Translate

wtorek, 21 sierpnia 2018

ROZDZIAŁ 15

Dzięki za komentarze <3 Cóż nie wiem co tu się będzie działo. Nie mam na nic siły. Nawet wakacje nie pozwalają mi odpocząć :( Teraz jestem chora i jakoś naszło mnie na pisanie, więc coś tu naskrobałam. Może dalej też jakoś pójdzie ;) 

Rozdział 15



     Naruto chyba pierwszy raz w życiu spóźnił się na trening. Wbiegł zdyszany na polanę, natychmiast dostrzegając Sennina.
- Ohayo! Przepraszam za spóźnienie!
- No jesteś w końcu. Zaczynamy. Nie mamy dużo czasu.
- Hai!
- Dobrze, pokażę ci potrzebne pieczęci i będziesz próbować sam.
- A możesz mi raz pokazać jak to robisz?
- Jasne. - złożył w ekspresowym tempie kilka pieczęci i uderzył dłonią w ziemie. Na ziemi wokół jego dłoni pojawiła się pieczęć. Koło mężczyzny już po chwili stała niewielka żabka.
- Jiraya! - wykrzyknął wesoło płaz.
- Witaj, Gamakichi.
- Coś potrzebujesz?
- Nie. Wybacz, że cię tak ściągam. Uczę Naruto przywołania.
- Naruto? Twój uczeń? - przyjrzał się dokładnie blondynowi.
- O...Ohayo-gozaimasu, miło mi poznać. - skłonił się lekko.
- Mi ciebie również. - zawołała wesoło żaba. - Powodzenia! Skoro nie jestem potrzebny, to wracam. Ja Ne!
      I zniknął zostawiając za sobą chmurę dymu.
- Dobrze, zauważyłeś jakich pieczęci użyłem?
- Eeem, jeśli się nie mylę to Dzik, Pies, Ptak, Małpa i Baran.
- Dokładnie! To dawaj!
- Hai!
     Zaciął się w palec, złożył odpowiednie pieczęci i...
- Co jest?! - zawołał zaskoczony, widząc maleńką żabkę, która nie zdążyła zgubić jeszcze ogona.
- No tak. To może trochę zająć. - mruknął Jiraya.
      Mówiąc trochę musiał mieć na myśli bardzo długie "trochę". Chłopak już od blisko sześciu godzin męczył się przyzywając kijanki, albo maleńkie żabki.
- Naruto, na wszystkich Bogów! Skup się!
- Przecież się staram! Nie wiem dlaczego to nie wychodzi!
- Jeśli tak dalej pójdzie, to nigdy nie skończysz.
- To powiedz mi co mam zrobić?! Robię wszystko tak jak ty!
- Ech, sądziłem, że do tego sam dojdziesz.
- Do czego?
- Używasz za mało czakry.
- Więcej nie mogę! - warknął wściekły.
- Co? Dlaczego?
- Nie wiem, czuję blokadę.
- Zdejmij koszulkę.
- Po co?
- Zdejmij!
      Prychnął z irytacją, ściągając część garderoby przez głowę.
- Skup trochę chakry na brzuchu.
      Na skórze brzucha natychmiast pojawiła się pieczęć.
- Hmmm, wszystko wygląda w porządku.
- Więc czemu nie mogę skumulować odpowiedniej ilości chakry?!
- Cóż, nie mam pojęcia. Może być to spowodowane faktem, że nie przebudziłeś jeszcze Siligana.
- To co mam teraz robić? Z resztą... wcześniej nie miałem takich problemów.
- Używałeś prostych technik, a nawet jeśli były trochę bardziej skomplikowane to skumulowanie odpowiedniej ilości chakry było jeszcze w zakresie twych obecnych możliwości. Do przywołania potrzebna jest duża ilość chakry, którą musisz w jednej chwili uwolnić pod dużym ciśnieniem. Nie masz wystarczającej kontroli nad swoją chakrą.
- Mówiłeś, że mam dobrą kontrolę...
- Jak na twój wiek, a przede wszystkim na fakt, że jesteś Jinchuriki. Usiądź wyjaśnię ci to.
       Naruto opadł zmęczony na trawę, zastanawiając się czy będzie się wstanie podnieść. Czuł silne zmęczenie organizmu. Do tego zużył bardzo dużo chakry, a nie do końca się jeszcze zregenerował po drugim etapie.
- Dobra, co wiesz o chakrze i jej odmianach?
- No... jest to energia zasilająca organizmy wszystkich organizmów żywych. Jest niezbędna do wykorzystania nawet najprostszej techniki shinobi. Głównie dzieli się ją na pięć kategorii. Każdy to inny żywioł. Większość ninja ma wrodzony jeden typ chakry. Istnieją też osoby o wrodzonym więcej niż jednym typie chakry. (dop. aut. nie pamiętam, jak to tam było w oryginale, ale u mnie jest tak)
- Dobrze, tutaj się zatrzymamy. Jak wiesz większość posiada wrodzony jeden typ chakry, ale to nie jest do końca prawda.
- Jak to?
- Każda osoba ma wrodzone wszystkie typy chakry, jednak w większości są one poza naszym zasięgiem. Są po prostu uśpione. Gdybyś na prawdę miał wrodzony tylko jeden nie mógł byś opanować żadnego innego, a wszyscy wiemy, że jest to możliwe, mimo, że nigdy nie będziemy wstanie ich połączyć tak jak posiadacze Kekkej Genkai. Mówi się, że każdy wkładając trochę wysiłku może opanować przynajmniej dwa typy chakry, ale tylko geniusze opanują więcej. To prawda. Możliwości ludzkiego ciała w większości przypadków pozwalają tylko na tyle, jednak teoretycznie możesz opanować wszystkie typy.
- Niesamowite. Nigdy o tym nie czytałem.
- Wróćmy jednak do tematu. Posiadacze Kekkei Gekai, czy Kekkej Tota mogą korzystać z kilku typów chakry naturalnie i tu wchodzi twój problem.
- Mój? Ja nie mam Kekkej Genkai.
- Mylisz się. Patrzysz na Siligana jak na typową technikę oczną, ale to nie prawda. Sharingan, czy Byakugan wpływa na organizm użytkownika tylko wtedy gdy jest uaktywniony. Siligan działa na całe twoje ciało, cały czas, od urodzenia. Urodziłeś się z nim, przez co urodziłeś się jednocześnie z uaktywnionymi wszystkimi typami chakry.
- Ale wcześniej mówiłeś, że mogę korzystać z technik wiatru bo jest moim wrodzonym typem, a ogień w nikłym stopniu wypracowałem.
- Trochę to uprościłem by wtedy ci nie mieszać. Miałem ci te zależności wyjaśnić gdy zaczniemy trening Siligana. Konkretniej miał ci to wyjaśnić mnich w świątyni.
- Nadal nie rozumiem.
- Masz wrodzonych pięć typów chakry.
- To znaczy, że...
- Nie gwarantuję ci, że będziesz mógł kiedykolwiek je łączyć. Wszystko zależy od ciebie. Skupmy się teraz na twoich problemach w kontroli chakry. Gdy panujesz tylko nad jednym z kilku typów chakry powodujesz lekki konflikt.
- Jaki?
- Ty władasz nad wiatrem i w nikłym stopniu nad ogniem, ale nad resztą nie. Sprawia to, że gdy się skupiasz na kontroli, wpływasz na swój wewnętrzny wiatr i ogień, ale pozostałe typy robią co chcą, zaburzając równowagę. Musisz najpierw opanować choćby w najmniejszym stopniu wszystkie typy, a wtedy zapanujesz nad swoją chakrą.
- Wciąż nie rozumiem. Skoro każdy ma wrodzone wszystkie typy chakry to dlaczego osoby kontrolujące tylko jeden czy dwa typy nie mają z tym problemu, albo osoby, które wcale nie korzystają z technik żywiołów. Moja koleżanka z drużyny Haruno Sakura. Z całą pewnością nie wie jaki ma typ chakry, a ma świetną kontrolę chakry. A co z klanem Hyuga? Nie widziałem by korzystali z technik żywiołów. Używają tylko...
- Klan Hyuuga jest specyficzny.
- Co masz na myśli?
- Twoja koleżanka z drużyny ma przebudzony tylko jeden typ. W takim razie nie ma co wprowadzać konfliktu. Jeśli chodzi o Hyuga to cały klan przekazuje sobie nawzajem naturę wody, czyli Suiton, tak jak Uchiha Katon. Hyuga bardzo skutecznie go wykorzystują w swych technikach walki, mimo, że nigdy go nie trenowali.
- Sokka. A ja? Dlaczego niekiedy świetnie kontroluję chakre a innym razem nie mogę wykonać jutsu?
- W jakich sytuacjach świetnie kontrolujesz chakre?
- No...eee... tak po prostu...
           Mężczyzna zmierzył chłopaka podejrzliwym spojrzeniem.
- Naruto?
- Jestem świetnym sensorem, ale...
- Ale?
- Ostatnio przestałem z tego korzystać. Potrafię się zupełnie wyłączyć. Skupić się na obiegu chakry w moim otoczeniu. Nawet w odległości kilku kilometrów.
- Naprawdę? To bardzo pożyteczna zdolność. To faktycznie zaskakujące, że potrafisz aż tak skupić swoją chakre.
- Zaczynam medytować i mam wrażenie jakbym leciał w wybranym przez siebie kierunku i wyczuwam każdą istotę, którą mijam.
- To niezwykłe. To bardzo wysoki poziom sensoryzmu. Niewiele osób to potrafi.
- Samo jakoś tak wyszło. Jak byłem młodszy bardzo dużo medytowałem. Z początku po to by się uspokoić, gdy było mi źle. Potem po to by móc spotkać się z Kyu. Jednego dnia siedziałem na głowie czwartego, zacząłem medytować, usłyszałem w wiosce jakieś hałasy i nagle po prostu czułem co tam się dzieje. Kyubi później trochę pomagał mi polepszyć tą zdolność.
- Dlaczego przestałeś z tego korzystać?
- Bo...
- Tak?
- W lesie śmierci kogoś wyczułem.
- Kogo?
- Nie wiem. Postanowiliśmy odpocząć po kilku godzinach biegu. Położyłem się i skupiłem na otoczeniu. Wyczuwałem jakieś zwierzęta, kilka innych drużyn, a potem mroczną, potężną energię. Ten ktoś mnie wyczuł. Poczułem jakby mnie złapał. Miałem wrażenie jakby oblazły i skrępowały mnie węże. Nie mogłem się ruszyć. - spuścił głowę, z trudem wypowiadając kolejne słowa. Wciąż na samą myśl miał ciarki.
- Węże?
-Tak. Byłem przerażony. Natychmiast pobiegliśmy do wieży, bo bałem się, że ruszy za nami. Przed egzaminem podsłuchałem, że zginęły w lesie jakieś osoby, a ANBU go nie znalazło. Pomyślałem, że to on.
- Dobrze zrobiłeś. Naruto, spróbuj porozmawiać z Kyubim może on jakoś zaradzi twoim problemom. Muszę coś załatwić. Wrócę za niedługo.
- Hai... - mruknął zdziwiony.
       Mężczyzna zniknął natychmiast, zostawiając swojego podopiecznego samego.
- Świetnie... Czyli ten ktoś był serio niebezpieczny.
       Rozsiadł się wygodniej na miękkiej trawie i skupił się na swym wnętrzu. 
- KYUBI!!! – krzyknął, widząc, że demon śpi w swej klatce.
- Czego?! – warknął.
- Nie słuchałeś  o czym rozmawialiśmy z Jarayą – sensei?
- Nie!
- Pomożesz mi? – zapytał, z lekkim wahaniem wchodząc za pręty klatki i stając przed ogromnym pyskiem demona.
- Nie powinieneś tu wchodzić zaraz po tym jak mnie obudziłeś. - warknął.
- Potrzebuję twojej pomocy. Fakt, że nie kontroluję wszystkich typów mojej chakry, sprawia, że nie mogę wykonać przyzwania.
- Tak, wiem.
- Wiedziałeś? Dlaczego nie mówiłeś, że to ogranicza moją chakre?
- Po co?
- Ty... - zirytował się. - Możesz coś z tym zrobić?
- Musiałbyś użyć przynajmniej raz mojej chakry, potem powinieneś dać radę sam. Chyba...
- Ale... przecież...
- Będziesz się musiał bardzo skupić. - ziewnął.
- Hai!
               Demon uniósł głowę z ziemi i spojrzał na blondyna swymi krwistymi oczami.
- Nie walcz z tym.
               Nad lisem zaczęła unosić się czerwona mgiełka chakry. Zafalowała ona dziko i spłynęła nad jego ciałem w stronę Naruto. Chłopak spiął się instynktownie, czując gorąco dochodzące od niej.
Wziął głęboki oddech by się uspokoić i zamknął oczy, pozwalając Kyubiemu działać. Poczuł palący ból płynący od kostek w górę. Miał ochotę zacząć krzyczeć i uciec jak najdalej, jednak stał. Już kilka razy tak robili, wiedział, że jeśli będzie walczyć to będzie boleć jeszcze bardziej i nic z tego nie będzie mieć.
- Gotowe. Otwórz oczy i wykonaj przyzwanie. 
- Uda mi się?
-Idź już!
               Kyubi praktycznie siłą wyrzucił blondyna z jego własnej świadomości. Chłopak otworzył oczy i rozglądnął się. Wciąż był sam. Złożył odpowiednie pieczęci i uderzył dłonią w ziemię. Wszystko wokół niego pokrył dym, a on sam poczuł się słabo, gdy uszła z niego cała chakra Kyubiego.
               Żaba pod nim się poruszyła a on upadł na kolana, nie mogąc utrzymać równowagi. Zaniemówił gdy biały dym się rozwiał i zobaczył kilkudziesięciometrową ropuchę, kilkukrotnie przewyższającą najwyższe drzewa. Skórę miała całą czerwoną, naznaczoną wieloma bliznami. Ubrana była w fioletowe kimono a w pysku trzymała długą fajkę. Płaz rozejrzał się po okolicy. 
- Co ja tu robię! - wrzasnął wściekły. - Jiraya! 
               Naruto podbiegł szybko do oczu płaza by ten mógł go widzieć. Spiął się gwałtownie gdy żółte oczy płaza z poziomą źrenicą obróciły się w jego stronę.
- Coś ty za jeden i jakim prawem siedzisz na mojej głowie?!
- Przepraszam. Trenowałem przyzwanie i przez przypadek cię przyzwałem.
- Ty mnie przyzwałeś, dzieciaku? - wybuchnął głośnym śmiechem. - Nie rozśmieszaj mnie. Tylko nieliczni potrafią mnie wezwać. Taki mały smarkacz, który ledwo od ziemi odrasta nie dałby rady.
- Ale to prawda! Widzisz tu kogoś innego, przerośnięta kijanko! - krzyknął zdenerwowany.
- Jak mnie nazwałeś, gnojku?! - wrzasnął, podrywając przednie łapy z ziemi. Naruto natychmiast przykleił swoje stopy i dłonie do cielska wierzgającej ropuchy by nie zlecieć.
- Opanuj się! - krzyknął, zjeżdżając bliżej oczu stwora.
- Dalej na mnie siedzisz?! Złaź! Natychmiast!
- A to niby dlaczego?! Przyzwałem cię i będę tu siedział! - krzyknął.
- Tylko Jiraya i Yondaime zasłużyli sobie na siedzenie na głowie wielkiego Szefa wszystkich ropuch.
- Mój tata mógł na tobie siedzieć? - zdziwił się. - Czekaj... Jesteś Szefem ropuch?
                Przednie łapy ropuchy opadły na połamane drzewa, a oczy znów skierowały się na chłopaka. Obejrzał go sobie dokładnie od końcówek blond włosów, przez niebieskie oczy, po same czarne buty shinobi.
- Ty jesteś synem Minato? Wygląd, to zadufanie w sobie i ta potężna chakra... Tak, bez wątpienia jesteś Namikaze.
- Ej! Nie jestem w sobie zadufany.
- Twój ojciec też myślał, że może sobie siedzieć na mojej głowie bez testu. Złaź!
- Muszę zdać test, by móc siedzieć na twojej głowie? To dawaj! Zdam wszystkie twoje testy! - zakrzyknął pewny siebie. - Jak zdam będę siedział na twojej głowie i będziesz mnie słuchał.
- Nie bądź śmieszny! Żaden bachor nie będzie rządził wielkim Gamabuntą. Nie zdasz mojego testu. Umrzesz bez sensu.
- Co, tchórzysz, bo może mi się jednak udać?
- Jak śmiesz zarzucać mi strach! - zagrzmiał. - W porządku. Test jest bardzo prosty. Musisz wytrzymać na moim grzbiecie do zachodu słońca.
- Jasne.
- Dobra. Jak wygrasz będę ci pomagał gdy mnie wezwiesz, ale jeśli to ja wygram, to ty mi będziesz służył.
 - Na jakich niby zasadach? - zapytał, wciąż pewny swej wygranej.
- Gdy będziesz mi potrzebny wezwę cię, a ty wykonasz moje polecenie.
- Zgoda, ale przypominam, że podlegam Hokage i...
- Nie będzie to w niczym przeszkadzać. - gdy tylko skończył mówić wyskoczył w powietrze na dobry kilometr. Naruto złapał się za kimono płaza i przykleił się do jego ciała, trzymając się jak najmocniej. Zareagował by odrobinę później i pewnie  by zleciał. Gamabunta skakał do przodu, do tyłu, szarpał cielskiem na boki, skakał na ogromne wysokości, obracając się w powietrzu tak, że blondyn wisiał do góry nogami.
              Po sześciogodzinnym treningu przywoływań był już ostro zmęczony, a chakry miał jak na lekarstwo, a ta cholerna kijanka skacze już od czterech godzin i wcale nie wygląda na zmęczoną. Brakowało mu już zaledwie pół godziny do zachodu, jednak nie miał już prawie nic swojej chakry, całe ciało rwało go przeraźliwym bólem, a ręce miał jak z waty. Gdy Gamabunta na chwilę wylądował na ziemi, blondyn rozejrzał się wokół i dostrzegł białe włosy swojego mentora, stojącego między drzewami i przyglądającemu się całemu zdarzeniu. Szef znów wyskoczył w powietrze. Rozkojarzony chłopak stracił kontrolę nad chakrą i jego nogi odkleiły się od ciała ropuchy. Zawisł w powietrzu, trzymając się samego kimona. Bunta okręcił się wokół własnej osi. Wszystko nagle spowolniło, Naruto czuł jak jego zdrętwiałe ze zmęczenia palce puszczają materiał.
- Kuso... - jęknął, gdy zrobiło mu się czarno przed oczami. Puścił kimono ropuchy i poleciał w powietrze, gdy nagle poczuł gorąco, które przechodziło przez całe jego ciało. Zdrętwiałe ręce same się poruszyły. Szarpnęły się do przodu, zaciskając palce na miękkim materiale. Otworzył szeroko oczy i uśmiechnął się, czując przepływającą przez swoje ciało chakre Kyubiego. Złapał mocniej za kimono i przy najbliższej okazji, przycisnął stopy do ciała Gamabunty. Cieknący po twarzy strumieniami pot, wpłynął mu do prawego oka, powodując silne pieczenie. Przymknął oko i starał się wyrównać oddech. Nawet mimo chakry Kyubiego ledwo mógł się utrzymać.
- Jeszcze tylko chwila... - wysapał. - NIE PRZEGRAM!
              Jego wrzask poniósł się po całym lesie.
- Nie daj się, młody! - usłyszał głos Kuramy.
- Nie zamierzam! Dzięki za pomoc.
- Ta ropucha zawsze mnie irytowała. To by był wstyd jakby mój Jinchuuriki przegrał z przerośniętą kijanką. - zaśmiał się głośno. - Podoba mi się to przezwisko. 
- Mogłeś zareagować odrobinę wcześniej.
- Nie pomyślałem, że jesteś aż tak słaby, że nie dasz rady.
- Ej! Nie jestem słaby. Bez twojej pomocy wytrzymałem cztery godziny, po sześciu godzinach treningu!
- Ale nie wytrzymałeś do końca, więc nie ma to żadnego znaczenia. 
               Naruto prychnął zirytowany, ale musiał przyznać mu rację. Nie ważne ile pracy w coś wkładasz, jeśli nie osiągniesz celu, nie ma to żadnego znaczenia. Rozejrzał się i dostrzegł ostatnie promienie słońca oświetlające konoszańskie lasy.
- Szefie, słońce zaszło! Wygrałem!
               Ropucha zatrzymała się natychmiast, patrząc z niedowierzaniem na zachód. Wziął kilka głębokich wdechów.
- To nie możliwe. Nikt nigdy nie wytrzymał tyle czasu.
- No widzisz, jestem pierwszy! - zawołał wesoło. - To co umowa, tak?
- Umowa, to umowa. Wygrałeś. Wzywaj mnie gdy będziesz potrzebował pomocy, ale jeśli przyzwiesz mnie bez powodu, to cię zabiję. - zagrzmiał.
- Będę pamiętał. - blondyn usiadł przy oku Gamabunty i uśmiechnął się.
- Jak ty się w ogóle nazywasz, dzieciaku?
- Jestem Naruto Uzumaki-Namikaze. I zostanę potężniejszym shinobi niż mój tata.
- Potężniejszy niż Yondaime powiadasz? Ciekawe. - stwierdził, po czym natychmiast zniknął. Naruto zleciał na głowę w tumany dymu. W ostatniej chwili się odwrócił, lądując na nogach. Zmęczone ciało nie wytrzymało uderzenia i runął na kolana z trudem łapiąc powietrze. Koło niego prawie natychmiast stanął Jiraya.
- Naruto, jak ty to zrobiłeś? Nawet ja nie wytrzymałbym czterech godzin na nim.
                  Chłopak podniósł głowę a Jiraya zesztywniał, widząc jego krwisto czerwone tęczówki.
- Kyubi...
- Spokojnie, panuję nad tym.
                   Mężczyzna westchnął ciężko, siadając obok podopiecznego.
- To już wiadomo jak ci się to udało.
- Tak, pół godziny przed końcem prawie zemdlałem, ale Kyu uratował mi skórę.
- Czekaj. Mówisz, że chakre lisa używałeś tylko przez ostatnie pół godziny.
- No tak...
- Niesamowite. Po tak ciężkim treningu pokonałeś Gamabunte. Gdybym tego nie zobaczył, to bym nie uwierzył.
- Naruto-kun! - chłopak odwrócił się w stronę głosu i dostrzegł idącą w jego stronę dziewczynę.
-Hinata - chan, co u ciebie?
- Naruto, twoje oczy są czerwone. - upomniał go Jiraya.
                 Chłopak drgnął zaskoczony, zdając sobie sprawę z własnej głupoty. Przymknął natychmiast oczy i odciął się od chakry Kyubiego. Otworzył już niebieskie oczy. Spojrzał w stronę Hyuugi, jednak jej nie dostrzegł. Wszystko wokół niego wirowało. Usłyszał jeszcze wołanie Jirayi i wszystko pokryła czerń.
                 Hinata podbiegła jak najszybciej do białowłosego mężczyzny i nieprzytomnego chłopaka.
- Naruto-kun? Jiraya-sama, co mu się stało?
- Nie martw się. Przesadził trochę podczas treningu. Musi tylko odpocząć. Zaniosę go do domu.
- Sokka. Czyli jutro nie będzie treningu. - spuściła lekko głowę.
- Oczywiście, że będzie. Widzimy się jutro o dziewiątej rano. Na polu czwartym.
- Ale Naruto-kun...
- Do rana nic mu nie będzie. Jednak przydałoby się, by ktoś poszedł rano go obudzić. Myślę, że budzik nie wystarczy. Mogłabyś?
- Hai! - zapewniła zarumieniona.
- Świetnie! - ucieszył się i zniknął w kłębach dymu, zostawiając dziewczyną samą na ogromnej polanie pokrytej połamanymi drzewami. 

5 komentarzy:

  1. No wreszcie się doczekałem kolejnego rozdziału, już zacząłem się zastanawiać czy blog nie został porzucony bez słowa wyjaśnienia, lub zapomniany.
    Czekam na następną notkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zrobiłabym ci tego, ciesze się że zainteresował cię mój blog.

      Usuń
  2. Witam,
    no udało mu się przywołać samego szefa, żab, ha i dopiero pod koniec używał mocy Kuramy....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego rozdziału :D
    Naruto pokazał Buncie co potrafi.
    Życzę weny *podaje kosz ciastek z weną* To tak na wszelki wypadek ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyżby ciacha z weną nie podziałały?

    OdpowiedzUsuń