Translate

wtorek, 31 października 2017

ROZDZIAŁ 14

Nie wiem czy ktoś zauważy, no ale... nie potrafię przejść przez walkę Garry i Lee, więc ją omijam i idę dalej i zobaczymy jak to pójdzie.

Rozdział  14



-Następna walka Rock Lee i Gaara no Sabaku.
       Chłopak odwrócił zimne spojrzenie od Naruto i skierował się spokojnie na pole walki. Zatrzymał się koło egzaminatora, a po chwili przy nich pojawił się pełen życia, Rock Lee.
- Możecie zaczynać.
      Egzaminator odskoczył do tyłu, opuszczając pole walki, a Garra i Lee przygotowali się do walki. Lee zaczął truchtać w miejscu, a wokół Garry zaczął krążyć piasek. W kolejnej chwili na polu walki rozpętało się prawdziwe piekło. 
       Naruto przełknął z trudem ślinę, widząc skalę zniszczeń po walce. Ziemia była przeorana, wszędzie leżały powyrywane z ziemi głazy i piasek. Przeniósł spojrzenie z sali na Lee, którym akurat zajmowali się medycy. Jego lewa noga i ręka zostały zmiażdżone przez piasek. Nie wyglądało to zbyt ciekawie. Nietęga mina jego nauczyciela, rozmawiającego z medykami tylko potwierdzały fakt, że z Lee nie jest najlepiej.
       Chłopaka dość pośpiesznie zabrano do szpitala. Garra zaś wrócił do swojego rodzeństwa na trybuny. Wyglądał na zmęczonego, więc szokująca była siła jego chakry, która wciąż go otaczała, mimo zakończonej walki.
- Naruto, w porządku? - blondyn drgnął ledwo zauważalnie, słysząc nad sobą głos mentora.
- Hai... On... Jest silny. - wykrztusił z siebie.
       Gdy tylko słowa opuściły jego usta, Sabaku przeniósł na niego swe zimne spojrzenie.
- "Usłyszał mnie?" 
        Przyglądał się z nieskrywaną ciekawością zimnemu spojrzeniu chłopaka. Czym dłużej mu się przyglądał tym potęgowało się uczucie, że go zna. Odwrócił spojrzenie dopiero gdy na powrót koło nich stanął Gai-sensei.
- I co z Lee? - zapytał.
- Ma zmiażdżoną lewą rękę i nogę. Nie wiadomo czy będzie mógł chodzić, a o pozostaniu ninja może zapomnieć.
- Jak to? - odwrócił się zaskoczony do mężczyzny.
- To wszystko moja wina.
- Ale... Przecież musi być jakieś wyjście.
- Możliwe, że mogłaby mu pomóc Tsunade-sama.
- Kto?
- Moja przyjaciółka z drużyny. - odezwał się Jiraya. - Jedna z Sanninów i jedna z najlepszych medyków na świecie, jeśli nie najlepsza.
- Gdzie ona jest?
- W tym problem. Wiele lat temu opuściła Konohę i ruszyła w świat. Nikt nie wie gdzie się znajduje.
- Więc trzeba ją odnaleźć. - zawołał oburzony. - Skoro jest jedyną nadzieją dla Brewki!
- Medycy wcale nie twierdzą, że jej się to uda. Stwierdzili, że i ją by mogło to przerosnąć.
      Blondyn zamilkł, nie wiedząc co by mógł powiedzieć. Stał cicho, pogrążony w swoich myślach. Kyubi co jakiś czas próbował go ocucić, ale nieszczególnie mu to wychodziło. Nie wyrywały go z transu huki i krzyki z pola walk, ani rozmowy jego towarzyszy. Ocknął się dopiero wtedy, gdy wyczuł chakrę Hokage na polu walki. Uniósł głowę i zdał sobie sprawę, że przywódca wioski coś mówi.
- ... proszę wszystkich o podejście, aby zweryfikować z kim będziecie walczyć w finale.
        Wszyscy zeszli na środek i stanęli przed egzaminatorem, który trzymał kartkę z rozrysowaną kolejnością walk. Naruto uśmiechnął się lekko, widząc, że będzie walczyć jako pierwszy i do tego z Hyugą.
- "Pożałujesz."
       Przyjrzał się dokładniej rozpisce. Jak wygra swoją pierwszą walkę, to zmierzy się z zwycięzcą pojedynku: Shikamaru Nara i Sabaku no Temari. Zamyślił się, zastanawiając się z kim może być ciężej. Ta cała Temari używa dalekosiężnych technik wiatru, podobnie jak i on sam, jednak jej umiejętności są na wyższym poziomie, Nara zaś jest świetnym strategiem.
- Ech, świetnie.
     Rozejrzał się po ludziach i dostrzegł zamyślone oblicze Uchihy. Zerknął jeszcze raz na rozpiskę i sprawdził przeciwnika chłopaka. Sabaku no Garra.
- Świetnie... - westchnął.
      Nie miał się co dziwić, że nawet Uchiha się stresuje, skoro trafił mu się przeciwnik z problemami psychicznymi. Podszedł bliżej niego i klepnął go w ramię.
- Co Uchiha strach cię obleciał? - zakpił.
- Zamknij się, Baka. - warknął.
- Wyluzuj. Masz minę jakby ci powiedziano, że gwiazdki nie będzie.
        Blondyn pokazał Sasuke język, gdy ten spiorunował go spojrzeniem.


         Naruto dzień po eliminacjach zawędrował do Ichiraku Ramen, by zjeść śniadanie.
- Witaj staruszku, to samo co zawsze! - zawołał od progu.
- Już się robi, Naruto.
         Rozejrzał się po nielicznych gościach knajpki. Natychmiast dostrzegł u gości lodowate spojrzenia. Zignorował to, gdy dostrzegł mężczyznę o długich białych włosach.
- Jiraya- sensei? Co tu robisz? - dosiadł się do niego.
- Jem Ramen. - odparł. - Mam do ciebie sprawę.
- Jaką?
- Tak jak mówiłem wcześniej, chcę cię trenować przez ten miesiąc. Wiem, że jesteś zdolny, ale patrząc na możliwości reszty, sądzę, że powinniśmy zacząć jak najszybciej.
- Jestem gotów choćby i teraz! - zawołał podekscytowany, wstając. W tym samym momencie zaburczało mu w brzuchu.
      Pustelnik zaśmiał się głośno, a blondyn zarumienił się na twarzy.
- Zjedz i idziemy.
       Naruto by być wstanie się ruszać na treningu zjadł tylko cztery miski swojej ulubionej potrawy i udał się z Jirayą na najrzadziej używane pole treningowe.
- Więc?
- Hmmm?
- No co będziemy robić? - zirytował się chłopak.
- Aaa, tak, tak. Nauczę cię pożytecznej techniki Fuuton,
- Świetnie! Jaka to technika?
- Kaze no Yoroi.
- Pierwszy raz słyszę. - zdziwił się.
- Bo korzystają z niej raczej członkowie ANBU.
- Serio?! - otworzył szerzej oczy z zaskoczenia. - To musi być potężna technika.
- Inaczej bym cię tego nie uczył. W tej chwili jednak nie dasz rady tego kontrolować.
- Co? Dlaczego?
- Bo będzie to za trudne. Zaczniemy od czegoś łatwiejszego. Proszę.
       Podał zaskoczonemu chłopakowi kunai.
- Okej... i co mam z tym zrobić?
- Rzucić w tamto drzewo i przebić je. - wskazał dłonią na oddalone o jakieś dziesięć metrów od nich potężne drzewo.
- Co? To niemożliwe.
- Oczywiście, że możliwe. Dopóki tego nie opanujesz nie pójdziemy dalej.
- Skoro to takie łatwe, to może pokażesz mi jak sam to robisz, co?
- Chciałbyś wszystko dostać na tacy. Masz to sam odkryć. Chyba, że jesteś za głupi.
- Nie jestem!
- Więc do roboty! Ja idę spać.
- Leniwy zboczeniec. - warknął cicho, gdy mężczyzna położył się pod jednym z drzew.
          Spojrzał na kunai w swej dłoni. Wziął zamach i rzucił nim w drzewo.
- Cholera! - zirytował się jeszcze bardziej, gdy broń zamiast wbić się w cel, to odbiła się i spadła na ziemię. Poczucia humoru nie poprawiało również uczucie bycia obserwowanym. Rozejrzał się wokół, jednak nikogo nie widział. Czuł czyjąś chakre, ale nie był wstanie ustalić skąd ona dochodzi, ani do kogo należy. Każdego wytrąciłoby to z równowagi a już tym bardziej takiego sensora jak Naruto. Postanowił to zignorować i skupić się na treningu. Może nieznajomy za jakiś czas się czymś zdradzi.
      Wyjął z kabury kolejny kunai i rzucił nim z całych sił. Ostrze wbiło się do połowy swej długości. Rzucał raz za razem, wkładając w to coraz więcej siły i chakry, ale na nic się to zdawało.
- Niech to! - sapnął, ocierając pot z czoła, gdy zabrakło mu kunajów. Ruszył do naszpikowanego bronią drzewa. Szarpał się kilka chwil by wyjąć wszystkie. Spojrzał na ostrze wbite najgłębiej. Zatopiło się po samą rękojeść, jednak szerokość tego drzewa przekracza długość kunaia przynajmniej dziesięciokrotnie. Sama siła, nawet zasilona chakrą nie wystarczy, a jednak można to zrobić. Tylko jak?
     Wrócił na środek pola i usiadł na środku by pomyśleć.
- Siła, ani kąt rzutu nie ma nic do rzeczy. Nie mam na tyle siły by przebić to drzewo. Cholera, gdyby ostrze było dłuższe byłoby łatwiej... - drgnął, zdając sobie sprawę z możliwego rozwiązania.
- "Gdyby wzmocnić kunai chakrą?" 
      Złapał za jedno ostrze i skupił się na przenoszeniu do niego chakry. Jednak w chwili w której chakra opuszczała ciało, tracił nad nią kontrolę i po prostu ulatywała.
- Nie potrafię aż tak kontrolować chakry, by utrzymać ją w takiej formie poza ciałem. - westchnął.
      Położył się na miękkiej i pachnącej trawie. Wiedział, że nie jest głupi, ale mimo to nie był wstanie wymyślić, żadnego genialnego rozwiązania. Przecież nie pójdzie do tego zboczeńca i nie powie mu, że nie potrafi. Usiadł z irytacją, czochrając włosy. W tym samym momencie zerwał się silny wiatr i szarpnął jego ubraniami. Poderwał głowę i spojrzał na wyginające się drzewa.
- Wiatr? Jaki ja jestem głupi. Przecież to takie oczywiste. - podniósł się z ziemi i złapał za kolejny kunaj.
       Patrzył na ostrze, zastanawiając się co dokładnie zrobić.
- Gdyby wyodrębnić z chakry element wiatru... Wtedy łatwiej można by go utrzymać...
       Postanowił spróbować. Wziął głęboki wdech i skupił się na wietrze wewnątrz siebie. Mimo początkowych trudności udało mu się stworzyć czysty element wiatru. Zaczął powoli przelewać chakrę do wnętrza ostrza. Sapnął gdy poczuł, że chakra nie chce tam się zmieścić. Weszła zaledwie odrobina, gdy kunaj rozpadł się na drobne kawałki.
- Kuso!
      Podniósł z ziemi jeden z większych kawałków i przyjrzał mu się.
- No tak, to logiczne...
     Przedmioty martwe nie mają linek chakry, ani żywych komórek, które mogłyby przyjąć chakrę. Dlatego rozerwało kunai. Przyjął tyle chakry ile zmieściło się w szczelinach i otworach a potem się rozleciał.
- A gdyby tak...
      Wziął kolejne ostrze i zaczął przelewać chakrę na powierzchnię ostrza.
- Udało się! - ucieszył się.
      Wziął zamach, jednak nim zdążył wypuścić ostrze, stracił kontrolę nad chakrą i okrywająca kunai energia zniknęła.
      Westchnął krótko i zabrał się za zadanie od nowa. Gdy był pewny, że chakra się nie rozpłynie, rzucił nożem w drzewo. Podbiegł jak najszybciej tylko mógł do celu i aż podskoczył, widząc, że ostrze zagłębiło się przynajmniej do połowy pnia. Obszedł drzewo i z zachwytem dostrzegł otwór drugiej strony. Mimo, że ostrze nie dotarło tak daleko, to chakra tak. Uśmiechnął się szeroko i wrócił do treningu.
      Przez kolejną godzinę próbował wydłużyć ostrze chakry i sprawić by było ono ostrzejsze niż sam kunai.
- Świetna robota.
       Blondyn podskoczył, gdy nagle koło niego pojawił się Jiraiya.
- Nie strasz mnie tak!
- Powinieneś mnie wyczuć.
- Ja... Byłem zbyt skupiony. - zawstydził się.
- Na razie wystarczy. Zobaczymy jak ci pójdzie z Kazekiri.
- Hai!
- Ale to jutro.
- Jak to? Mogę dalej...
- Nie! Jesteś zmęczony i musisz odpocząć. Ta technika będzie wymagać od ciebie o wiele więcej skupienia.
- W porządku... - westchnął.
        Naruto wrócił do domu, marząc jedynie o zimnym prysznicu. Nie mógł uznać swojego treningu za ciężki, a mimo to był zmęczony i przegrzany. Usiadł na chwilę na łóżku i rozejrzał się po pokoju. Nie miał właściwie co robić. Większość zwojów, które ma w domu ma rozpracowane. Nad kilkoma względnie mógłby jeszcze popracować, ale wcale nie ma na to ochoty. Westchnął krótko, patrząc za okno, gdzie panowało, piękne, słoneczne południe.
- Spacer? - spojrzał na sufit. - Spacer.
      Wyszedł z mieszkania po odpowiedzeniu na swoje własne pytanie. Skierował swoje kroki w stronę parku. Przyglądał się z ciekawością szczęśliwym parom, chodzącym po ścieżkach, małym dzieciom, goniącym się ze śmiechem po trawie. Zignorował chłodne spojrzenia przechodniów i uśmiechnął się lekko. Mimo wszystko cieszył się, że ludzie, mieszkający w Konoha mogą żyć tak swobodnie i beztrosko. Skręcił w rzadziej uczęszczaną dróżkę i ze zdziwieniem dostrzegł siedzącą na ławce dziewczynę.
- Hinata?
      Dziewczyna poderwała zapłakaną twarz i spojrzała na chłopaka.
- Naruto-kun?
- Co się stało? - usiadł obok niej.
- Nie, nic. - otarła szybko twarz i wstała.
- Zaczekaj! - wstał za nią. - Przecież widzę, że coś się stało. Możesz mi powiedzieć. 
- Co mam ci powiedzieć? Że moja rodzina mnie nienawidzi?
          Przeszedł blondyna nieprzyjemny dreszcz, słysząc przepełniony bólem i żalem głos dziewczyny. Ten ton tak bardzo do niej nie pasował.
- Jak to? Rodzina na pewno cię kocha. - pociągnął ją lekko za ramię, zmuszając by usiadła obok niego.
- Nie prawda! Ojciec uważa, że jestem zbyt słaba i ma mnie za zakałę Hyuga. Neji mnie nienawidzi odkąd zginął jego ojciec. Moja młodsza siostra ma do mnie żal, bo przez to, że ja jestem zbyt słaba ojciec zaczął ją mocniej trenować i jest jej bardzo ciężko.
- Hinata...
- Nie mów mi, Naruto-kun, że tak nie jest. Nie znasz ich. Nie wiesz jakie jest życie w klanie Hyuga.
- Masz rację. Nie wiem co to znaczy mieć rodzinę.
- Och, przepraszam, nie to miałam na myśli. 
- Nie przejmuj się. - uśmiechnął się ciepło. - Rozmawiałaś z siostrą?
- Co?
- Czy z nią rozmawiałaś?
- Próbowałam. - spuściła głowę.
- Więc spróbuj jeszcze raz. Wytłumacz jej, że i tobie jest ciężko. Postaraj się ją wspierać. Na pewno to doceni. Nejim się nie przejmuj. Obiecuję, że się tym zajmę.
- Ja... Shino-kun, mówił, że wyzwałeś go na pojedynek.
- Tak. Nie martw się, pokonam go i naprostuję ten jego chory światopogląd. A twój ojciec...
- Nic z nim nie zrobisz. Dopóki nie uzna, że jestem wystarczająco silna, nigdy mnie nie zaakceptuje.
      Jej ciałem szarpnął szloch i po chwili znowu płakała. Naruto w odruchu przyciągnął ją do siebie i objął mocno.
- Trzeba mu udowodnić, że jesteś wystarczająco silna.
- Ale nie jestem.
- Jesteś. Widziałem z jakim zaangażowaniem walczyłaś z Nejim. Twierdził, że jesteś zbyt delikatna, ale ja sądzę, że masz serce wojowniczki. Znasz podstawy swoich klanowych technik, musisz je tylko wyszlifować i poznać bardziej zaawansowane techniki.
- Nie rozumiesz, ja nie potrafię walczyć.
- Nie prawda. Nie potrafisz krzywdzić innych.
- To, to samo.
- Nie. Gdy jesteś słaba, by przeżyć musisz zabić, inaczej ktoś zabije ciebie, ale jeśli jesteś silna nie musisz zabijać. Wystarczy unieszkodliwić przeciwnika.
- Ale... Mój ojciec nie zgodzi się bym trenowała innym trybem niż on oczekuje, a jego tryb...
- Przerasta cię.
- Tak. - spuściła głowę, odsuwając się.
- Mam pomysł.
- Jaki?
- Przez ten miesiąc mam trenować z Jiraiyą. Jednym z trójki legendarnych sanninów. Jestem pewien, że  twój ojciec się zgodzi, jak usłyszy z kim masz trenować.
- Naprawdę? Moglibyśmy... moglibyśmy trenować razem? - zarumieniła się.
- Oczywiście! Jestem pewny, że Jiraiya-sensei się zgodzi. Musimy tylko go zapytać. Większość dnia trenowalibyśmy razem, a później wracałabyś na noc do domu. Spędzałabyś mniej czasu w domu, to pozwoliłoby ci się trochę odciąć. 
- Może masz rację.
- Pewnie, że mam, a teraz chodź.
- Do Jiraiyi - sama?
- Też, ale najpierw do mnie. - uśmiechnął się szeroko. - Zapraszam cię na herbatę. Co ty na to?
- Ja... - zarumieniła się na twarzy jeszcze bardziej. - Jeśli nie będę ci przeszkadzać...
- Hinata - chan. Jeśli byś mi przeszkadzała, to ani bym tu nie siedział, ani bym nie zapraszał cię do siebie. Chodź! - złapał ją za dłoń i pociągnął za sobą.

       Naruto otworzył drzwi i wpuścił dziewczynę przodem.
- Ładne mieszkanie.
- Tę gnijącą klitkę nazywasz ładną?
- Ja...
- Spokojnie, żartowałem. Bardzo się staram by to mieszkanie się nie rozleciało. Usiądź, ja zaraz przyniosę herbatę.
- A mógłbyś mi pokazać gdzie jest łazienka?
- Jasne, drzwi po prawej. - wskazał dłonią.
- Arigatou.
         Gdy wróciła Naruto akurat wchodził do pokoju z parującymi kubkami. Postawił kubki na stole i usiadł. Wskazał dziewczynie miejsce koło siebie.
- Hinata-chan?
- Hai?
- Czy dzisiaj... Czy dzisiaj stało się coś konkretnego, że płakałaś?
- Miałam... Miałam trening z ojcem i siostrą.
- I?
- Przegrałam. Odkąd ojciec oddał mnie na wychowanie Kurenai-sensei rzadko z nim trenuję. Dzisiaj chciał sprawdzić czy zrobiłam jakieś postępy. Jak zwykle nie byłam wstanie uderzyć Hanabi. Wściekł się i kazał mi się nie pokazywać mu na oczy, dopóki nie stanę się wartościowa dla klanu.
- To straszne. - szepnął zaskoczony. - Nie martw się. Jeszcze utrzemy mu nosa i pokażemy jak wartościowa jesteś.
- Ja...Dziękuję. - uśmiechnęła się lekko.
     Naruto schował twarz za kubkiem herbaty, by ukryć chociaż na moment swoje zamyślenie. Nie sądził nigdy, że posiadanie rodziny może być takim ciężarem. Zawsze pragnął mieć rodzinę, kogoś kto będzie czekał na niego, kiedy wraca z treningu, czy z misji. Mamę, tatę, może siostrę, lub brata. Zawsze jak o nich myślał wyobrażał sobie jak się razem bawią, trenują, kłócą się, ale nigdy tak, by zranić się na wzajem. Nigdy nie pomyślał, że ktoś może mieć taką rodzinę jak Hinata. Gnębiąca i raniąca się nawzajem.
- Naruto-kun?
- Tak?
- O czym są te wszystkie zwoje?
      Podniósł spojrzenie na półkę.
- Te akurat o sposobie wykrycia Genjutsu.
- Genjutsu?
- Nauczyłem się ostatnio jak uwalniać się z najłatwiejszych iluzji, ale mimo to nie zawsze wiem kiedy zostanę w nie złapany.
- Sokka. Ciężko pracujesz, prawda? - rozejrzała się po pokoju.
- Staram się.
- Wszystkie te zwoje są o Genjutsu?
- Nie, większość o ninjutsu i historii różnych nacji.
- O historii? Myślałam, że nie lubisz historii... To znaczy, w akademii zazwyczaj spałeś na tych zajęciach.
- Zazwyczaj to ja spałem na wszystkich zajęciach. To nie tak, że mnie to nie interesowało, po prostu już dawno o tym wiedziałem, a gdy Iruka-sensei mówił o jakiś ciekawostkach to słuchałem.
- Więc dlaczego oblewałeś wszystkie testy?
- Bo... Bo tak mi było łatwiej. - uśmiechnął się smutno, po czym wstał. - Powinniśmy już iść do Jiraiyi.
- Hai! Masz rację. - wstała szybko. - Gdzie go znajdziemy?
- Pewnie w jego mieszkaniu, a jak nie, to w gorących źródłach.
          Tak jak przypuszczał Naruto starego pustelnika zastali w jego mieszkaniu. Mężczyzna o nic nie pytając wpuścił ich do środka.
- Sensei, mamy sprawę do ciebie.
- Jaką?
- Hinata chciałaby stać się silniejsza i chcemy cię prosić byś przez ten miesiąc trenował nas obydwoje.
- To prawda? - zapytał dziewczynę.
- Hai! - przytaknęła nieśmiało i spuściła głowę.
- Naruto, jesteś pewny? Jak będę uczył was obojga to mniej się nauczysz.
- Nic nie szkodzi. Potrafię wystarczająco by poradzić sobie w finałach a czegoś na pewno mnie nauczysz. Zaraz po egzaminie ruszamy na trening, więc wtedy weźmiemy się porządnie za trening. Jeśli się zgodzisz to bardzo pomożemy Hinacie.
- Ech, niech wam będzie, ale to zmieni nam trochę plany.
- Jak to? - zdziwił się Naruto.
- Jeśli to problem, to nie musisz mnie trenować, Jiraiya - sama. Nie chcę spowalniać Naruto- kun. - zestresowała się Hinata.
- Nie przejmuj się tym. Chodzi o to, że jutro Naruto miał się uczyć jednej techniki Fuuton, a później chciałem nauczyć go czegoś ekstra, ale w takim razie obrócimy grafik. Hinata, jutro Naruto przyjdzie jeszcze sam. Nauczę go tego czego mam, a później będziecie przychodzić obydwoje, zgoda?
- Hai! Ja... i tak muszę najpierw porozmawiać z ojcem.
- Sokka, wolałaś przyjść najpierw do mnie, sprawdzić czy to ma w ogóle jakiś sens, tak?
- Hai...
- Dobrze, jakbyś była tak miła i poszła teraz zapytać ojca, to by rozjaśniło kilka kwestii.
- Oczywiście. Arigatou!
         Skłoniła się i ruszyła do drzwi. Naruto ruszył natychmiast za nią.
- Zaczekaj Naruto, musimy porozmawiać.
- Hai! - potwierdził zdziwiony.
         Posłał Hinacie pocieszający uśmiech i został z mężczyzną.
- Lubisz ją, prawda? - zapytał po chwili ciszy białowłosy.
- Tak, ale to nie tylko o to chodzi.
- A o co?
- Spotkałem ją dzisiaj, płaczącą w parku... - zamilkł nie wiedząc jak kontynuować. - Zawsze marzyłem o tym by mieć jakiegoś członka rodziny. Kogoś komu będzie na mnie zależeć i na kim zależeć będzie mnie. Nigdy jednak nie pomyślałem o tym, że są takie rodziny, które gnębią swych najbliższych tylko dlatego, że ci nie są tacy jakich oni sobie wymarzyli.
- Świat nie jest taki piękny.
- Wiem, ale on, to znaczy ojciec Hinaty nie rozumie co odrzuca. Ma rodzinę, ma dwie córki, ma bratanka, powinien o nich dbać, a oni wszyscy pochłonięci są przez ciemność.
- Hinata też?
        Naruto kiwnął potwierdzająco głową i obrócił się do okna.
- Neji przepełniony jest nienawiścią. Hinata smutkiem i samotnością. Jestem pewien, że jest silna, ale on zniszczył całą jej pewność siebie.
- A młodsza siostra Hinaty?
- Nie jestem pewien. Nie znam jej, ale zauważyłem to wtedy, w  moje urodziny. Gdy ich ojciec je tobie przedstawiał. O Hinacie powiedział, że jest przyszłą głową klanu, a o Hanabi, że jest jej młodszą siostrą. Obie to przybiło. Hinacie ciąży fakt, że jest spadkobiercą i musi być wystarczająco silna by ojciec ją zaakceptował. Za to Hanabi, nie jest godna uwagi w oczach jej własnego ojca, bo nie jest spadkobiercą.
- Ech, twoja spostrzegawczość jest przerażająca. - westchnął mężczyzna.
- Mam rację?
- W stu procentach. Dobrze, zobaczymy co z tego wyniknie. A jak na razie skup się póki jej nie ma.
- Na czym?
- Chcę cię nauczyć techniki przywołania.
- Naprawdę? Co możesz przywoływać?
- Ja żaby i tego cię jak na razie nauczę. Twoja matka przekazała ci zwój przywoływania lisów, ale tego nauczysz się na treningu.
- Lisy?
- Tak. Gdy Kyubi został pierwszy raz zapieczętowany w Mito Uzumaki, pozostał po nim zwój przywołań. Od tamtej pory każdy Jinchuuriki może przywoływać lisy.
- Świetnie!
- Ale najpierw żaby. Proszę. - złapał za oparty o ścianę zwój. - Dzisiaj się podpiszesz a jutro będziesz ćwiczyć.
- Hai! - rozwinął zwój i spojrzał na poprzednie podpisy. - Mój ociec przywoływał żaby?
- No raczej. W końcu był moim uczniem. Byłem ciekawy czy zauważysz.
- Podpis trzeba złożyć krwią, prawda?
- Tak.
     Blondyn przegryzł palec i stróżką krwi, która wyciekła z pęknięcia nabazgrał swoje imię i nazwisko.
- Świetnie. To jutro zobaczymy co jesteś wstanie wezwać.
       Usiedli razem i czekali na Hinatę, która wróciła po dwudziestu minutach.
- I jak, Hinata - chan? - zapytał od razu blondyn.
- Było ciężko, ale się zgodził.
- To świetnie! - ucieszył się blondyn.
- Doskonale. W takim razie widzimy się za dwa dni.




9 komentarzy:

  1. Witam,
    ach Jiraya postanowił nauczyć Naruto przyzywania, a terz i Hinata dołączyła do tych treningów...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jiraya to leń. Naucz się sam- ja ci tylko powiem co masz osiągnąć. Po prostu świetny nauczyciel...
    Mam nadzieję, że trening pomoże Hinacie.
    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdzialik czekam na kolejne i życzę weny ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie, nie przedstawiaj pisać i powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie super. Czekam na następne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  6. Autorko, kiedy kolejny rozdział? Czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciągle czekam na kolejny rozdział. Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  8. Mija czemu przestałaś pisać? To jest całkiem interesujące.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mija żyj! Nie uśmiercaj historii!

    OdpowiedzUsuń