni Jiraya wyciskał ze swego podopiecznego siódme poty. Naruto wstawał o szóstej rano i kładł się około północy. Jeszcze, że ten stary szaleniec go katował gorzej niż Kyubi, to musiał chodzić na treningi drużyny, gdzie Kakashi też ich męczył przed egzaminem. Oczywiście w kółko czuł na sobie spojrzenia Uchihy i Sakury, którzy nie wiedzieli dlaczego blondyn po lekkiej rozgrzewce ledwo się rusza. Ostatniego dnia, przed egzaminem Jiraya kazał przyjść Naruto dopiero o dziewiątej rano, co chłopak przyjął z ulgą. W końcu się jako tako wyspał. Pozbierał swoje obolałe mięśnie z łóżka i poszedł się przygotować przed spotkaniem. Skończył akurat jeść śniadanie, gdy ktoś zaczął walić do zamkniętych drzwi.
- Kogo niesie? - mruknął pod nosem, podchodząc do drzwi.
- Sensei? - zdziwił się, patrząc na białowłosego, stojącego w drzwiach. - Mieliśmy się spotkać na polu treningowym. Właśnie miałem wychodzić.
- Czyli zdążyłem w samą porę. - uśmiechnął się szeroko. - Uświadomiłem sobie, że trenujemy od kilku dobrych dni, a dalej nie wiem jak mieszka mój chrześniak.
- Och, no tak. Wejdź. - zrobił mężczyźnie przejście i wpuścił go do swego skromnego mieszkanka.
- Jak widzę cenisz sobie porządek i prywatność. - spojrzał na schludny pokoik i zasłonięte firany.
- Tak, nie lubię jak promienie słońca, włażą tu nieproszone.
         Jiraya zaśmiał się krótko, rozglądając się dalej.
- Chcesz herbaty, sensei?
- A chętnie, masz rumiankową?
- Eeeee... - przejrzał szafki. - Nie. Czarna, zielona i jakieś owocowe.
- Niech będzie zielona.
- Hai!
        Jiraya rozglądnął się po zadbanym mieszkaniu. Mimo, że farba na ścianach nie była już pierwszej świeżości w pokoju był idealny porządek, co maskowało ten defekt. Na podłodze nie było, żadnych zbędnych rzeczy, nigdzie nie było widać ani grama kurzu, na półkach leżało pełno zwojów, były jednak również posegregowane, z tego co widział.
- Co to za zwoje? - zapytał, gdy dostał już kubek z parującym naparem.
- Kilkanaście technik, kilka zwojów o chakrze, sporo o genjutsu...
- Lubisz genjutsu?
- Nie, preferuję nin i taijutsu, a z Genjutsu byłem beznadziejny, więc chciałem się polepszyć. Już potrafię odpierać prostsze techniki.
- Skąd wiesz?
- Kyubi ich używał na mnie. Możemy trenować w mojej podświadomości. Futrzak się ze mnie śmieje, że wszelką wiedzę chłonę jak gąbka do czasu, aż dochodzimy do Genjutsu, wtedy mój mózg odmawia współpracy i nic z tego nie rozumiem.
- Nie martw się. Popracujemy nad tym. Coś się stało? Spiąłeś się? - zapytał Sannin.
- Nie, nic. - podrapał się zmieszany po karku. - Po prostu czekałem na reakcję Kyubiego, za tego "futrzaka", ale chyba śpi.
- A co by ci zrobił?
- Krótki ból głowy, albo długi, albo koszmary senne... albo czeka na moment aż się nie będę spodziewać i wtedy...
        Sannin patrzył uważnie na  swego podopiecznego, a gdy ten to dostrzegł zamilkł i zaśmiał się lekko.
- Nie patrz tak, sensei. Kyubi ma trudny charakter, ale do zniesienia. Jesteśmy blisko, mimo to, a może właśnie przez to ciągle się kłócimy, ale jest w porządku.
- Nie przeszkadza ci, że powoduje u ciebie takie bóle?
- Kiedyś tak, ale teraz jest to sporadyczne i w sumie jestem mu za to wdzięczny.
- Jak to? - zdziwił się.
- Ja... - zaciął się.            
- Możesz mi powiedzieć. - zachęcił chłopaka Sennin.
- Nie wiem czy powinienem. - westchnął. - Kilka miesięcy temu. Niedługo po tym jak Kyubi zaczął mnie trenować, zaatakowało mnie kilku chuninów.
- I? - spiął się lekko.
- Pobili mnie,  a potem jeden użył na mnie jakiejś techniki, która spowodowała silny ból głowy. Śmiali się, że ja się pomęczę a oni w tym czasie pomyślą jak mnie wykończyć. Jednak ten ból był niczym w porównaniu do którego przyzwyczajał mnie Kyubi. Gdy zaczęli rozmawiać między sobą zwiałem, a Kyubi dezaktywował tę technikę.
- Faktycznie. Odporność fizyczną i psychiczną na ból musisz mieć dużo większą od przeciętnej osoby. Zgłosiłeś to staruszkowi?
- Nie.
- Dlaczego?! Mogli cię zabić!
- Nie ważne. Lądowałem średnio dwa razy w tygodniu w szpitalu i nigdy tego nie zgłosiłem. Gdybym to zrobił dali by mi spokój na kilka dni, a później przyszliby większą bandą w akcie zemsty.
           Uśmiechając się smętnie, podszedł do jednej z szafki i wyciągnął z niej strzykawkę.
- Wiesz co to jest, sensei? - podał mu przedmiot ze srebrnym płynem wewnątrz.
- Silna trucizna. Skąd to masz? - zapytał, przyglądając się do połowy pełnej strzykawce.
- Powiem tak, dzięki medykom z Konohy jestem odporny na większość trucizn.
- CO?! - zerwał się z miejsca.
- Próbowali mnie otruć za każdym razem gdy byłem w szpitalu. Ostatnio, może Kakashi- sensei ci wspominał po misji w Krainie Fal wylądowałem w szpitalu. Jedna pielęgniarka próbowała mi to wstrzyknąć, ale zabrałem jej to i pogoniłem ją. Od tamtej pory Kyubi uczy mnie o truciznach i odtrutkach.
- I jak ci z tą idzie?
             Chłopak zaśmiał się krótko.
- Z prostszymi idzie mi lepiej, na kilka już zdołałem stworzyć odtrutki, a z tą... szybciej braknie mi trucizny niż uda mi się dobrać odpowiednie składniki do odtrutki. Mogę? - wyciągnął rękę po strzykawkę, wiedział, że mężczyzna nie musi jej zwrócić, a wręcz powinien zabrać. - Chciałbym jeszcze poćwiczyć na niej.
- Nie zrób sobie tylko krzywdy.
- Hai! - uśmiechnął się, zabierając truciznę i chowając z powrotem do szafki. - Dlaczego się tak rozglądasz? Szukasz czegoś niezwykłego? Jeśli chcesz możemy iść do sąsiada z góry ma kolonię grzyba w łazience.
- Skąd wiesz?
- Uczyłem się szpiegostwa zaczynając od domów cywili. Nie patrz tak na mnie. Wchodziłem tak by mnie nie zauważyli i wychodziłem. U niego - wskazał palcem do góry. - to był mój egzamin, bo koleś szczególnie mnie nie lubi.
           Sennin wybuchnął głośnym śmiechem.
- Coś czuję, że będziemy się razem dobrze bawić.
- Nie odpowiedziałeś dlaczego się tak rozglądasz.
- Po prostu, patrzę jak bardzo się tu zmieniło.
- Co masz na myśli?
- To kiedyś było mieszkanie twojej mamy.
- ....
- Wtedy był tu jednak większy bałagan. Była bardzo charakterną osóbką i lubiła rzucać rzeczami, więc często robił się wokół niej bajzel. Potem trochę podrosła i się opanowała, no przynajmniej do pewnego stopnia. Czemu nic nie mówisz?
- To było mieszkanie mamy?
- Hai. - potwierdził, uśmiechając się ciepło do chłopaka. - Ale dobrze, koniec gadaniny. Nie po to się spotkaliśmy.
- Tak, czas na trening.
- Zwariowałeś? Dzień przed pierwszą częścią egzaminu? Żadnego treningu! Idziemy odpocząć do gorących źródeł. Już cię usprawiedliwiłem u Kakashiego, więc nie musisz się przejmować jego treningiem.
- Na prawdę?
- Hai.
- Yatta, ale super! Nigdy nie byłem w gorących źródłach.
- Po treningu ze mną będziesz miał dosyć gorących źródeł na długi czas. - zaśmiał się głośno.
- Chodźmy już!
- Idziemy, idziemy. W końcu widzę u ciebie odpowiednią ilość entuzjazmu.
        Wyszli razem z budynku i skierowali się w stronę wyjścia z wioski by po dwudziestu minutach szybkiego biegu znaleźć się w upragnionym miejscu.
- Dobrze, chodźmy i nie marnujmy czasu. Nie możemy zostać zbyt długo, bo staruszek prosił mnie bym załatwił dla niego pewną sprawę. Zostaniemy więc do południa, a potem wrócimy i żadnych treningów, jasne?
- Hai!
         Kusiło go by zapytać jaką sprawę ma załatwić dla Hokage, ale wiedział, że Sannin i tak nie odpowie. Rozebrali się w szatni, owinęli w ręczniki i przeszli do części ze źródłami. Naruto wszedł powoli do niemal, że parzącej wody i odetchnął głęboko, rozluźniając spięte mięśnie i opierając głowę o ściankę, przymknął lekko oczy.
- Sensei?
- ...
- Sensei? - obrócił się i dostrzegł mężczyznę, zaglądającego przez dziurę w płocie. - Co ty robisz?
- Relaksuj się i nie przeszkadzaj w badaniach.
- W badaniach? Czekaj... czy tam są zbiorniki dla kobiet?
- Oczywiście, że tak, a myślisz, że po co tam zaglądam?
- Sensei! Tak nie można! Zakłócasz ich prywatność!
- Taki sam prawy jak ojciec. Cicho siedź i nie przeszkadzaj! Mówiłem ci, że jestem pisarzem natchnienie z niczego się nie bierze.
- To jakie ty książki piszesz?
- Dla dorosłych. Icha Icha to moje największe dzieło.
- Icha Icha? To cholerstwo, które ciągle czyta Kakashi-sensei?
- Czyta je? Muszę zapytać go o wrażenia.
- Hentai! Ty nie jesteś żaden Sennin, ty jesteś Ero- sennin!
- Ej! Nie nazywaj mnie tak!
- Będę dopóki nie przestaniesz podglądać kobiet. Straciłeś cały mój szacunek, Ero- sennin.
- Naruto! Nie nazywaj mnie tak!
- Jak, Ero- sennin?
- Grr... - mężczyzna zachwiał się lekko i oparł się o dziurawy płot, który nie wytrzymał i połamał się.
           Naruto, domyślając się co się zaraz wydarzy wyciszył swoją chakrę i zanurkował w najgłębsze czeluści mętnej wody, modląc się o trzy rzeczy. By się nie udusić, by się nie ugotować, a przede wszystkim by nie zauważyły go wściekłe kobiety, które właśnie zaczęły gonić jego senseia.
 - Naruto, czysto już na górze. 
- Jesteś pewien, Kyu? Nie chcę zginąć w taki sposób.
- Czysto.
           Blondyn wypłynął na powierzchnie i rozejrzał się uważnie po otoczeniu.
- Jak myślisz, Kyu, mogę tu bezpiecznie zostać?
- Tak, najwyżej powiesz, że dopiero przyszedłeś i nie wiesz co się tu stało.      
- Masz rację. Do dwunastej sobie tutaj posiedzę a później pójdę na Ramen i pomedytować. Oczyszczę trochę umysł przed jutrem.
- To dobry pomysł. 
- Pierwsza część egzaminu z tego co słyszałem to test wiedzy teoretycznej. Jak czegoś nie będę umiał pomożesz mi?
- Jasne, ale nie martw się. Test będzie na poziomie Chunina, czyli dla ciebie to będzie pestka. Poza tym nie sądzę by chodziło o sprawdzenie waszej wiedzy. 
- A o co?
- Dowiesz się jutro.
- Dobra.
- Teraz odpoczywaj.
         Bijuu uciął rozmowę, a Naruto mógł się w końcu w pełni rozluźnić. Blondyn otworzył oczy i znalazł się na polanie na obrzeżach wioski. Przed nim stał wysoki blondyn w białym płaszczu z płomieniami u dołu. Mężczyzna doskoczył do niego z kunajem w ręku. Ciało blondyna zareagowało samodzielnie. Uchylił się i przeprowadził kontratak z boku.
- Świetnie ci idzie, skarbie. Jestem z ciebie na prawdę dumny. Trenuj tak dalej a staniesz się niesamowitym Shinobi, choć nie... już jesteś. Chodźmy do mamy, przygotowała nam przekąski.
         Bondyn odwrócił się w stronę czerwonowłosej kobiety, siedzącej na kocu z boku polany. Gdy tylko zauważyła, że na nią patrzymy pomachała nam energicznie.
- Mamo? Tato?  - spojrzał na mężczyznę, a ten uśmiechnął się do chłopaka z dumą.
          Mrugnął i w tej samej chwili, wylądował w objęciach matki.
- Mój ukochany syneczek. Nie trenuj jak szalony bo przed osiemnastką przegonisz ojca.
- To na prawdę wy?
- Tak, skarbie, ale musisz już wracać. - powiedział Minato, patrząc gdzieś w przestrzeń.
- Co? Dopiero co tu przyszedłem! Chciałbym...
- Wiem, że chciałbyś byśmy byli przy tobie. - odezwała się Kushina. - Nie martw się, stale jesteśmy. Pamiętaj, słuchaj wujka Jirayi i nie pozwalaj mu podglądać kobiet.
- Hai!
- Stań się człowiekiem, którego ludzie będą wspominać z uśmiechem i z tęsknotą mimo przeciwności. - powiedział ojciec, kładąc mu dłoń na włosach.
- Kochamy cię. - powiedzieli jednocześnie, a w kolejnej chwili ocknął się w źródłach.
- Co się stało?
- Nic. Miałem bardzo realistyczny sen.
- Wychodź już stąd, bo zaraz się ugotujesz. 
- Hai... - odparł krótko i wyszedł z wody.
         Natychmiast się zachwiał od nadmiaru gorąca kręciło mu się w głowie. Poszedł ostrożnie do szatni się przebrać i niewielkim truchtem pobiegł w stronę Konohy. Do Ichiraku nie dotarł, bo jakoś zupełnie stracił apetyt. Postanowił więc, że zanim pójdzie pomedytować przejdzie się po wiosce. Rozglądał się dosyć uważnie, co jakiś czas mijali go obcy shinobi z innych wiosek.
- Cóż, w końcu egzamin się zaczyna. - westchnął, czując się nieswojo, gdy wszyscy mu się przyglądali uważnie.
         Zirytował się, gdy jakaś grupka zaczęła perfidnie o nim dyskutować gdy przechodził obok. Zatrzymał się i spojrzał się na nich ostentacyjnie.
- Jak już gadacie o kimś, to przynajmniej się postarajcie by was nie słyszał. Tym bardziej jeśli tą osobą jest ninja. - przewrócił oczami, widząc złość kiełkującą w oczach chłopaka z Kiri.
         Westchnął ruszając dalej, nie potrzebne Konosze zwady z Kiri.
- Ej, jak się nazywasz?! - zawołał za nim chłopak. - Dlaczego masz taki wysoki poziom chakry?
         Naruto odwrócił się ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Pytasz na poważnie? Na prawdę sądzisz, że ci odpowiem? A co do imienia... Skoro ty pytasz to sam się najpierw przedstaw, tym bardziej, że nie jesteś u siebie.
- Dobrze, wystarczy tego. Nie potrzebne nam kłopoty. - wtrącił Sensei chłopaka.
- Popieram... - zaczął Naruto, lecz przerwał mu czyjś przytłumiony krzyk.
- Zostaw mnie! Słyszysz, głupku! Nie masz pojęcia kim ja jestem!!! 
- Co zaś...? - westchnął Naruto, ruszając w stronę bocznej uliczki.
         Dostrzegł dwoje nastolatków, dziewczynę i chłopaka, pochodzących z Suny, oraz trójkę konohańskich dzieciaków. Sunańczyk trzymał jednego z chłopców w powietrzu za jego długi szalik, a pozostała dwójka krzyczała, by go puścił. Naruto ruszył do przodu, gdy chłopak wziął zamach na dzieciaka, gdy nagle wyczuł Uchihe na drzewie obok. Kątem oka  dostrzegł lecący kamień, który trafił prosto w rękę chłopaka z pomalowaną na fioletowo twarzą. Wypuścił on z ręki szalik, a chłopczyk upadł na ziemię.
- Coś ty za jeden?! - wrzasnął do Sasuke, nie zauważając nawet idącego powoli w jego stronę Naruto.
- Wypadałoby byś ty się pierwszy przestawił. Czego chcecie w Konoha? I dlaczego atakujecie naszych mieszkańców?
- Kankuro, odpuść. Narobisz nam kłopotów. Garra jest gdzieś w pobliżu.
- Głupek!
        Wszyscy drgnęli gdy wciąż siedzący na ziemi dzieciak, rzucił obelgą do chłopaka.
- Ty szczylu!
         Wziął zamach by go uderzyć, ale Naruto był szybszy. Doskoczył do nich, zgarnął chłopaka i wskoczył na płot koło Sasuke.
- Idioto, nie obrażaj kogoś, kogo nie możesz pokona...
         Spiął się gwałtownie, wyczuwając za sobą nagle morderczą aurę i silną chęć mordu. Zareagował zupełnie instynktownie. Sam nie był pewny kiedy, złapał mocniej chłopaka i odbił się z płotu z taką siłą, że złamał dwie deski. Zrobił salto w powietrzu i wylądował na płocie po drugiej stronie ulicy.  Przygotowany do ataku spojrzał na chłopaka wiszącego do góry nogami na gałęzi po przeciwnej stronie drzewa co Sasuke. Rudowłosy chłopak, mniej więcej w jego wieku, z piaskową gurdą na plecach i z potężną chakrą. Widząc, że chłopak jedynie mu się przygląda i nie atakuje wyprostował się, trzymając jedną rękę, jednak wciąż na kaburze. Postawił Konohamaru na płocie, trzymając go za kołnierz by nie spadł.
- Gaara... to znaczy... my tylko... - zaczął się tłumaczyć ten cały Kankuro, wyglądając nagle na przerażonego chłopca.
- Przynosisz wstyd naszej wiosce, Kankuro. - powiedział zimno chłopak, aż wszystkich przeszły ciarki.
- Ja... przepraszam, to się więcej nie powtórzy...
- Ej, puść mnie! To boli! - krzyknął chłopczyk z długim szalikiem, gdy Naruto przez przypadek trochę za mocno ścisnął go za kołnierz i zaczął podduszać.
- Sorki. - mruknął, wciąż nie spuszczając wzroku z obcych ninja.
- Wiesz kim ja jestem?! ANBU mogłoby cię aresztować gdybym tylko im tak powiedział!
- Szybciej Uchiha przestanie być dupkiem. - mruknął pod nosem.
- Teme! - warknął Sasuke, a Naruto parsknął krótko śmiechem.
- Nie ignoruj...
- Dobra, dzieciaku, skoro się masz dalej tak pieklić, to uświadom nas kim jesteś, bo ja cię nie kojarzę.
- Ja... Ja jestem Konohamaru, wnuczek Hokage!
- Aha... Czekaj! Ty jesteś wnuczkiem Hokage? - zainteresował się Naruto.
- Tak, musisz mnie traktować...
- Czyli ty jesteś tym dzieciakiem o którym staruszek mówił, że w kółko go atakujesz by udowodnić jaki to nie jesteś wspaniały, a w rzeczywistości tylko wywalasz się o swój szalik?
- Co?! Nie! To nie prawda! Jestem wnuczkiem Hokage...
- Dobra, - westchnął Naruto. - skoro jesteś tym wspaniałym wnuczkiem Hokage, to sam zejdziesz z płotu, już mnie przez ciebie ręka boli.
- Czekaj? Co?
          Naruto puścił chłopaka i zeskoczył z płotu. Odwrócił się do chwiejącego się Konohamaru.
- Jak spadniesz do przodu to cię złapię, a jak z drugiej to radź sobie sam. - rzucił, wkładając ręce do kieszeni, wciąż obserwując Sune, kątem oka, a głównie tego rudowłosego.
- Naruto, pogięło cię!? - Sasuke zeskoczył z drzewa i podszedł do blondyna. - Jeśli on spadnie, to Hokage nas zabije.
- Och, przestań. Z tego co wiem, to szanowny wnuczek ma Jounina, który go pilnuje i trenuje. Jemu się oberwie nie nam. Skacz do przodu, dzieciaku. - zawołał do chłopaka.
- Z drugiej strony są rozsypane kamienie. - mruknął cicho Sasuke.
- Wiem...
- Sam sobie poradzę! - wykrzyknął chłopiec i wychylił się do tyłu.
       Naruto rozszerzył lekko oczy z zaskoczenia.
- Głupi, szczeniak. - warknął, znikając nagle.
- AŁA !!! wrzasnął za płotu Konohamaru. - To boli! PUSZCZAJ! POWIEM DZIADKOWI!
- ZAMKNIJ SIĘ TY GŁUPI SZCZENIAKU! ŻYCIE CI DO CHOLERY NIE MIŁE!?
         Wrzasnął Naruto, zaskakując obcych ninja.
- Jak on zdążył się tam dostać? - mruknęła do towarzysza blondynka z Suny.
- Nie mam pojęcia.
- Jestem wnuczkiem Hokage! - krzyknął chłopak. - Nie wolno ci mnie tak traktować!
- Dopóki tracę przez ciebie mój czas, to mam gdzieś kim tam sobie jesteś! Możesz być nawet wnuczkiem Lodra Feudalnego, albo samym Lordem. Mam to gdzieś!
         Wskoczył na płot, trzymając szarpiącego się Konohamaru za kark. Zeskoczył na ziemie i pchnął chłopaka w stronę jego przyjaciół, po czym zwrócił się do czerwonowłosego.
- Pilnuj lepiej swoje rodzeństwo, by nie robili kłopotów w naszej wiosce.
          Na placu nagle zrobiło się idealnie cicho. Oboje mierzyli się ostrzegawczymi spojrzeniami. Od Garry znów można było wyczuć intencję zabijania.
- Daruj sobie, bo nie robisz na mnie wrażenia. - warknął blondyn, uwalniając podobnie niebezpieczną aurę. - Pilnuj się lepiej, póki jesteś na moim terenie.
- Skąd wiesz, że jesteśmy rodzeństwem? - odważyła się zapytać Temari.
- Ciężko nie rozpoznać dzieci Kazekage. - prychnął, ruszając w stronę centrum wioski. - Wy! Zabierajcie tego idiotę i idziemy!
- Dokąd? - zapytała koleżanka Konohamaru.
- Do Hokage, nim wpakuje was i mnie w kolejne kłopoty. - ruszył przed siebie, ignorując wszystkich.
- Hai!
- Miałem do cholery iść medytować. To nie, muszę robić za niańkę jakiemuś rozpieszczonemu bachorowi.







2 komentarze:

  1. Witam,
    Jiraya trenował Naruto i oczywiście nie odpuścił sobie podglądania w gorących źródłach...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jiraya jak zwykle musi podglądać... a przepraszam! On zbiera materiały ;)
    Dwa razy masz napisane "Garra" zamiast "Gaara"

    OdpowiedzUsuń