No tak przez piąty nie umiałam przejść tyle czasu a tu już siódmy. Tak już to jest tamta walka zupełnie mi nie leżała. Dostałam się na studia, więc mam już trochę więcej czasu, choć znowu praca go ogranicza, ale zobaczy się... może w końcu się z tym opowiadaniem ogarnę. Choć trochę to jeszcze zajmie ;) Do następnego <3
Rozdział 7
Kakashi w swoim odwiecznym zwyczaju teleportował się pod gabinet wielmożnego Hokage i zapukał. Po usłyszeniu cichego "wejść", wszedł do środka.
- Witaj, Hokage-sama.
- Kakashi? Wróciliście w końcu. I jak poszło?
- Misja zakończona sukcesem, ale były małe komplikacje.
- Co masz na myśli?
Kakashi podszedł bliżej biurka, zawalonego dokumentami i zaczął składać raport z misji.
- Zostaliśmy zaatakowani przez Zabuze, demona Kiri, jednego z siedmiu mistrzów miecza, oraz przez Haku, posiadacza Hyoutonu.
- Co tam się wydarzyło?
- Okazało się, że Tazuna ze względu na biedę swego kraju zaniżył rangę misji. Miał zostać wyeliminowany by budowa mostu nie została dokończona i Kraj Fal nigdy się nie wzbogacił. Całą drogę byliśmy śledzeni i na miejscu stoczyliśmy walkę z nimi.
- Wszyscy cali?
- Naruto ucierpiał najmocniej. Dzięki chakrze Kyubiego szybko wrócił do formy, jednak...
- Jednak?
- Już byliśmy prawie pod murami wioski, gdy plując krwią spadł z gałęzi i stracił przytomność. Znajduje się obecnie w szpitalu.
- Rozumiem. Coś jeszcze ważnego się wydarzyło?
- ...tak.
- Więc słucham.
- Ma to związek z Naruto. Wie on o Kyubim od trzech lat.
- Słucham?!
Stary już Hokage, wyglądał na zszokowanego.
- Jak to możliwe? Kto mu...
- Sam ogoniasty. Z tego co zrozumiałem ze słów Naruto są w dobrych relacjach. Twierdzi, że leczył go, gdy mieszkańcy się nad nim pastwili. Z tego co mówił, to Kyubi trenuje go od jakiegoś roku.
- Jak to?
- Muszę przyznać, że są tego efekty. W czasie gdy pozostali uczyli się chodzić po drzewach, on trenował stanie na wodzie. Mimo niesamowitej ilości chakry, kontroluje ją na bardzo dobrym poziomie i ukrywa ją w takim stopniu, że pozostali rzadko kiedy są wstanie go wyczuć.
- Rozumiem, to niesamowite. Za kilka dni są jego urodziny, porozmawiam z nim wtedy.
- Jest jeszcze coś.
- Co takiego?
- Potrafi używać technik Fuuton, choć przed nami użył jedynie dwóch. Z tego co mówi potrafi używać też Katon. Twierdził, że ogoniasty sądzi, że ma predyspozycję do używania wszystkich żywiołów, jednak nie jest wstanie jak na razie tego zrobić. Potrafi kilka podstawowych technik Fuuton, Gokyakyu no jutsu, z pozostałych elementów nic.
- To niemożliwe.
- Myślisz Hokage-sama, że mógłby...
- Nie wiem. Będę musiał skontaktować się z Jirayą. On ma więcej informacji na ten temat, ale to co mówisz... Wszystko na to wskazuje. Muszę z nim porozmawiać.
- Patrząc na to wszystko... Jest szansa, że go uaktywni.
- Nigdy nic nie wiadomo. Z tego co wiem od Minato były przypadki, że członek klanu Namikaze przejawiał zdolności Siligana, ale nigdy go nie uaktywnił.
- Jeśli mu się to uda, to patrząc na jego relacje z Kyubim może stać się niezwykle potężny.
- Masz rację. Będzie wielkim wsparciem dla Konohy. Jedynym zagrożeniem... nie oni się nie mieszają.
- O kim mówisz, Hokage-sama?
- Istnieje odłam klanu Namikaze. Żyją gdzieś w kraju Ognia, są jednak bardzo dobrze ukryci i nikt nie wie gdzie znajduje się ich wioska. Minato starał się polepszyć z nimi relacje i przeciągnąć ich na naszą stronę, jednak jego działania miały nikły skutek.
- Sokka.
- Dobrze, możesz już iść, Kakashi.
- Hai! Pójdę sprawdzić co z Naruto. Do widzenia, Hokage-sama.
Gdy drzwi tylko się zamknęły, starzec odwrócił się na krześle w stronę dużego okna z widokiem na górę Hokage i spojrzał na podobiznę ostatniego, czwartego Hokage.
- Szkoda, że cię przy nim nie ma, przyjacielu, ale jestem pewny, że nad nim czuwasz i jesteś z niego bardzo dumny. Idzie w twoje ślady i będzie równie wielki co ty.
Naruto obudził się z silnym bólem w klatce piersiowej. Podniósł powieki i pierwsze co, to poraziło go białe, szpitalne światło. Gdzieś z boku słyszał cichy kobiecy głos i jakże dobrze mu znany głos...
- Kakashi-sensei?
- Obudziłeś się. - Jounin podszedł bliżej łóżka.
- Długo byłem nieprzytomny?
- Dwie godziny. Sasuke i Sakura czekali ze mną, ale pół godziny temu musieli już iść. Jak się czujesz?
- W porządku. Siedzieli tu półtorej godziny?
- Tak. Przepraszam cię, ale ja też muszę już iść. Pozwolono mi zostać tylko do czasu, aż się obudzisz.
- Rozumiem, ale dlaczego tu ze mną siedziałeś? Mogłeś iść do domu.
- Mogłem, ale jesteś moim uczniem, poza tym... dotrzymuję obietnicy.
- Obietnicy?
- Kiedyś ci wyjaśnię. - uśmiechnął się pod maską. - Dobranoc.
- Witaj, Hokage-sama.
- Kakashi? Wróciliście w końcu. I jak poszło?
- Misja zakończona sukcesem, ale były małe komplikacje.
- Co masz na myśli?
Kakashi podszedł bliżej biurka, zawalonego dokumentami i zaczął składać raport z misji.
- Zostaliśmy zaatakowani przez Zabuze, demona Kiri, jednego z siedmiu mistrzów miecza, oraz przez Haku, posiadacza Hyoutonu.
- Co tam się wydarzyło?
- Okazało się, że Tazuna ze względu na biedę swego kraju zaniżył rangę misji. Miał zostać wyeliminowany by budowa mostu nie została dokończona i Kraj Fal nigdy się nie wzbogacił. Całą drogę byliśmy śledzeni i na miejscu stoczyliśmy walkę z nimi.
- Wszyscy cali?
- Naruto ucierpiał najmocniej. Dzięki chakrze Kyubiego szybko wrócił do formy, jednak...
- Jednak?
- Już byliśmy prawie pod murami wioski, gdy plując krwią spadł z gałęzi i stracił przytomność. Znajduje się obecnie w szpitalu.
- Rozumiem. Coś jeszcze ważnego się wydarzyło?
- ...tak.
- Więc słucham.
- Ma to związek z Naruto. Wie on o Kyubim od trzech lat.
- Słucham?!
Stary już Hokage, wyglądał na zszokowanego.
- Jak to możliwe? Kto mu...
- Sam ogoniasty. Z tego co zrozumiałem ze słów Naruto są w dobrych relacjach. Twierdzi, że leczył go, gdy mieszkańcy się nad nim pastwili. Z tego co mówił, to Kyubi trenuje go od jakiegoś roku.
- Jak to?
- Muszę przyznać, że są tego efekty. W czasie gdy pozostali uczyli się chodzić po drzewach, on trenował stanie na wodzie. Mimo niesamowitej ilości chakry, kontroluje ją na bardzo dobrym poziomie i ukrywa ją w takim stopniu, że pozostali rzadko kiedy są wstanie go wyczuć.
- Rozumiem, to niesamowite. Za kilka dni są jego urodziny, porozmawiam z nim wtedy.
- Jest jeszcze coś.
- Co takiego?
- Potrafi używać technik Fuuton, choć przed nami użył jedynie dwóch. Z tego co mówi potrafi używać też Katon. Twierdził, że ogoniasty sądzi, że ma predyspozycję do używania wszystkich żywiołów, jednak nie jest wstanie jak na razie tego zrobić. Potrafi kilka podstawowych technik Fuuton, Gokyakyu no jutsu, z pozostałych elementów nic.
- To niemożliwe.
- Myślisz Hokage-sama, że mógłby...
- Nie wiem. Będę musiał skontaktować się z Jirayą. On ma więcej informacji na ten temat, ale to co mówisz... Wszystko na to wskazuje. Muszę z nim porozmawiać.
- Patrząc na to wszystko... Jest szansa, że go uaktywni.
- Nigdy nic nie wiadomo. Z tego co wiem od Minato były przypadki, że członek klanu Namikaze przejawiał zdolności Siligana, ale nigdy go nie uaktywnił.
- Jeśli mu się to uda, to patrząc na jego relacje z Kyubim może stać się niezwykle potężny.
- Masz rację. Będzie wielkim wsparciem dla Konohy. Jedynym zagrożeniem... nie oni się nie mieszają.
- O kim mówisz, Hokage-sama?
- Istnieje odłam klanu Namikaze. Żyją gdzieś w kraju Ognia, są jednak bardzo dobrze ukryci i nikt nie wie gdzie znajduje się ich wioska. Minato starał się polepszyć z nimi relacje i przeciągnąć ich na naszą stronę, jednak jego działania miały nikły skutek.
- Sokka.
- Dobrze, możesz już iść, Kakashi.
- Hai! Pójdę sprawdzić co z Naruto. Do widzenia, Hokage-sama.
Gdy drzwi tylko się zamknęły, starzec odwrócił się na krześle w stronę dużego okna z widokiem na górę Hokage i spojrzał na podobiznę ostatniego, czwartego Hokage.
- Szkoda, że cię przy nim nie ma, przyjacielu, ale jestem pewny, że nad nim czuwasz i jesteś z niego bardzo dumny. Idzie w twoje ślady i będzie równie wielki co ty.
Naruto obudził się z silnym bólem w klatce piersiowej. Podniósł powieki i pierwsze co, to poraziło go białe, szpitalne światło. Gdzieś z boku słyszał cichy kobiecy głos i jakże dobrze mu znany głos...
- Kakashi-sensei?
- Obudziłeś się. - Jounin podszedł bliżej łóżka.
- Długo byłem nieprzytomny?
- Dwie godziny. Sasuke i Sakura czekali ze mną, ale pół godziny temu musieli już iść. Jak się czujesz?
- W porządku. Siedzieli tu półtorej godziny?
- Tak. Przepraszam cię, ale ja też muszę już iść. Pozwolono mi zostać tylko do czasu, aż się obudzisz.
- Rozumiem, ale dlaczego tu ze mną siedziałeś? Mogłeś iść do domu.
- Mogłem, ale jesteś moim uczniem, poza tym... dotrzymuję obietnicy.
- Obietnicy?
- Kiedyś ci wyjaśnię. - uśmiechnął się pod maską. - Dobranoc.
- Dobranoc.
Gdy Kakashi wyszedł do chłopaka podeszła stara pielęgniarka, która omiotła go wściekłym spojrzeniem.
- Coś się stało? - zapytał niewinnie.
- Nie. - warknęła.
- Co mi jest?
- Masz złamane dwa żebra, jedno wbiło się w płuco.
Spojrzał na nią uważnie i uśmiechnął się pod nosem.
- Szkoda, że nie w serce, co?
Kobieta spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak, demonie!
- Nie wywołuj demona, bo może ci się przez przypadek objawić. - warknął.
Pielęgniarka zbladła gwałtownie i cofnęła się o krok.
- Jak śmiesz?!
- Nie wiesz, że darcie się na pacjenta źle wpływa na jego zdrowie?
Zacisnęła ze złości pięści i podeszła do szafki, chwytając za strzykawkę z dziwnie wyglądającym płynem wewnątrz.
- Trucizna.
Usłyszał ostrzeżenie.
- Nie chcę żadnych zastrzyków, jestem już zdrowy.
- Nie pyskuj. Muszę ci to podać.
- Podejdź do mnie z tym, to cię zabiję! - warknął. - Te twoje marne trucizny i tak nie robią na mnie wrażenia. Sama twierdzisz, że jestem demonem. Wyleczę się. Próbujecie mnie otruć od lat i na nic wam się to zdało. Zrób choćby jeden krok w moją stronę a to ty będziesz potrzebować pomocy medycznej, a ta strzykawka znajdzie się u Hokage na biurku.
- Ty szczeniaku!
Przymknął oczy, wlewając w nie odrobinę chakry Kyubiego i gdy kobieta chciała do niego doskoczyć ukazał jej krwisto-czerwone tęczówki. Kobieta, krzycząc odskoczyła od niego. Natychmiast wybiegła z pomieszczenia, upuszczając strzykawkę. Naruto doskoczył do niej sprawnie łapiąc.
- Kyubi? - odezwał, się obserwując srebrny płyn.
- Tak?
- Pomińmy dlaczego mam złamane żebra po twoim leczeniu. Mam prośbę.
- Jaką?
- Naucz mnie wszystkiego co wiesz o truciznach i odtrutkach.
- Zgoda. Zaczniemy od jutra. A na razie spadaj stąd, dopóki nikogo nie ma.
- Wezmę to jakby odważyła się donieść staruszkowi.
Przebrał się szybko w swoje ubrania i zabezpieczył igłę tak by się samemu nie ukłuć. Stanął na parapecie gdy usłyszał pośpieszne kroki na korytarzu. Uśmiechnął się lekko i zeskoczył, znikając w mroku nocy.
Gdy Kakashi wyszedł do chłopaka podeszła stara pielęgniarka, która omiotła go wściekłym spojrzeniem.
- Coś się stało? - zapytał niewinnie.
- Nie. - warknęła.
- Co mi jest?
- Masz złamane dwa żebra, jedno wbiło się w płuco.
Spojrzał na nią uważnie i uśmiechnął się pod nosem.
- Szkoda, że nie w serce, co?
Kobieta spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak, demonie!
- Nie wywołuj demona, bo może ci się przez przypadek objawić. - warknął.
Pielęgniarka zbladła gwałtownie i cofnęła się o krok.
- Jak śmiesz?!
- Nie wiesz, że darcie się na pacjenta źle wpływa na jego zdrowie?
Zacisnęła ze złości pięści i podeszła do szafki, chwytając za strzykawkę z dziwnie wyglądającym płynem wewnątrz.
- Trucizna.
Usłyszał ostrzeżenie.
- Nie chcę żadnych zastrzyków, jestem już zdrowy.
- Nie pyskuj. Muszę ci to podać.
- Podejdź do mnie z tym, to cię zabiję! - warknął. - Te twoje marne trucizny i tak nie robią na mnie wrażenia. Sama twierdzisz, że jestem demonem. Wyleczę się. Próbujecie mnie otruć od lat i na nic wam się to zdało. Zrób choćby jeden krok w moją stronę a to ty będziesz potrzebować pomocy medycznej, a ta strzykawka znajdzie się u Hokage na biurku.
- Ty szczeniaku!
Przymknął oczy, wlewając w nie odrobinę chakry Kyubiego i gdy kobieta chciała do niego doskoczyć ukazał jej krwisto-czerwone tęczówki. Kobieta, krzycząc odskoczyła od niego. Natychmiast wybiegła z pomieszczenia, upuszczając strzykawkę. Naruto doskoczył do niej sprawnie łapiąc.
- Kyubi? - odezwał, się obserwując srebrny płyn.
- Tak?
- Pomińmy dlaczego mam złamane żebra po twoim leczeniu. Mam prośbę.
- Jaką?
- Naucz mnie wszystkiego co wiesz o truciznach i odtrutkach.
- Zgoda. Zaczniemy od jutra. A na razie spadaj stąd, dopóki nikogo nie ma.
- Wezmę to jakby odważyła się donieść staruszkowi.
Przebrał się szybko w swoje ubrania i zabezpieczył igłę tak by się samemu nie ukłuć. Stanął na parapecie gdy usłyszał pośpieszne kroki na korytarzu. Uśmiechnął się lekko i zeskoczył, znikając w mroku nocy.
Chodził ponury po opustoszałych ulicach Konohy, przekładając między palcami strzykawkę.
"- Sensei, czy ty...? Czy ty też mnie nienawidzisz przez Kyubiego? Wiem, że Yondaime-sama był twoim nauczycielem...
- Do niego mam żal o to co się stało, nie do ciebie. Chodźmy zjeść.
- Hai! Arigatou, Sensei!"
Przypominał sobie rozmowę niedawno odbytą ze swym nauczycielem.
- Szkoda, że tylko ty tak sądzisz, sensei...
- Naruto- kun? - usłyszał za sobą cichy głos.
Schował natychmiast strzykawkę do kieszeni czarnych spodni i odwrócił się w stronę głosu.
- Hinata? Co ty tu robisz? - zdziwił się, patrząc na zarumienioną dziewczynę.
- Ja... Ja nie mogłam spać, więc postanowiłam wyjść na spacer. - spuściła głowę.
- Sokka.
- A ty, Naruto- kun? Co tu robisz?
- Uciekłem ze szpitala. - zaśmiał się wesoło.
- Jak to? - wyglądała na zaskoczoną. - Dlaczego byłeś w szpitalu?
- Miałem misję rangi C z drużyną i zostaliśmy zaatakowani. Złamane żebro, przebiło mi płuco.
- To straszne. Powinieneś leżeć w szpitalu, Naruto-kun.
- Nie martw się o mnie. Nic mi nie jest. Może przejdziemy się razem?
- Hh..ai!
- Dlaczego nie możesz spać?
- Ja... - spuściła głowę, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Hinata? - zaniepokoił się chłopak. - Spokojnie. Co się stało?
- Ja też miałam misję z drużyną. Zostaliśmy zaatakowani przez kilku ninja.
- Coś się komuś z was stało? - pociągnął dziewczynę na ławkę przy parku.
- Kiba-kun i Akamaru zostali ranni. Jeden z tych bandziorów chciał zabić Kibe. - rozpłakała się. - Ja zareagowałam instynktownie, uderzyłam w jego klatkę piersiową przy pomocy Juken i... i on... on zginął. Ja... ja wiem, że jestem ninja, ale to...
- Hinata, spokojnie. Rozumiem cię.
- Nani?
- Pierwsze zabójstwo jest bardzo trudne. Nie myśl o tym. Uratowałaś życie swojego przyjaciela. Zrobiłaś to co musiałaś. Kiba jest ci na pewno bardzo wdzięczny za uratowanie życia. Poza tym tylko potwory nie przejmują się tym, że kogoś zabiły. Musisz sobie po prostu z tym poradzić, wiem, że dasz radę.
- Naruto- kun, ja... - otarła łzy z twarzy. - Masz rację... Arigatou.
- Nie ma sprawy.
- Czy ty...? Czy ty, też już kogoś zabiłeś?
- Nie, jeszcze nie i wolałbym to ciągnąć jak najdłużej. - uśmiechnął się lekko.
- Naruto- kun, dlaczego jesteś smutny?
- Nie jestem. Wydaje ci się.
- Ja... - zarumieniła się lekko, lecz nagle jej spojrzenie stało się nieco pewniejsze. - Zawsze się uśmiechasz, a mimo to czuję, że jesteś smutny.
Chłopak patrzył na dziewczynę zaskoczony.
- Ja... - nie wiedział co odpowiedzieć, po chwili uśmiechnął się lekko. - Arigatou.
- Za co...?
- Już mi lepiej. - uśmiechnął się ciepło, nie tak szeroko jak zwykle. Do niej chciał się uśmiechać szczerze.
Dziewczyna zarumieniła się mocniej.
- Chodź, odprowadzę cię do domu. Chodzenie po nocy może być niebezpieczne.
- Hai, arigatou.
Szli w ciszy, jednak żadnemu to nie przeszkadzało. Hinata co jakiś czas spoglądała na nowe oblicze chłopaka. Spokojne, z delikatnym uśmiechem z powagą w oczach. Taki Naruto był równie wspaniały co ten energiczny i żywiołowy.
- Jesteśmy. - wyrwał ją z zamyślenia.
- Tak? - spojrzała przed siebie i dostrzegła rezydencję swego klanu. - Dziękuję, za rozmowę.
- Nie ma sprawy. Jak będziesz miała jakiś problem zawsze możesz do mnie przyjść. Jesteś inna niż reszta i chciałbym cię lepiej poznać, Hinata-chan.
- Na...naprawdę?
- Tak, ale teraz muszę już iść. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, Naruto-kun. - stała w drzwiach domostwa, patrząc za oddalającym się chłopakiem.
- Co ty tu robisz, Hinata? - usłyszała z domu głos ojca.
"- Sensei, czy ty...? Czy ty też mnie nienawidzisz przez Kyubiego? Wiem, że Yondaime-sama był twoim nauczycielem...
- Do niego mam żal o to co się stało, nie do ciebie. Chodźmy zjeść.
- Hai! Arigatou, Sensei!"
Przypominał sobie rozmowę niedawno odbytą ze swym nauczycielem.
- Szkoda, że tylko ty tak sądzisz, sensei...
- Naruto- kun? - usłyszał za sobą cichy głos.
Schował natychmiast strzykawkę do kieszeni czarnych spodni i odwrócił się w stronę głosu.
- Hinata? Co ty tu robisz? - zdziwił się, patrząc na zarumienioną dziewczynę.
- Ja... Ja nie mogłam spać, więc postanowiłam wyjść na spacer. - spuściła głowę.
- Sokka.
- A ty, Naruto- kun? Co tu robisz?
- Uciekłem ze szpitala. - zaśmiał się wesoło.
- Jak to? - wyglądała na zaskoczoną. - Dlaczego byłeś w szpitalu?
- Miałem misję rangi C z drużyną i zostaliśmy zaatakowani. Złamane żebro, przebiło mi płuco.
- To straszne. Powinieneś leżeć w szpitalu, Naruto-kun.
- Nie martw się o mnie. Nic mi nie jest. Może przejdziemy się razem?
- Hh..ai!
- Dlaczego nie możesz spać?
- Ja... - spuściła głowę, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Hinata? - zaniepokoił się chłopak. - Spokojnie. Co się stało?
- Ja też miałam misję z drużyną. Zostaliśmy zaatakowani przez kilku ninja.
- Coś się komuś z was stało? - pociągnął dziewczynę na ławkę przy parku.
- Kiba-kun i Akamaru zostali ranni. Jeden z tych bandziorów chciał zabić Kibe. - rozpłakała się. - Ja zareagowałam instynktownie, uderzyłam w jego klatkę piersiową przy pomocy Juken i... i on... on zginął. Ja... ja wiem, że jestem ninja, ale to...
- Hinata, spokojnie. Rozumiem cię.
- Nani?
- Pierwsze zabójstwo jest bardzo trudne. Nie myśl o tym. Uratowałaś życie swojego przyjaciela. Zrobiłaś to co musiałaś. Kiba jest ci na pewno bardzo wdzięczny za uratowanie życia. Poza tym tylko potwory nie przejmują się tym, że kogoś zabiły. Musisz sobie po prostu z tym poradzić, wiem, że dasz radę.
- Naruto- kun, ja... - otarła łzy z twarzy. - Masz rację... Arigatou.
- Nie ma sprawy.
- Czy ty...? Czy ty, też już kogoś zabiłeś?
- Nie, jeszcze nie i wolałbym to ciągnąć jak najdłużej. - uśmiechnął się lekko.
- Naruto- kun, dlaczego jesteś smutny?
- Nie jestem. Wydaje ci się.
- Ja... - zarumieniła się lekko, lecz nagle jej spojrzenie stało się nieco pewniejsze. - Zawsze się uśmiechasz, a mimo to czuję, że jesteś smutny.
Chłopak patrzył na dziewczynę zaskoczony.
- Ja... - nie wiedział co odpowiedzieć, po chwili uśmiechnął się lekko. - Arigatou.
- Za co...?
- Już mi lepiej. - uśmiechnął się ciepło, nie tak szeroko jak zwykle. Do niej chciał się uśmiechać szczerze.
Dziewczyna zarumieniła się mocniej.
- Chodź, odprowadzę cię do domu. Chodzenie po nocy może być niebezpieczne.
- Hai, arigatou.
Szli w ciszy, jednak żadnemu to nie przeszkadzało. Hinata co jakiś czas spoglądała na nowe oblicze chłopaka. Spokojne, z delikatnym uśmiechem z powagą w oczach. Taki Naruto był równie wspaniały co ten energiczny i żywiołowy.
- Jesteśmy. - wyrwał ją z zamyślenia.
- Tak? - spojrzała przed siebie i dostrzegła rezydencję swego klanu. - Dziękuję, za rozmowę.
- Nie ma sprawy. Jak będziesz miała jakiś problem zawsze możesz do mnie przyjść. Jesteś inna niż reszta i chciałbym cię lepiej poznać, Hinata-chan.
- Na...naprawdę?
- Tak, ale teraz muszę już iść. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, Naruto-kun. - stała w drzwiach domostwa, patrząc za oddalającym się chłopakiem.
- Co ty tu robisz, Hinata? - usłyszała z domu głos ojca.
Witam,
OdpowiedzUsuńHokage jest zaskoczony, że Naruto wie o Kyuubim, było by ciekawie jak by już wiedział kim byli jego rodzice.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Już myślałam, że hokage wspomni o rinneganie ze względu na krew Uzumakich, a tu coś nowego :)
OdpowiedzUsuń